Kto się czubi, ten się lubi. 7
Bridgertonowie to bardzo luźna adaptacja powieści autorstwa Julii Quinn. Twórcy mają za nic prawdę historyczną i zdarzenia z książki. To żaden problem, aby przywrócić do życia kilku zmarłych bohaterów lub dodać od siebie nowe postacie. Wprowadzają różnorodność rasową i zmieniają wydźwięk niektórych wydarzeń dobrze znanych z pierwszego tomu cyklu. Wszystko to przełożyło się na wiele kontrowersji związanych z produkcją. Nie oznacza to jednak, że należy od razu skreślić ten serial.
Najstarsza córka z rodu - Daphne (Phoebe Dynevor) wkracza na salony. Mimo urody i okrzyknięcia „najlepszą partią na wydaniu” i sporego zainteresowania kandydatów pozycja dziewczyny jest zagrożona. Przyczynił się do tego starszy brat Daphne (Jonathan Bailey), który odrzuca każdego kawalera i plotki pod adresem Bridgertonów w gazetce niejakiej Lady Whistledown. W związku z tym Daphne decyduje się na układ z księciem Hastingsem (Regé-Jean Page). Mają udawać zakochanych, aby polepszyła się pozycja dziewczyny, Hastingsowi zależy natomiast na utracie zainteresowania jego osobą przez przedstawicielki płci przeciwnej.
Serial to połączenie Dumy i uprzedzenia z Plotkarą. Mamy tu romanse, kostiumy, życie na salonach, debiutantki, plotki, intrygi i tajemniczą Lady Whistledown, od której zależy społeczna pozycja wszystkich. Nie jest to kino zbyt ambitne, jednak można całkiem dobrze bawić się podczas seansu. Klimatyczne stroje naśladujące epokę, interesująca obsada aktorska i pomysłowy scenariusz sprawił, że mimo kontrowersji Bridgertonowie zgromadzili sporą publikę.
Twórcy serialu bardzo luźno podeszli do treści zawartej w książkach Julii Quinn. Dzięki temu pod płaszczykiem fikcyjnie wykreowanego świata udało im się ukryć kilka poważnych problemów współczesnego świata. Czasami ich przedstawienie jest aż zbyt nachalne. Przykładem tego może być młodsza siostra Daphne, która jeśli tylko pojawi się na ekranie, narzeka, jak to kobiety mają źle i generalnie wolałaby być mężczyzną. Nie należy jednak oczekiwać zbyt wiele, serial to raczej przyjemna historia o miłości, nie ma tutaj zbyt wiele morałów.
Sporo osób zarzucało produkcji zakłamywanie rzeczywistości, czego przykładem mogą być czarnoskórzy na salonach czy nawet pomieszanie strojów i fryzur z różnych epok. Trudno jest jednak mówić o nieprawdzie w fikcyjnie wykreowanym świecie. Większość kwestii jest całkiem logicznie wytłumaczone. W połączeniu z dobrą obsadą aktorską, całym scenariuszem, pięknymi zdjęciami i rewelacyjnie dobraną muzyką otrzymujemy przyjemne dla oka widowisko, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
Bridgertonowie to połączenie klasyków pokroju Wichrowych wzgórz czy Dumy i uprzedzenia ze współczesnymi motywami pokroju Plotkary. To nietypowe zestawienie sprawdza się niemal w 100% i można bardzo dobrze bawić się w trakcie seansu. Nie ma co liczyć na ambitne kino, ale to zdecydowanie pozycja, podczas której seansu na pewno nie będziesz się nudzić.