Recenzja: Dalida. Skazana na miłość 0
Kino biograficzne już dawno sięga po coś więcej, niż ilustrowane biogramy bohaterów, o których opowiada. Dalida. Skazana na miłość jest jednak przykładem nieporadności wobec postaci. Nie ma w ogóle pomysłu o czym chce opowiedzieć albo szarpie się z różnymi konwencjami, a wszystkie próby narracyjne obrażają inteligencję widza. Gra i nie widzi, że wszyscy wiedzą co ma w talii. Chcąc wszystko, nie doprowadza nic do końca. To kino, które się miota, ale nie naszymi emocjami.
Dalida to wielka ikona przede wszystkim świata muzyki popularnej, ale później i kina. Całe życie spędziła na scenie zdobywając status kultuowej i mając wpatrzone w siebie miliony oczu. Poza sceną było jednak odwrotnie. Codzienność nie była jej specjalnością, a nawet jedna para oczu zwrócona w jej stronę zawsze była czymś tymczasowym. Pojawia się w jej życiu wielu mężczyzn, tylko jej wiara w miłość totalną i romantyczną, kompulsywną, kończyła się dla nich często tragicznie. Stąd nazwa – skazana na miłość. Dalida nie żyła trochę, żyła namiętnościami. Towarzyszymy w jej biegu podczas największych sukcesów, potem przeskakujemy do momentu wielkiego kryzysu, pojawia się oczywiście w próbie psychologicznego farszu kontekst jej dzieciństwa, potem znowu przenosimy się w czasie.
I tak krążymy wokół Dalidy, nie dotykając niczego prawdziwego – a kulisy jej życia nie są w żaden sposób dramatyczne. Nie ma ciężaru tragicznego, wszystko jest skrótowe, jak wycinki z życia, gdzie nie da się rozpylić w przestrzeni atmosfery i powdychać jej, bo szybko przechodzimy do innego pomieszczenia. Wszystko jest wystudiowane i cały film jest, jak jedno z jej przedstawień scenicznych. Nie przysiadamy się blisko bohaterki, a jeżeli już to jest to tak żenująco przedstawione, z nieskutecznymi dialogami i chcemy usiąść jednak o wiele dalej. Co prawda słów pada mniej, niż melodii, które mają komentować jej życie i być pararelne do tego co obecnie się dzieje. To jednak zabieg podkreślający słabość napisania scenariusza, bezradność opowiadającego. Na naszych oczach robi się muzyczna, uproszczona wersja życia wielkiej postaci, gdzie nikt nam tej wielkości w filmie udowodnić nie potrafi i nie zamierza.
Film też nie ma nic ciekawego do powiedzenia narracyjnie w kontekście innego tematu, który rozpędza się bardzo odważnie i obiecująco, ale traci szybko całe paliwo: kobiety szukającej afirmacji na skalę światową, zawsze samotnej, nigdy jednak nie samej. Mającej siłę zachwycać miliony, ale nigdy siebie. To też szybko zostaje pozostawiane na „później”, które nie nadchodzi.
Dalida. Skazana na miłość o wielkiej postaci ponosi wielką porażkę.
Ocena: 4/10
Komentarze 0