Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

KAMERA AKCJA: 20th Century Women 0

Nostalgia wycieka niemal z pierwszych scen 20th Century Women, pozwalając widzowi wkroczyć w ramy czasów, które nigdy nie wrócą. To historia dorastania i życia u schyłku niespokojnych lat ’70. Twórca rozlicza się ze swoim dzieciństwem, ale też z dekadą posthipisów i narastającymi ruchami feministycznymi. Wszystko podane zostaje w łagodnej formie i z wiarygodnymi postaciami – aż żal widza bierze, że nie żył w tamtej epoce i ukazanej społeczności.

W latach ’70 życie nabrało tempa – sztuka i kultura uległy permanentnemu przetworzeniu, a do głosu doszły nowe ruchy społeczne. Nic dziwnego, że ukazani bohaterowie z trudem odnajdują się w niestabilnej rzeczywistości. Na podstawie pięciu osób – trzech kobiet w różnym wieku, mężczyzny oraz nastolatka – twórca konstruuje psychologiczny portret intelektualnego społeczeństwa tamtej epoki.

Mimo cienkiej warstwy pesymizmu, 20th Century Women to nostalgiczna podróż w czasy Black Flag i Talking Head. Mike Mills nie idealizuje epoki, która nigdy nie powróci na modłę Wesa Andersona – przeciwnie, dostrzega jej wady, ponad wszystko stawiając piękno relacji interpersonalnych. Całość podana zostaje z perspektywy nastoletniego Jamiego, dzięki czemu obraz tym bardziej zyskuje na urzekającej niewinności.

U Mike'a Millsa film ma charakter terapeutyczny. Każdorazowo, gdy w życiu przychodzi mu zmierzyć się z ważnym problemem, swoje psychoanalityczne wywody przenosi na język kina. Szczęśliwie unika przy tym pretensjonalności. W ten sposób powstali Debiutanci z 2010 – wtedy twórca dywagował nad tematem relacji z ojcem. W 2016 postanowił ponownie sięgnąć do dzieciństwa i skupić się nie tyleż na postaci matki, co psychice kobiet w ogóle.

Aby portret dam z 1979 roku był jak najbardziej pełny, Mills przedstawia swoistą komunę, zamieszkałą przez trzy kobiety, obrazując tym samym trzy pokolenia zaczerpnięte z historii Stanów Zjednoczonych. Każda z protagonistek przeżywa swoiste rozdarcie w życiu prywatnym, każda inaczej widzi świat i ludzi – łączy je jedno: wszystkie chcą wychować Jamiego na dobrego człowieka. Trzy epizody, poświęcone po kolei każdej bohaterce pozwalają lepiej przeniknąć do ich umysłu i ponapawać się błyskotliwym tchnieniem z przeszłości.

Naturalnie, gdzie kobiety trzy, tam feminizm jak się patrzy. Na szczęście, Mills nie kryje się z prokobiecą wymową produkcji, nie skupiając się tyleż na płci, co ogólnym usytuowaniu społecznym bohaterów 20th Century Women. Równocześnie krytykuje też überfeminizm, odcinając się od propagandowych traktatów o sile kobiet.

Transowe przejścia, jak w hipisowskim tripie po LSD, archiwalne nagrania, realia koncertów punkowych – pomimo zalewu nostalgicznych produkcji, rozgrywających się 3-4 dekady temu, które goszczą ostatnio na ekranach kin i platformach streamingowych, 20th Century Women tworzy najznakomitszą panoramę epoki. Łączy w niej nie tylko scenografię i tło, świetnie rekonstruujące Amerykę A.D. 1979. Puste mise-en-scène wypełnia psychologią tamtych lat oraz tęsknotą za niewinnością i nonkonformizmem.

Moja ocena: 7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…