Hollywood prezentuje POSEIDON... (z cyklu oglądnij to jeszcze raz) 7
Nie nudzi was już to, że co święta polska telewizja puszcza tą sama ramówkę? Co roku można obejrzeć te same filmy. No, jak coś jest wyjątkowo do bani, to puszczą to rzadziej, powiedzmy raz na trzynaście miesięcy. W końcu trzeba dbać o dorosłego widza i nie można mu za bardzo w życiu mieszać. On już ma stres związany ze swoja praca, żoną, dziećmi i rachunkami. Gdyby jeszcze co roku na Boże Narodzenie miał się martwic: „co tym razem puszczą w TV", to średni wiek zejścia bardzo mógłby skoczyć w górę. Dlatego nie można dać mu zapomnieć tych wszystkich klasyków.
I właśnie dla tych wszystkich osób mam złą wiadomość: niestety z grafiku rocznego pora wykreślić z bólem serca niesamowitą pozycję, którą niewątpliwie jest wersja "Posejdona" z roku 1972-go.
Hollywoodland wydał swoją wersję jednej z większych katastrof oceanicznych, więc Hollywood nie mogło pozostać za bardzo w tyle, no i oni pokazali nam jak by to wyglądało, gdyby akcję przenieść "parę" lat w przód.
Co zmieniono? Ano i wiele i niewiele. Po pierwsze, jak już napisałem akcja się troszkę przesunęła - tytułowy Posejdon nie jest liniowcem z lat siedemdziesiątych minionego wieku, lecz nowoczesnym pasażerskim krążownikiem. Ta zmiana oczywiście dała kilka nowych możliwości na pomysły utrudnień dla bohaterów, które to możliwości oczywiście zostały wykorzystane przez reżysera w sposób całkiem odpowiedzialny. Po drugie skrócono film o 19 minut w porównaniu do oryginału, dlatego nie mamy aż tak dużo czasu na zżycie się z bohaterami. Niektórzy powiedzą, że to przecież tylko marne 19 minut, i pewnie mieliby rację, gdyby nie to, że dużo czasu zabierają same sceny wybuchów, zdjęcia podwodne dryfującego do góry rufą statku, zdjęcia pożarów, powodzi i w ogóle zdjęcia wszystkiego, co powinno zapierać dech w piersiach. I zapiera. Tylko, że też wiele zabiera. W latach siedemdziesiątych z braku możliwości technicznych nie było tylu efektów, ale za to było więcej czasu na inne rzeczy. Jak na przykład na pokazanie charakterów bohaterów. W nowym Posejdonie bohaterowie nie są aż tak barwni, nie czuje się z nimi więzi. Są po prostu paroma osobami w niezłych opałach i tyle.
Co do aktorów muszę przyznać, że ciekawy wybór. Nazwiska nie z pierwszych stron gazet, ale znane, gwarantują grę aktorską na poziomie. Żadne z nich Oskara za ten film nie dostanie, ale miło się ogląda, jak zmagają się z drogą na dno statku.
Na zakończenie chcę powiedzieć, że Posejdon nie jest filmem złym. Ale, niestety nie ma szans na pozycję tuż za Tytanikiem. W moim rankingu jest dużo za Posejdonem z 1972 roku. Ale i tak jest filmem, który polecam na deszczowe, jesienne wieczory.
Bardzo lubię filmy, które ukazują nam niszczycielską siłę żywiołu jakim jest woda. Mają one zawsze u mnie mały plusik na starcie. Nie inaczej jest z tą produkcją. Cieszy mnie fakt, że została ona tutaj przedstawiona naprawdę dobrze. Cóż mogę rzec. Ten film jest bardzo widowiskowy i nie sposób się na nim nudzić. Do tego obsada niczego sobie.