Cisza... i niepokój. Bez aforyzmów, a z nerwami na wierzchu o tym, jak usłyszeć siebie. Niejednoznaczny portret, gdzie piekielnie inteligentnie i przewrotnie osadza centrum dramatu. 8
Czyż utrata zmysłu nie sygnalizuje nam kina, które pokażę rozdmuchaną wielką tragedię lub coachingową, podnoszącą na duszy historię silnego człowieka? Czmycha od tych klisz intymnym, osobistym dramatem, w którym utrata słuchu nie jest epicentrum, a lontem przy opakowaniu dynamitu film Sound of Metal. Symbolicznie, z wielkim humanizmem i bardzo impulsywnie Darius Marder opowiada metaforycznie o utracie słuchu, by opowiedzieć o usłyszeniu prawdy o człowieku. O ludzkiej potrzebie zagłuszania swoich myśli ze strachu i dezorientacji oraz zrozumienia, że tak wiele ma swoje źródło w głowie i sposobie myślenia. Seans trans, w którym na różne sposoby formalne i narracyjne doświadczamy świata bez dźwięku, tylko czy to znaczy bez sensu? Niejednoznaczny portret bez traktowania bohatera taryfą ulgową, bez prostych wzruszeń.
Ruben jest muzykiem metalowym, u którego hałas to codzienność, rytm muzyki nadaje rytm życiu, ale bez patosu. Wraz z Lou, kobietą, z którą tworzą wspólnie duet muzyczny, ale i życiowy, swój mikroświat, są w trakcie trasy koncertowej. W pewnym momencie, bez żadnego wstępu następuje cisza w życiu Rubena, ale wraz z nią spokój. Podążamy wraz z nim przez różne etapy traumatycznego doświadczenia, gdzie odzyskanie przez niego słuchu będzie możliwe tylko dzięki „uszom zastępczym”, ale nie wróci do tego co było. Ruben to wypiera i spiera się z tym. Towarzyszymy mu w katastrofie, w jego wyparciu problemu, chęci błyskawicznego naprawienia sytuacji i pragnienia, by nic się nie zmieniło…
Sound of Metal to kino bez nieznośnej duchowości przekazujące nienachalnie, ale wybitnie celnie myśli, że żeby się w siebie wsłuchać, nie trzeba słyszeć. Utrata słuchu to punkt wyjścia, nie tu tkwi centrum tragedii naszego bohatera i problemu. To jest tylko włącznik, który uruchamia w nim strach i lęk przed czymś nowym, innym, uczuciem bycia niepełnym i niewystarczającym, które z pewnością mu towarzyszyło, o czym świadczy fakt, że brał heroinę. Trafiając do ośrodka, w którym nie leczy się z głuchoty, a uczy się życia z nią, nie jako defektem i nieodwracalną porażką, próbuje cały czas spierać się z tym faktem. Doskonały początek pełen skrajnych emocji, podniesionego ciśnienia z czasem ustępuje bardzo powoli przeprowadzając nas przez różne etapy Rubena. Jego problem nie tkwi w uszach, a w głowie. To z nią boi się skomunikować, a teraz trudniej od niej uciec bez rozpraszających dźwięków. Niejednoznacznie i bez hałasu podaje nam te treści reżyser.
Sound of Metal też nie dając się złapać mackom gatunku kina muzycznego, czy melodramatycznego, pokazuje również stan uzależnienia, który nie kończy wraz z odstawieniem. Jak jest skonstruowany umysł osoby uzależnionej. Ruben cały czas pędzi, ucieka od siebie, nie potrafi być ze sobą sam na sam, chce odtworzyć poprzednie cztery lata, kiedy nie brał i przerzucił swoje uzależnienie na swoją partnerkę Lou, gdzie byli sobie wzajemnie ratunkiem. Ta wzajemna odpowiedzialność, co zostaje bardzo nienapastliwe, ale cały czas wśród tych mikro bezpośredniej ekspresji z makro efektem pokazane, jest o wiele krócej przywiązująca, a o wiele bardziej obciążająca i toksyczna.
Film zaprasza nas do świata Rubena doskonale i bez truizmów patopsychologicznych na poziomie formalnym. Przechodzenie ze świata zewnętrznego do świata wewnętrznego, jego doświadczanie dźwięku jest awangardowe i zrobione z chirurgiczną precyzją, ale też znajduje swoje uzasadnienie w opowieści filmowej - odkrywamy razem z nim nie tylko świat bez dźwięków, ale z innym rozumieniem i skupieniem. Martwimy się podczas seansu bardziej o niego, nie czując pewności, że wystarczy przywrócić mu słuch. Jego strata sprawia, że Ruben musi się skonfrontować z wieloma rzeczami, które weryfikuje jego nieodwracalnie zmienione życie. Do tego wiarygodność awansuje tak błyskawicznie i się nie chwieje, bo Riz Ahmed, który miota się jak mucha w słoiku, popada w skrajności, jest niestabilny emocjonalnie i dobrze ogrywa postać doświadczającą tak wielu emocji, w tak krótkim czasie oraz nie dopuszcza do siebie cudzego zdania i nie z powodu problemów ze słuchem, a ze słuchaniem, zaufaniem, zawierzeniem komukolwiek, skoro sam siebie też naprawdę nie jest pewien.
Sound of Metal to film, który fascynująco i nie poruszając się pod powierzchni podejmuje temat utraty zmysłu, pokazując, że jest to czynnik, który może uruchomić wiele innych, zaległych problemów. Od hałasu metalu na początku, do odejścia od w innym znaczeniu metalowego, mechanicznego hałasu na końcu. Niesamowicie pozostawia w tyle i unika jakichkolwiek powtarzalności, ckliwych historii oraz nie tracimy bohatera z oka ani na moment. Nie ogłuchnąć na refleksję. Da się tańczyć nie tylko w ciemnościach, ale i ciszy.
Piękny film z przepięknym zakończeniem.