Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Kingsman: Złoty krąg 0

Kontynuacje filmów, które zachwyciły i nawet pogodziły wybrednych krytyków razem z widzami kina rozrywkowego, to i tak ryzykowne posunięcie. Podjęli się go jednak twórcy Kingsman: Tajne Służby, tworząc kolejną część Kingsman: Złoty krąg. Spokojnie, można to oglądać jako odzielne byty, jednak nie będziemy mieli możliwości porównania, ale szybko się połapiemy co, kto, z kim. Jedno jest pewne, mimo pewnych rozprężeń, seria (?) zachowuje dalej charyzmę, wyobraźnię i jest hurtowo rozrywkowym kinem, które ma coś więcej prócz gadżetów i przyspieszonego tętna fabularnego. Nawet jeżeli chwilami brak mu wdziękiu i pomysłu z części pierwszej – ta miała przewagę, bo łatwiej zaskczyć widza, czymś całkowicie nowym.

Tym razem siedziba brytyjska Kingsman zostaje zniszczona. Dzieje się to tak błyskawicznie, że już wiemy – rozmach w tym filmie to będzie jego z pierwszych synonimów produkcji. Eggsy i Merlin odnajdują informację gdzie znajduje się odział Amerykański. Okazuje się, że w miejscu, gdzie panowie bardziej stawiają na dobrą whisky, niż skrojone garnitury. Okazuje, że panowie spotykają ważnego dla nich człowieka, ale bluźnierstwem by było wobec fanów kontynuować ten wątek…

Fabuła nas wprowadzi na bardzo absurdalne manowce. Okaże się, że panowie będą musieli uratować świat – to nic dziwnego – od tego są. Jednak uratować przed psychopatyczną, rządną sławy dilerką narkotyków na światową skalę. Wymyśliła ona wirusa, który pojawia po spożyciu jakiekolwiek narkotyku od niej – a że praktycznie każdy kto czegokolwiek spróbuje od lekkich narkotyków po ciężkie – ma z jej źródła – to nastanie epidemia. Szalona Poppy robi to w imię sławy, gdyż jest rozczarowana, że handel narkotykami to sprawia podziemia, a oczywiście papierosy i alkohol, to legalne i niekaralne. Ciekawe wprowadzenie dyskusji o legalizacji i zdanie i wszechobecności pewnych substancji w życiu ludzi, na każdym szczeblu.

Oczywiście Kingsman: Złoty krąg to film wybuchowy dosłownie i w przenośni – pomysłem na fabułę, ale oczywiście również w warstwie wizualnej. Ma charyzmę, nie potrzebuje nabierać oddechu ani na moment. Jest w tym dużo wyobraźni, absurdu, ale to co najbardziej podnosi akcje filmu – mamy niezmienny dystans, autoironię, a do tego z racji spotkań Anglii z Ameryką, przeuroczą uszczypliwość i szyderstwa wzajemne oraz stereotypy z obu frontów. Mimo że w walce dobra ze złem (specyficznej oczywiście) są po jednej stronie, to wzajemne dopiekanie dwóch kultur sobie jest bardzo smakowite.

Film czasami szarżuję, zapominając się i nie zawsze dobrze się to kończy, jednak absurd wesołego miasteczka pełnego przemocy oraz groteskowych klimatów zbudowany przez Poppy to ciekawy pomysł, a porwanie przez nią znanego muzyka, to wisienka na torcie tej nieparlamentarności, którą próbuje utrzymać nasza liga niezwykłych dżentelmenów, ale sami często zrywają się ze smyczy obyczajów, robią skandal i są czupurni.

Oglądając kontynuację tego filmu nie jest to na szczęście sytuacja, gdzie z kosmosu widzimy, jak bezczelnie ktoś tutaj nie zabija kury znoszącej złote jaja. Dużo gadżetów, kpiny z filmów sensacyjnych, szpiegowskich raz udanej raz trochę mniej, ale dalej zgrabnie zrobionego kino bez pretekstowej fabuły, kina efektu! Rasowa rozrywka, która czasami pali jak ta wszechobecna whisky.

6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…