Film tylko dla wytrwałych. 1
Nie będę się rozwodził nad filmami niesławnej wytwórni The Asylum, którą zna chyba każdy, kto zetknął się z kiczowatą fantastyką, horrorem lub podróbkami kinowych megaprodukcji. Tym razem włodarze studia wzięli na warsztat gigantycznego węża, tworząc gniota zwanego Megaboa. Oczywiście film już od początku przypomina Anakondy: Polowanie na krwawą orchideę i jest to czysto zamierzone. Niestety w porównaniu do oryginału brak mu rozmachu, pomysłu, aktorów i przede wszystkim sensu.
Scenarzysta i reżyser podążają za standardowym szablonem tego typu produkcji dając nam szybkie spojrzenie na potwora, by następnie zanudzić nas kilkudziesięcioma minutami bezsensownych dialogów, prowadzonych przez byle jaką obsadę. Co gorsza kolejne rozmowy i chodzenie po lesie są tylko pretekstem, by co jakiś czas wąż mógł zjeść kolejnego członka ekspedycji. Film firmowany jest nazwiskiem, znanego niegdyś Erica Robertsa, ale jest on postacią drugoplanową - ugryzł go pająk i to jest powód, dla którego omija on główną linię fabuły.
Film ma równie niewiele do zaoferowania jeżeli chodzi o efekty specjalne. Widziałem sporo filmów z gigantycznymi wężami i ten jest jednym z gorszych. Gad od początku wygląda sztucznie i zachowuje się co najmniej dziwnie, a praca grafików wylewa się niechlubnie w każdym ujęciu. Nie mniej tragicznie prezentuje się gigantyczny pająk, jak również jego miniaturowi krewni. Twórcy pokusili się nawet o pojedynek dwóch stworów, ale trwa on zaledwie sekundy i jest żenujący.
Choć Megaboa nie jest najgorszym filmem wytwórni The Asylum, to niewiele brakuje mu do tego zaszczytnego tytułu. Jest to kolejna taśmowa produkcja, wypuszczona na nośniku DVD/Bluray oraz przez platformy streamingowe, zapchana bzdurami, by wypełnić czas odbiorcy. Film zdecydowanie odradzam i radzę omijać szerokim łukiem, bo zetknięcie się z tym "dziełem" grozi całkowitym zmarnowaniem czasu.