RECENZJA: Amerykańska Sielanka 0
Amerykański sen dla wielu okazał się koszmarem lub obudzili się z niego za późno. Ta piękna i silna, wielokulturowa potęga świata i gościnności nie zawsze tak wyglądała (i nie wygląda) i pod paznokciem ma niejedno. Ewan McGregor właśnie to wygrzebuje na światło dzienne na przykładzie jednej rodziny, która nikomu do gardła nie skakała, ale rzeczywistość niczym nie sprowokowana poharatała ich. Amerykańska sielanka w mądry, bez fajerwerków, ale solidny sposób pokazuje że szczęścia nie można sobie zaklepać, niezależnie jak mocno unikamy zagrożeń. Jednak nie mówi też nic, czego byśmy już nie widzieli i nie słyszeli.
Historia, którą dostajemy zaczyna się formą opowieści w opowieści – taka narracja nakładkowa naddaje historii zawsze wartości dodatniej. Na spotkaniu absolwentów pojawia się dwóch znajomych i zaczynają wspominać. Przyglądają się gablotce z największymi sławami szkoły . Widnieje w niej przede wszystkim Seymour, brat jednego z nich. Kolega nie zna historii, przekonany że tak popularny, przystojny mężczyzna, któremu pan Bóg sam wysunął nogi do schwytania, wiedzie szczęśliwe życie. Jest w błędzie. Jego sielanka, zamieniła się w piekło.
Dostajemy dramat, w którym wszystko co definiowało szczęście Amerykanów w latach 60, odwraca się w pewnym momencie do nich plecami i ładuje broń, celując im w głowę. Seymour ma piękną żonę, kiedyś miss, teraz zajmującą się gospodarstwem poza miastem, córkę, która mimo problemów z jąkaniem rośnie na wyjątkową postać.* Ten domek dla lalek jednak okazuje się mieć strukturę domku z kart i naruszenie choćby jednej z kart spowoduje lawinę. A będzie to ich córka, a może Amerykańska historia, której ofiarą padła*
Zbyt grubą i wyraźną kreską jest przedzielony czas szczęśliwości pełen ostrych i żywych barw (w estetyce zdjęć jest to również odznaczone) od bomby, która wybucha dosłownie i w przenośni w życiu naszych bohaterów, rozkładając ich życie na wiele drobnych kawałków, które chce nieskutecznie poskładać tylko jedna osoba – Seymour. Na przykładzie jednej rodziny Ewan McGregor próbuje pokazać jak marzenia pokolenia lat 60 ścierają się z szorstką rzeczywistością i zadaje pytanie, czy chęć bycia szczęśliwym w obliczu globalnego cierpienia może mieć miejsce, czy nie jest przypadkiem unikiem i ignorancją, za którą przyjdzie zapłacić. Pośród jęków ciężko krzyczeć z radości, co próbuje udowodnić im ich córka, coraz bardziej angażująca się politycznie, doprowadzająca do całkowitego rozbicia strefy komfortu, w której rozsiedli się wszyscy.
Ewan McGregor nie odkrywa nowych lądów kiedy w kontrze do amerykańskiego snu stawia realia, które są koszmarną jawą, napędzaną nierównością polityczną i szczęściem dla wybranych. Natomiast o wiele ciekawiej i bardziej gibko narracyjnie idzie mu, kiedy Amerykańska Sielanka zajmuje się osobistym dramatem rodzinnym i tym jak nieidealnie się funkcjonuje w rodzinie idealnej i ile błędów rodzicielskich można popełnić dobrymi chęciami i nadopiekuńczością. Nie trzeba myśleć żeby być szczęśliwym, nie można myśleć żeby być szczęśliwym – ta teza w filmie realizuje się cząstkowo, bo niestety dosyć zerowy jest styl opowiadania, bardzo poprawny i podstawowy.
Ocena: 6,5/10
Komentarze 0