Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzje: U pana Marsa bez zmian 0

Ale na ziemi za to wiele. Parafrazując tripową książkę, trafiającą do jądra szaleństwa Marka Vonneguta "Eden Express" to obłęd jest zdrową i racjonalną reakcją na chore i irracjonalne społeczeństwo. O tym też w czarnej komedii, wymieszanej z kinem drogi, a nawet z familijną posypką, opowiada bez zachowania zasad BHP Dominik Moll w filmie U Pana Marsa bez zmian.

Historia zaczyna się niewinnie. Nasz bohater to ojciec dwójki dzieci, rozwiedziony z żoną, pracujący w firmie bez większego entuzjazmu, czy zaangażowania. Kolejny w szeregu taśmy produkcyjnej codziennych fantomów życia. Życie bez entuzjazmu ze strony Marsa, urozmaica dołączenie w zespole do kolegi i pomoc mu w pewnym programie – ich praca jest tak nudna, że reżyser sugeruje nam to, umyślnie unikając dłuższej refleksji na temat ich zajęcia. Jerome to postać, która zdecydowanie nie pasuje do obecnego miejsca pracy. Mars siedzi w krawacie uciskającym mu szyję, a ekscentryczny kolega bez butów konstruuje coś z materiałów biurowych. Naszego bohatera uwiera i uciska nie tylko strój, ale z czasem się okaże, że również monotonia życia. A nośnikiem zmian w nim będzie Jerome, który podczas napadu szału w pracy rzuca tasakiem i niechcący ucina ucho naszemu bohaterowi.

Vincent van Gogh odciął sobie ucho podczas pewnego szaleńczego epizodu. Tutaj jakby utrata ucha, zaczyna dodawać kolorów w życiu naszego bohatera. Jerome niechcący się wprowadza do niego, uciekając ze szpitala psychiatrycznego, a potem pojawia się Chloe, która boi się dotyku, ale została wypuszczona wcześniej z ośrodka i wpada "na chwilę" odwiedzić zakochanego w niej Jarome. Mars paradoskalnie wydaje się być skrajnie dobrym i wyrozumiałym, co doprowadza do tego, że pozwala mieszkać u siebie człowiekowi, który odciął mu ucho. Jednak w tej dobroci jest raczej mnóstwo bezczynności, bierności oraz obojętności, która krzywdzi (na przykład miliony zwierząt – trochę w tym Pokotu). Cały cyrk, który przejeżdża przez jego życie, tak naprawdę wiele mu uświadomi. Odbierze spokój, ale wybije z automatyzmu i życia z przyzwyczajenia. Destrukcja jest często niezbędna do wprowadzenia nowego porządku. Elementy oniryczne, jak objawianie się martwych rodziców i symobliczne latanie bohatera w skafandrze, gdyż czuł się na ziemi obcym, tworzą doskonały duet z narracją.

U pana Marsa bez zmian, to dzieło bezkompromisowe i szalone, jak jego bohaterowie, ale podejmujące narracyjnie o wiele bardziej przemyślane decyzje, niż jego postaci. Nie pokazuje wycinka dziwności, a z odwagą i brawurą cały przekrój. To doskonała perora na pragamtyzm. Wywraca życie bohatera do góry nogami, ale on sam od dawna stał już na głowie. Bo cóż normalnego jest w wykonywaniu czynności, których się nie lubi i pracowaniu w miejscu, które nas nudzi.

To gorzka, ale przede wszystkim rymowana z absurdalnym humorem, satyra na sytuację, jaką jest tkwienie w czymś z nawyku, a nie z chęci i miłości. Bez dużego ciężaru interpretacyjnego, ale z doskonałą energią, impetem i konkretem. W tym filmowym obłędzie nie ma błędu.

Ocena: 8/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…