Wszystko lepsze, co się szczerze zaczyna. Kino Aleksandra Pietrzaka dojrzewa, a on jest osamotniony w komedie familijne w Polsce, bez nadmiaru i szczerze afirmujące życie, niekłamiące. 7
Wrażliwe, komunikatywne z rzeczywistością, bez scenariusza jako pretekstu, ale mające do siebie umiejętny dystans kino familijne w Polsce? Nie pytajcie, czy w tej bajce były również smoki. Taki przyjemny, bez naddatku dramatycznego, świadomy swojej czułości jest film Czarna owca. O doświadczeniach międzypokoleniowych i relacjach rodzinnych, bez nadmiernego sentymentalizmu, ale też inwazyjnej dramatycznie narracji, nietonące w gagach i żartach, bez ciężkiej robi stworzone, czasami jednak rozrzedzone poprzez nadmiar podejmowanych tematów i niewyczerpanie wątków. Jednak Aleksander Pietrzak umie rozmieszać i się zaśmiać, ale też zwielokrotnić film o coś więcej i na razie jest dosyć osamotniony w tej dyscyplinie filmowej w Polsce. Game changer to nie jest, ale też może być czarną owcą wśród nieskutecznych, kabaretowych, wiotkich w emocjach filmów, które nie bałyby się nie być thrillerami emocjonalnymi, ale jednocześnie też niepiknikowym kłamcą o życiu.
Zaczyna się od końca... wielu filmów. Mamy trzy pokolenia żyjące w ogromnej zażyłości. Z ponad 20-letnim stażem małżeństwo, opiekujące się ojcem z demencją i syn z dziewczyną. Pewnego dnia nastąpi moment, w tej całej konstrukcji, która wydaję się być stabilną budowlą silnych i długich relacji, że okaże się ona domkiem z kart, w którym podmuch jednego, szczerego wyznania zburzy wszystko. Magda, nauczycielka katolickiego liceum czuje, że nie odkryła do końca siebie, nie mając na to czasu poprzez szybkie małżeństwo, z będącym w kryzysie rezygnacji i światem irytacji Arkiem. Natomiast ich syn Tomek nie potrafi się zaangażować i porozumieć się ze swoją dziewczyną Asią. Wszystkiemu przygląda się dziadek Walenty, który, możemy się tylko zastanowić, co by powiedział na to domino, które następuje.
Czarna owca to kino delikatnej refleksji i bezwarunkowego zrozumienia braku człowieka idealnego oraz zgrabnego pokazania, że życie i pewność to oksymorony. Pewne truizmy potrafi opakować w bardzo nieprzeestetyzowane, nieprzefiltrowane przez polskie fantazje seriali o rzeczywistości, dojrzewające na naszych oczach kino. To nie jest film, który ma zamiar skonfrontować nas z niepowtarzalną historią, przeczołgać nas po ziemi, a pokazać nam, że co domek to potworek — destrukcje i wybuchy nie zawsze muszą mieć wzniosły akompaniament. Ta narracja o relacjach i odbudowywaniu na pewnych zgliszczach czegoś nie jest naiwna — jest szczera. Do tego komizm sytuacyjny z doskonałym poprowadzeniem aktorów i pozostawieniem im mnóstwa przestrzeni do ekspresji, szczególnie dla Magdaleny Popławskiej i Arkadiusza Jakubika zupełnie się nie chwieje.
Czasami jednak następują małe zgrzyty i nierównowaga tej samej uwagi wobec wątków. Chwilami też reżyserowi zdarza się lekka czkawka w temacie stereotypów, gdzie z niektórymi się super rozprawia, a niektóre jednak powtarza — dziewczyna mówiąca nieustannie o dojrzałości, posiadanie dziecka jako synonim rodziny. Jednak gdzieś finalnie to się splata w wyrozumiałą historię wobec człowieka, który cały czas przez życie chodzi, jak po polu minowym. Może drżąco spacerować, patrząc pod nogi, przegapiając wiele albo ryzykować błędy i pomyłki, ale wiedzieć, że można je przeżyć i żyć życiem wybranym.
Wszystko lepsze, co się szczerze zaczyna. Każdy z nas jest czasami czarną owcą. Dojrzałe kino, bez symulacji życia, o odpowiedzialności nie tylko za siebie, zezowatym szczęściu, kompromisach. Czarna owca afirmuje życie i relacje ze świadomością ich złożoności.
Ciekawy film. Tematy może banalne, ale przez to przyciąga. Duży plus za niepowtarzalną obsadę.