Bycie człowiekiem w czasach nieludzkich. Bestie z naszych krain tylko bardzo anegdotyczne i jednoznaczne. Szlachetność za głośno krzyczy o swojej obecności. 3
Kino, które nie wypuszcza z rąk ani przez chwilę cennych wartości, tak deficytowych w świecie, uruchamia mechanizmy empatii i łatwych wzruszeń. Takim niestety prostym mechanizmem operuje, będąc więcej, niż referatem o superbohaterze, mniej niż jakąkolwiek więcej, niż jednowymiarową historią o wyjątkowej wartości obecności człowieczeństwa, które to z powodu chęci dominacji i segregacji stworzyło świat dla ludzi... wybranych jest film "Ciotka Hitlera". Niestety w wyżej wspomnianych rękach brakuje miejsca na adekwatne do rzeczywistości jakiekolwiek znaki zapytania, supełki i złożone problemy natury etycznej i moralnej. Wszystko jest zero-jedynkowe w tym filmie i nie potrafi kompletnie tego wybronić. Esej o byciu dobrym za wszelką cenę, tylko tak z mało bijącym sercem. Szlachetność, dopóki się jej nie recytuje, może być piękne przedstawiona.
Mamy lata 40. XX wieku, czy gdzie supremacja ludzi była codziennością, a polaryzacja zbierała okrutne żniwo. Wędrujemy od opowiadania o prostodusznym człowieku Leonie, który wraz z synami jest piaskarzem i pływa po Wiśle, cały czas idąc w opozycji do jakiejkolwiek egoizmu i dbania wyłącznie o swoje istnienie, do historii rodziny pochodzenia żydowskiego, która nie może oddychać na świeżym powietrzu pełną piersią. Ich wartość jest spieniężona, a ich życie to nieustannie ukrywanie się. Labirynt ich rzeczywistości robi się coraz bardziej zagmatwany i coraz mniej wierzą w to, że z niego da się wydostać. Pewnego dnia Leon uratuje kobietę i jej córkę z wody i spróbuje je przekonać swoją troską i opieką do wartości, jaką jest życie i zaryzykuje wiele. Jeżeli jest szansa na pomoc drugiemu człowiekowi, to nie pytasz, a to robisz - tak funkcjonuje nasz bohater.
Ciotka Hitlera to mógł być bardzo skromny obraz pięknej postawy w czasach szpetnych, ale film od początku opowiada oczywistości, tak też odrysowuje wręcz z szablonu stereotypów naszych bohaterów. Obietnica historii o brutalności świata i stanięciu naprzeciw temu w oszczędnej formie niestety szybko zaczyna ewoluować z bezradności w widowisko żebrzące, wręcz o wiarę.
Film bardzo szybko staje się widowiskiem o ostatnim sprawiedliwym. W tych ponurych barwach, tak naprawdę są same barwy podstawowe i to nie czyni filmu intymnym studium, a po prostu ciężką dosyć ręką i wielkimi literami przepisaniem historii o dobrych i złych. Nie ma tu żadnego wyzwania dla widza, a i te podejmowane przez bohaterów, tak skrótowo i bez wyobraźni opowiedziane stają się również być niezobowiązującą anegdotą. Bestie z naszych krain, są tutaj jedną z wielu opowieści, jak nierentowne jest bycie dobrym. Proste słowo, za prosty film.