Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

GDYNIA 2018: Dziura w głowie 0

Podejrzewam, że jak wielu widzów, tak wiele interpretacji najnowszego filmu Piotra Subbotko. Twórca nie stawia łatwych odpowiedzi, nurza swój obraz w gęstym zakodowaniu oraz psychotransgresji. W osiągnięciu tych cech pomaga mu sprawne posługiwanie się utrwalonymi toposami, pozwalające znacznie subiektywizować merytoryczny odbiór Dziury w głowie.

Bartłomiej Topa wciela się w postać sfrustrowanego aktora, podróżującego po polskiej prowincji wraz ze swoją sztukę oraz drugorzędną trupą teatralną. Na miejscu witają go obskurne domy kultury oraz wiejskie remizy. Treść wystawianego przedstawienia ma charakter terapeutyczny dla bohatera – słowa wykrzykiwane na scenicznych deskach często wydają się uzewnętrzniać (pod)świadomy stosunek aktora do otaczającej go rzeczywistości. Odpowiednie ogranie tych scen sprawia, że widz na sali kinowej nie bardzo wie, czy sfrustrowany aktorzyna jeszcze gra, czy też kieruje swe słowa bezpośrednio w interakcji z rzeczywistością, w której się znajduje.

Zręczne posługiwanie się motywem theatrum mundi zaciera granicę między prawdą przedstawienia a fałszem rzeczywistości – ta stopniowo rozprzestrzenia po całej przestrzeni świata przedstawionego. Sztuka pozoru osiągnięta zostaje dzięki niemal nieruchomej pracy kamery, wychylającej się zza rogu pokoju, czasem podglądającej bohaterów z sąsiedniego pomieszczenia lub spomiędzy uchylonych drzwi. Mistrzowska wirtuozeria operatorskiego fachu Wojciecha Staroń oferuje widzom niestandardowy punkt widzenia, szkalując ich przy tym niezręcznym poczuciem voyeryzmu. Teatr świata wybrzmiewa również za pomocą brechtowskiej szkoły kreacji postaci, skrupulatnie realizowanej przez Bartłomieja Topę oraz urzekającą Sandrę Korzeniak. Ostatecznie jednak pełne spektrum antycznego motywu theatrum mundi wpisane zostaje w merytoryczną treść Dziury w głowie.

Piotr Subbotko buduje swój film na bazie licznych niedopowiedzeń, niejednoznacznych postaci, które ulegają stopniowej transformacji wraz z rozwojem toku fabularnego filmu. Główny bohater, aktor, wracając do rodzinnego domu, nie potrafi osiągnąć wewnętrznego spokoju – ten zszargany zostaje chorobą matki, przedstawioną w niezwykle naturalistyczny i bolesny sposób. Teatr stanowi dla niego nadrzędną formę eskapizmu – stopniowo zaczyna również przejmować władzę nad otaczającą go rzeczywistością. Punktem zwrotnym staje się spotkanie z Andrzejem, dorosłym upośledzonym mężczyzną zaadoptowanym przez matkę aktora. Nie oczekujcie jednak widowiska kopiującego schematy Rain Mana. Dziurze w głowie znacznie bliżej do artystycznej fali rodzimego kina, która ostatnimi czasy znalazła żyzną glebę w środowiskach offowych, autorskich (by wymienić tytuły, jak Wieża. Jasny dzień. czy Królewicz Olch). Subbotko łapie widzów w szpona urzekającego klimatu – zachwyca konsekwencją kreacji oraz wyrafinowaną metafizyką. Całokształt podbity zostaje ukazaniem wschodniej prowincji w kluczu kolorystycznym cerkiewnych ikon.

Twórca bawi się percepcją widza, wpuszcza go w nawarstwiające się kłącze sprzecznych kodów i paradoksów. Nie popada przy tym w bełkot – Subbotce znacznie bliżej do poety dziesiątej muzy, którego rymy przekute zostają na hipnotyczną grę Bartłomieja Topy. To prawdopodobnie najwspanialsza kreacja rodzimego aktora, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę z jak niejednoznacznym i trudnym tytułem przyszło mu obcować. Tajemniczy wyraz bólu, frustracji, ale też wrażliwości towarzyszy mu od pierwszych scen Dziury w głowie. Przybiera na sile wraz z konfrontacją z Andrzejem (równie zachwycająca kreacja Andrzeja Szeremety). Postać upośledzonego mężczyzny (którego źródło dysfunkcji można doszukiwać się w ranie głowy, odniesionej na wojnie) stanowi alter ego głównego bohatera. Podobnie jak on, Andrzej nie potrafi komunikować się z otaczającą go rzeczywistością, choć zobrazowanie problemu obu mężczyzn rozegrane zostaje na innych płaszczyznach. Co gorsza, zamknięty w sobie mężczyzna jest w stanie bezbłędnie powtarzać kwestie aktora oraz naśladować jego ruchy.

Niczym w najlepszych tytułach, podejmujących się tematu wydzielenia granicy między szeroko rozumianą prawdą a fałszem, także tutaj rzeczywistość profilmowa ulega stopniowemu rozpadowi, z każdą sceną oddalając się od klarownych interpretacji. W całej tej beznadziei nie zabrakło również miejsca na absurd. Dzięki temu Dziura w głowie nie dyszy pod natłokiem pretensjonalnych treści oraz artystycznego nadęcia. Projekcja najnowszego filmu Piotra Subbotko nie jest zwykłym kinowym seansem – to coś w rodzaju doświadczenia, niewypowiedzianego doznania audiowizualnego, które wprawia w stan wyrafinowanej kontemplacji. Niepokój w duszy, chaos w głowie – spokój w oczach.

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…