Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

American Film Festival: Szczęściarz 2

Trafienie na film Szczęściarz, to prawdziwe szczęście. Na wysuszonej prowincji, pełnej rytualnych czynności, jest miasto trochę niespokojnej starości i wiele kilowatów filozoficznych, ale w bardzo naturalistycznych warunkach. Mądrość wyskakuje niepozornie, nie warto mrugać w kinie, by nie ominąć żadnej rozmowy, bo to intelektualna podróż oswajająca nas z przemijaniem, przypominająca o tym, jak ważne w kinie jest słuchanie. Egzystencjalizm w kowbojkach, western po sezonie, gdzie wszyscy strzelają do siebie, ale słowami.

Na naszego bohatera mówią Szczęściarz. Na jego twarzy jest przeszłość i tak naprawdę tylko małymi skrawkami dostaniemy więcej. To co powie, w mocno pogłębionym portrecie psychologicznym jego postaci, będzie świadczyło o jego przeżyciach. Nie proste flashbecki. To nie jest człowiek, który siedzi na siłę w teraźniejszości, a żyje przeszłością. To trochę Big Lebowski, odwiedzający codziennie ten sam bar, rozprawiający ze swoim przyjacielem o zaginięciu jego żółwia Roosevelta przy krwawej mary, o życiu jako wartości samej w sobie. Nie czekaniu aż będzie dobrze. Kiedy bohater czyta definicje realizmu, to jest clue filmu. Akceptowanie sytuacji taką jaką jest, nie jest rezygnacją z życia.

To słodko-cierpka historia o tym, że wiek nie jest dyktatorem planu dnia i sposobu na życie. Bez uwznioślania codzienności, w pozornej nudzie, jest to pełna starych rozrabiaków, lekcja zgody na coś nieodwracalnego. Świadomość śmierci, nie powoduje braku chęci do życia. A ten referat wśród kłaczków pustynnych, kaktusów, zachwytu spokojem i brakiem pośpiechu, tchnie tyle mądrości i życia w widza. To energetyk, który sam ma prędkość zaginionego zwierzęcia o imieniu Roosevelt. Spontaniczny, pełen pulsu, mimo że u bohaterów niedługo zostanie on niewyczuwalny. Jest też w tej historii wiele dystansu do swojej fizyczności, wzajemnej szydery ze swojej starości, bez mitologizacji czegokolwiek.

Lucky ma bliżej do skojarzenia z Lucky Strike, niż z Lucky Luk. Chociaż ich myśli strzelają szybciej, niż rewolwery w westernach, a ich mózgi pracują na obrotach godnych pozazdroszczenia. To kino charyzmatyczne, piękne, wzruszające, które od początku nie uważa, że bierze się za trudny temat, ale wie, że na pewno ważny. Jednak jest poprowadzony bez żadnego spięcia, powolnego obwąchiwania się wśród barowych kontuarów i krzyżówek. Nikt z nich nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania. I pogodzenie się z tym powoduje uśmiech. Wiem, że nic nie wiem. A ja wiem, że Lucky to film autentyczny i logiczny, a przy tym intymny i wyrazisty.

Ocena: 9/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…