Bez pseudo bohaterstwa coming of age wśród niecodziennych wartości, gdzie uczucia nie są mniej straszne, niż potwory. Solidne, kino przygodowe konkretnie ukierunkowane na rozrywkę. 7
Apokalipsa jest motywem w kinem nieustannie egzaltowanym i na różne metody obserwowanym. Tym razem widzimy koniec dosyć intrygująco, bez napaści wyzyskiem realnie nadchodzącego zjawiska dla wzbudzenia niepokoju i strachu, który wcale nie będzie niósł edukacyjnych treści i nie przełoży się na zmiany nawyków, tylko w Miłość i Potwory w formie przyzwoitej nastoletniej, historii przygodowej koniec świata może być subtelnym przekazaniem nadziei i chęci wyjścia ze strefy komfortu i kryjówki, by jeszcze coś uratować. Intrygująco, że tę myśl przedstawia młode pokolenie. To sympatyczna i niezobowiązująca podróż nie tylko po dorastaniu, ale również proponująca spojrzenie na młodych, nie tylko jak na eskapistycznych dziedziczy kapitalistycznych mechanizmów. Trochę uroku, trochę naiwności, mało realnego przerażenia, ale niegłupiej, ekscentrycznej drogi dojrzewania do pewnej odwagi. Bez stereotypów i jednoznacznego rozumienia, kiedy dziecko staje się dojrzałe. Coming of age wśród niecodziennych okoliczności i teen drama, gdzie miłość nie jest mniej straszna i niezrozumiała, niż potwory.
Spotykamy Joela po 7 latach od nadejścia katastrofy, która nieodwracalnie zmieniła porządek świata, próbując pozbyć się jego największego szkodnika, który na to pracował - człowieka. Opowiada nam trochę w formie zapisków z pamiętnika o sytuacji i oprowadza po świecie ocalałych. „Nie byliśmy tym zaskoczeni” mówi, co jest bardzo znamienne dla naszego pozafilmowego „tu i teraz”. Ludzie znajdują namiastkę potrzebnej bliskości i tworzą relację oraz imitację domu, mimo że w nieustannym poczuciu zagrożenia zmutowanymi owadami, które kiedyś można było potraktować kapciem lub wynieść w słoiku. Joel nie jest typem urodzonego wojownika. Gotuje, dba o ich zwierzęta oraz ma większe znaczenie dla ich wspólnoty, niż mu się samemu wydaje. Katastrofa wtrąciła się też w jego dojrzewającą wraz z nim relację. Prawdopodobnie pierwszą, wielką miłość, która ma imię Aimee. Kontaktują się co jakiś czas, będąc w innych koloniach. Osamotniony i stęskniony Joel uważa, że to jedyna bliska osoba, która została mu na tym świecie, w którym warto przygotować się na to, że do niczego nie da się przygotować. Niecodzienna sytuacja i niewinne spojrzenie na uczucia sprawia, że bohater, który widział jedynie potwory na swoich obrazkach wyrusza w 7-dniową podróż do swojej miłości. Nie będzie to młody Indiana Jones w bluzie sportowej ani nagle nie odnajdzie w sobie irracjonalnie superbohatera, kiedy sam plecak waży prawie tyle, co on. Skonfrontuje swoje wyobrażenia z rzeczywistością w imię uczucia…
Brzmi bardzo podniośle i romantycznie, prawda? Na szczęście Miłość i Potwory bardzo sympatycznie i bez wciskania nam kitu potrafi spuścić z tego powietrze i skupić naszą uwagę na drodze, a nie na celu. Nieprzewidywalna podróż będzie interesująca, zaskakująca i również wytworzy ciekawą więź bohatera… z psem. To dopisuje ogromną wartość dodatnią dla wiarygodności i szczerych intencji tej produkcji. Mamy tutaj ciekawie przedstawione kino dorastania, bez nagle wtórnej wzniosłości bohaterskich czynów, a właśnie trzymania dystansu od takiej emfazy. Dostajemy też skromną przypowieść o rozumienia wartości ofensywnej postawy wobec życia i docenienia bliskich w akompaniamencie zmutowanych robali. Proste wartości, ale niepokazane, jak odkrycie nowych i nieznanych lądów. Film chce krzepić, bez słodzika.
Miłość i potwory potrafi być też fascynująca w swojej scenografii i budowie. Mimo że zachowuje się momentami, jak gra platformowa, gdzie bohater ma więcej, niż jedno życie i oczywiście, że mamy sceny mało wiarygodne, ale „umowność” i kierunkowskaz intencji filmu kompletnie nie obiecuje nam czegoś innego. Zdecydowanie kino, które nie kreuje się na nic więcej, a osiąga dzięki temu bardzo solidną, z kilkoma emocjonalnymi zakrętami przyzwoity poziom konkretnej rozrywki z nienachalnie zbudowaną nadzieją.
Film całkiem przyjemnie się ogląda; jest tu dość dobra filmowa fabuła i ciekawa a jednocześnie akcja jest dość dynamiczna powiązana z dużą ilości przygody. Główny bohater jest trochę fajtłapowaty ale ogólnie nie brak mu odwagi do walki z mutowanymi insektami i płazami. Cały film jest doprawiony lekkim humorem i małym wątkiem miłosnym. Polecam do oglądania.