Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Żniwa 0

Pełne niuansów dzieło o zażyłości ze światem, którego powoli już nie ma i desperackiej walce o zachowanie anachronicznej rzeczywistości. O tym opowiada szorstko i niespiesznie, z wielkim zbliżeniem się do bohaterów film Żniwa. Pokazuje, jak konserwatywne środowisko, mocno odseparowane, radykalne oraz całkowicie przekonane o słuszności swoich działań może osiągać odwrotny skutek i wyrządzać krzywdę sobie oraz najbliższym. Dystans wobec współczesnego świata może tłumić potrzeby młodości oraz nieść ze sobą straszne zdławienie. Niejednoznaczny, trudny, mądry i duszny utwór.

Znajdujemy się w domu jednych z ostatnich przedstawicieli ludności białych Afrykanerów. Od początku śledzimy ich codzienne rytuały, spójność oraz monotematyczność dnia. W tym przepełnionym duchowością i minimalizmem życiu odczuwa się jednak jakiś automatyzm i zakneblowanie szczerości. Tutaj powtarzanie słów z modlitwy ma miejsce częściej, niż okazywania sobie nawzajem uczuć lub nieskrępowane wyrażanie emocji przez członków rodziny. Wzorce kulturowe są w tym domu silnie respektowane i realizowane. Żadne wyjście poza linie nie jest dopuszczalne. Problematyczność życia według tej jednej prawdy o świecie widać na przykładzie Janno, adoptowanego syna Marii. Chłopak musi tłumić swoje pewne zachowania i podążać właściwą drogą, którą ktoś mu wydeptał i nie pozwala mu zmienić trasy nawet o krok. Wtedy pojawia się w domu nowy członek rodziny – Pieter. Maria uważa, że musi przyjąć sierotę pod swój dach i dać mu wszystko, co najlepsze. Jednak jej definicja tego pojęcia kompletnie nie pokrywa się z Pietera. Mimo niewątpliwego wypatroszenia moralnego młodego bohatera, widz, co ciekawe, również ma chwilami wątpliwości co do metod i działań rodziny. Wraz z pojawieniem się gościa runie spokój, a Pieter podda pod wątpliwość wszystko w co wierzy rodzina.

Żniwa to niesamowicie złożony utwór psychologiczny działający na kilka głosów. Na początku historii są one spokojne, zrównoważone, nie wchodzą sobie w słowo. Jednak z czasem obecności Pietera, jak gdyby rozbijającego szklaną bańkę tego społeczeństwa, sytuacja zacznie być coraz bardziej napięta, a praktyki rodziny zostaną mocno zdyskredytowane. Ich porządek okaże się być wykonany z łatwopalnego materiału. Postać chłopaka doświadczonego przez życie mocno wybebesza konsekwencje niedotknięcia wielu prawd o świecie i skutków życia w pewnym „ciemnogrodzie” szczególnie dla mającego się nim opiekować Janno. W tym całym wyświęcaniu spokoju, oddaniu się Bogu i strachu przed „innymi” jest dużo bezradności, na której przyłapie wszystkich swoim nieregulaminowym i niepokornym zachowaniem Pieter. Gość w dom… Bóg z domu.

Przewrotność to wielka siła tego filmu. To człowiek z zewnątrz, teoretycznie uratowany, z początku niewdzięczny, jednak inteligentny poprzez bagaż życiowy, zmienia sytuacje i wpływa na reakcje, zachowania reszty. Proponuje inną perspektywę spojrzenia zgodnej ze sobą i bezkrytycznej wobec siebie społeczności. Wprowadza zamęt w ich głowach, szczególnie w przypadku Janno. Młody chłopak, który nie może dojść ze sobą do porozumienia żyje w świecie, gdzie nie ma prawa pozwolić sobie na słabość i ma pewien rdzawy, ale tutaj cały czas funkcjonujący stereotypowy wzór męskości.

Kruchość fundamentów pewnego środowiska jest tutaj doskonale pokazana, bez wzniosłości, rewolucji, czy nadpisanej dramaturgii. Wielopoziomowe dzieło, które nie idzie na skróty, a pokazuje trudną przeprawę we własnej głowie i definiowaniu słowa: niezależność.

Ocena: 8/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…