Najlepsze filmy 2016 roku (lista aktualizowana) 11
Przedstawiamy Wam listę najlepszych filmów 2016 roku. Na początku każdego miesiąca zaprezentujemy Wam zestawienie najlepszych produkcji, które można było zobaczyć w polskich kinach. Lista będzie aktualizowana na bieżąco, dzięki czemu dostaniemy zestawienie filmów, które zdaniem redakcji FDB były najlepsze w obecnym roku. Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wyborami, komentowania i dzielenia się swoimi propozycjami.
Strona 12 z 12
STYCZEŃ – LUTY – MARZEC – KWIECIEŃ – MAJ – CZERWIEC – LIPIEC – SIERPIEŃ – WRZESIEŃ – PAŹDZIERNIK –
LISTOPAD -
GRUDZIEŃ
NAJLEPSZE FILMY – GRUDZIEŃ
KUBO I DWIE STRUNY
Knight nie tworzy łatwej opowieści, która mami kolorowymi obrazkami. Całość przypomina układankę origami, zmieniając kształty i ton, powodując zachwyt nad wizualnym dopracowaniem. Dużym atutem Kubo i dwie struny jest niezwykłe tempo opowiadania, dzięki czemu ani na chwilę nie można odwrócić uwagi. Sam chłopiec wielokrotnie podkreśla, że kiedy zgubimy jakiś element historii, nie będziemy mogli jej w pełni zrozumieć. Daje tylko krótkie momenty na mrugnięcie okiem i zaraz z powrotem wbiega na tory pędzącej opowieści, by wraz z małpką i żukiem odnaleźć magiczną zbroję.
LAMENT
Lament to trochę taka maskarada gatunkowa, taki danse macabre, ale idealnie rozgrywający groteskę, oraz tworzący malownicze konstrukcje, pełne katastrofizmu i niedoskonałości ludzkiej, przerysowanej jak u Boscha. Mamy też imponujące portretowanie pewnych wewnętrznych dla tej kultury rytuałów, a film wpisuje się idealnie w kategorie „nocne szaleństwo” na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzotny. To nie jest film rozsądku i wstrzemięźliwości, a ceremonialnego, w nastroju noir, karania za dopuszczenie się złego czynu. Piekło bez rozkoszy ziemskich. Parafrazując Festiwal Kina Azjatyckiego – to film wielu smaków.
GIMME DANGER
Gimme danger daje nam, jak w tytułowej piosence – trochę niebezpieczeństwa i namiastki tej sowizdrzalskiej codzienności (niecodziennej) zespołu – a twórca gra z chłopakami w jednym teamie. Nie jest to rewolucyjne i nie broi przy definicjach dokumentu, ale jest szczere, nie cenzuruje i nie manipuluje. Gimme danger to trochę spowiedź, ale dla kumpla, który w połowie tych akcji uczestniczył, bez zadania pokuty i szczególnego żalu za grzechy. Piekielnie nastrojowe, dokumentalnie nienowe.
IKONA
Ikona to mądra refleksja o chorujących ludziach, gdzie do braku rozwiązania problemu przyznaje się sam lekarz. „Życie we własnym świecie” – tak mówi o stanie pacjentów doktor, czy nie brzmi to bliźniaczo albo znajomo w kontekście większości artystów? Jest smutno i trudno, ale nie tylko nam oglądając dokument, ale przede wszystkim pacjentom, którzy nie wyzdrowieją tam nigdy. I zostawienie nas z tą bezradnością i bezsilnością wobec sytuacji sprawia, że zastygamy na dłuższą chwilę po seansie. Tak działa doskonały dokument – wwierca się w głowę, nie pozwala nam oglądać opowiadanej historii jako ciekawostki ze świata, a angażujemy się w to "szambo" po kostki, robiąc na dodatek w nim przysiady.
SIEDEM MINUT PO PÓŁNOCY
Bayona w ciekawy sposób żongluje nastrojem, prowadzi bardzo subiektywną narrację. Przedstawia świat oczami małego chłopca, ale daleko mu do naiwności i łopatologia cukierkowej rzeczywistości. Siedem minut po północy to kino wielkiego kalibru. Emocjonalny buldożer, który sprawia, że nie można o nim zapomnieć.
PATERSON
Paterson rozpływa się w dopieszczonych kadrach i nienachalnym poczuciu duchowości. Jarmusch pokazuje kompletny obraz nadziei w beznadziei, poszukiwania własnego miejsca w świecie. I choć wprowadza odrobinę szaleństwa w postaci Laury, bliżej mu do Kawy i papierosów niż Tylko kochankowie przeżyją. Stoicyzm Patersona denerwuje, ale pokazuje, że w spokoju tkwi ogromna siła. A w chwilach niepowodzeń warto rozpoczynać na nowo. Z filmu płynie banalne przesłanie, ale wystarczy powiedzieć „acha” za nieznajomym Japończykiem napotkanym na końcu i kroczyć dalej w swym małych sensach życia.
ŁOTR 1. GWIEZDNE WOJNY – HISTORIE
Gareth Edwards stworzył niesamowite kino osadzone w świecie Star Wars. Film posiada własną tożsamość, jest czymś całkiem innym niż historie znane z sagi. Nie zatraca przy tym jednak klimatu i emocji, które możemy doświadczyć w trakcie oglądania oryginalnej trylogii. Niesamowicie efektowny – pod żadnym pozorem efekciarki – trzeci akt, który na stałe zapisze się w historii Gwiezdnych wojen. No i to zakończenie – które dla fanów powinno być oczywiste, to i tak wywoła wiele emocji. Film pokazujący Rebelię z całkiem innej strony, ona także miała swoje za uszami i Edwards w znakomity sposób to prezentuje. Jest to wielka sprawa, jeśli weźmiemy pod uwagę problemy z jakimi borykała się produkcja.
Pogadajcie z Grzegorzem, by przy tych filmach był jakiś znaczek "Redakcja poleca" czy coś :)