RECENZJA: Zagubieni w kosmosie - sezon 1 [NETFLIX] 1
Początkowo skrzywiłem się i pokręciłem nosem. Później zabrałem się za kolejne epizody i zrozumiałem, dlaczego Zagubieni w kosmosie stanowią swoisty fenomen na globalnym rynku produkcji science-fiction. Choć pierwszy odcinek jawi się jako przesadzona seria niefortunnych zdarzeń w odległej galaktyce, kolejne przygody Robinsonów z przyszłości spodobają się każdemu fanowi SF spod znaku prozy Janusza A. Zajdla.
Serial obfituje w liczne naleciałości formalne, odniesienia do kinematograficznych nurtów czy gatunków filmowy, o cytatach z ikonicznych tytułów popkultury nie wspominając. Jeśli jednak ktokolwiek oczekuje tonu topornego campu, z którymi dziś utożsamiani są oryginalni Zagubieni w kosmosie z 1965 roku, srogo się zdziwi. Twórcy jakby wstydzą się kiczowatych korzeni swojego serialu. O wiele chętniej sięgają po motywy z kina nowej przygody czy produkcji przygodowych. Całokształt traktują śmiertelnie poważnie, bez grama dystansu czy puszczania oka do widza – no, może poza „zabawnym” wątkiem przywłaszczenia kury jako zwierzątka domowego przez jednego z bohaterów produkcji.
Rodzina Robinsonów rozbija się na obcej planecie, której warunki atmosferyczne, klimat oraz poziom pierwiastków w powietrzu do złudzenia przypomina ziemskie realia. Nawiązanie do najsłynniejszego rozbitka w kulturze poprzez nadanie protagonistom takiego samego nazwiska jest nieprzypadkowe. Nowy świat jawi się w ich oczach jako niezbadana i niebezpieczna przestrzeń, pełna obcej fauny i flory. Warunki klimatyczne również nie rozpieszczają bohaterów serialu. Na tym tle, Zagubieni w kosmosie stanowią futurystyczne i malownicze kino przygodowe – bo skoro człowiek w XXI wieku okiełzał już przyrodę i naturę, czas aby wpaść w sidła bezmiaru galaktyki. Tylko dla Daniela Radcliffe'a dżungla wciąż stanowi piekło na Ziemi. W Zagubionych w kosmosie nie zabraknie niebezpiecznych lodowców, gwałtownych zmian temperatury i tajemniczego robota z niewyjaśnioną przeszłością.
Twórcy bawią się formułą serialu, łącząc liczne stylizacje kinowe. Fan Gwiezdnych Wojen poczuje się rozczarowany – zwłaszcza przez brak dynamicznej akcji oraz spektakularnych scen walk w przestrzeni kosmicznej. Ich miejsce zajęły bardzo długie podróże po obcych zakątkach wszechświata. Nowy serial na Netflixie jest bowiem stonowaną space-operą z geograficznym zacięciem w kreacji przestrzeni.
Naturalnie, uniwersum Zagubionych w kosmosie nie zostało całkowicie odseparowane od maszyn czy wynalazków z ery jutra – niestety, ich design w żaden sposób nie intryguje oryginalnością czy niespotykanym zastosowaniem. Statki kosmiczne przypominają popłuczyny po Sokole Millenium, a pojazdy naziemne na kilometr wieją futurystyczną pustką. Graficy od efektów specjalnych skupili się zwłaszcza na zaprojektowaniu świata przedstawionego (jeden z nielicznych przykładów dominacji przyrody nad technologią) – faktycznie, wizja niezbadanej planety, na którą ląduje rodzina Robinsonów zapiera dech w piersiach. Twórcy sami zresztą popadają w megalomaniczny zachwyt nad swoją pracą – w pewnym momencie cud komputerowych efektów podkreślony zostaje motywem muzycznym, a praca kamery tym bardziej nawiązuje do popularnej sceny z Parku Jurajskiego (mowa o pierwszym zetknięciu się bohaterów widowiska Spielberga ze światem dinozaurów).
Nie jest to jedyne nawiązanie do znanego tytuły z przepastnej skarbnicy globalnej popkultury. Relacja Willa z robotem poznanym na obcej planecie do złudzenia przypomina interakcję między dziećmi a kosmitami w twórczości Stevena Spielberga (by przywołać E.T.). Z drugiej strony trzeci odcinek serialu prowadzi jawny dialog z Obcym. Szkoda tylko, że pod intertekstualną kopułą licznych cytatów i nawiązań kryje się tak napuszona treść. W usta bohaterów wkrada się czasem naukowy bełkot, a cała produkcja sprawia wrażenie nienaturalnie napuszonej, bez grama dystansu.
Nie trzeba być znawcą SF, by docenić nową wersję popularnego serialu z lat 60., w której kinowe efekty specjalne znajdowały się na etapie raczkowania. Dziś, ręcznie wykonana sceneria zastąpiona zostaje dopracowanymi efektami CGI – niestety, twórcom umyka przygodowa atmosfera produkcji. Zwłaszcza kubki smakowe wykwintnych kinomanów mogą poczuć gorzki posmak nadmiaru tragizmu z pierwszego epizodu. Sama intryga również nie jest wciągająca, a żaden z bohaterów nie posiada dostatecznego uroku, by skraść serca fanów na całym świecie. Nie pomagają motywy, takie jak gigantyczna reklama popularnych ciasteczek, która rozciąga się na przestrzeni drugiego odcinka – pasuje tutaj jak marka Adidas do Piratów z Karaibów. Szkoda, że serialowi brakuje duszy i charakteru, zważywszy że Netflix przeznaczył nie lada sumę na jego realizację.
Zagubionym z kosmosu o wiele bliżej do Marsjanina niż do spece-oper spod znaku Star Treka. To ciekawa pozycja na rynku tytułów fantastyczno-naukowych, zgrabnie łącząca oba terminy zawarte w nazwie gatunku. Byle tylko nie zaginęła gdzieś pośród innych produkcji Netflixa.
Moja ocena: 7/10
Zagubieni w kosmosie trafią na platformę streamingową 13 kwietnia 2018 roku.
Komentarze 0