Dramat samotności i walka o własną godność 7
Dramaty sportowe to nie moja broszka. Trudno mi przez nie przebrnąć. Jednak, gdy dowiedziałem się, że Aronofsky stworzył tego typu film, to stwierdziłem, że obejrzę sobie jego najnowsze dzieło. Powstaje pytanie: czy jest co oglądać?
Twórca "Pi" po raz kolejny nie oszczędza widza, czy głównego bohatera. Obraz Aronofsky'ego jest naturalistyczny. W niektórych momentach bardzo szczegółowo pokazuje pewne elementy wrestlingu, pokazuje ten sport od kuchni. Ale to nie tylko film o wrestlingu. Tak naprawdę twórca "Requiem dla snu" stworzył kolejny film o samotności, wypalonym życiu, człowieku, który próbuje się podnieść po tym wszystkim, co go spotkało. To film o kimś, kto próbuje poskładać coś, czego się prawie poskładać nie da. Gdy patrzy się na głównego bohatera to człowiekowi jest go po prostu żal. Próba zachowania resztek ludzkiej godności jest pokazana bardzo realistycznie. A wielka w tym zasługa Rourke'a. Właśnie: ośmielam się stwierdzić, że Aronofsky i Rourke potrzebowali siebie nawzajem do stworzenia tego filmu. Bo "Zapaśnik" nie byłby taki, jaki jest, gdyby nie ten duet i gdyby nie autentyzm Rourke'a. Rourke wykorzystał swoje doświadczenie boksera w tym filmie i to widać. Widoczne są także pewne wspólne elementy Rourke'a i postaci granej przez niego. Bo nie tylko doświadczenie sportowe Mickey'ego zostało tu wykorzystane, ale również niektóre elementy jego własnej biografii. W szczególności mam tu na myśli jakiś rodzaj zapomnienia o Rourke w świecie filmu. Przez jakiś czas nie potrafił on znaleźć dla siebie jakiejś porządnej roli, aż pewnego dnia Aronofsky przyszedł do niego ze scenariuszem "Zapaśnika". "Wrestler" jest rzeczywiście wielkim powrotem Mickey'ego do filmu podobnie jak próbą powrotu na ring była ponowna walka Randy'ego z Ayatollahem.
Dobrze swoje role zagrały Marisa Tomei i Evan Rachel Wood, chociaż aż tak bardzo ich postaci nie były rozwinięte fabularnie, za to były dość dobrze rozbudowane psychologicznie. Najbardziej postać grana przez Marisę, bo rola córki Randy'ego była nieco epizodyczna.
Dużą rolę w filmie odgrywają zdjęcia. W przeważającej ilości zdjęć kamera ustawiona jest za postacią, jakby każdy krok był czymś w rodzaju wyjścia na ring życia. Dużo jest także "ucinanych" sekwencji w sensie: ktoś coś robi, następuje cięcie, a potem jest dalej ta sama scena tyle tylko, że jakiś czas później.
Muzyka (mam tu na myśli oryginalną ścieżkę dźwiękową a nie utwory wykorzystane w filmie) tym razem była tylko tłem. Mansell nie miał zbyt wielkiego pola do popisu.
Ogólnie film jest dobry z wybitną kreacją Mickey'a Rourke. Daję mu mocne 7/10, a to z tego powodu, że nie trawię dramatów sportowych, o czym już nadmieniłem na początku.
rewelka film życiowy warto obejrzeć