"Conan Barbarzyńca" jest filmem do jednokrotnego obejrzenia i szybkiego zapomnienia. 5
Z okazji niedawnej premiery DVD filmu Conan Barbarzyńca z Jasonem Momoą przyjrzałem się tej produkcji. Czy naprawdę jest to tak zły film jak wszyscy mówią?
Conan Barbarzyńca jest filmem przepełnionym wadami, których można było spodziewać się jeszcze przed rozpoczęciem produkcji. Wina leży w głównej ekipie tworzącej ten obraz. Scenarzyści nie raz udowadniali, że talentu pisarskiego nie mają - tutaj scenariusz i cała historia jest jednym z największych minusów. Można zastanowić się nad dziwną tendencją w Hollywood - skoro mamy prawa do historii postaci książkowej, to po co tworzymy własną, która prawie zawsze okazuje się powieleniem jakiegoś schematu i jej poziom jest poniżej wszelkiej krytyki?
Tak właśnie jest w tym przypadku. Inspirowano się książką, tworząc historię płytką, pustą i, krótko mówiąc, nudną. Sam początek z młodością Conana jest prawdopodobnie najlepszą częścią tego filmu i zarazem najbardziej przemyślaną. Mamy tutaj znakomity klimat, ciekawą realizację i świetnego Leo Howarda w roli młodego barbarzyńcy. Howard, mający niesamowite umiejętności w sztukach walki, stworzył postać, która mogła się podobać - twardy, małomówny i zabójczy. Niestety, im dalej, tym fabuła filmu zaczyna rozwijać się w bardzo złym kierunku. Dodajmy do tego tragiczne dialogi, które bez problemu mogą pretendować do najstraszniejszych w 2011 roku. Najgorsze było cytowanie słów Conana z książki - scenarzyści prawdopodobnie myśleli, że jeśli wykorzystają jakieś słynne powiedzenia, to wszystko będzie w porządku i wielbiciele postaci im wybaczą inne niedociągnięcia. Problem leży w tym, że wykorzystano je w złych momentach, z żenującym efektem.
Największym błędem producentów było zatrudnienie Marcusa Nispela na reżysera tego filmu. Człowiek, który już kilka razy udowodnił, że nie można go nawet nazwać przyzwoitym rzemieślnikiem, został wybrany do stworzenia nowej adaptacji przygód kultowego bohatera. Do tego nie raz pokazał swoją ignorancję nie wiedząc nic o postaci Conana. W filmie mamy reżyserski chaos i totalny brak jakiejkolwiek oryginalnej wizji tej produkcji. Pod względem technicznym, i wizualnym obraz prezentuje poziom przeciętnego telewizyjnego obrazka, chociaż miał 10-krotnie większy budżet. Wina leży po stronie reżysera, który nie miał żadnego pomysłu na przedstawienie historii w sposób oryginalny i wyjątkowy.
Aktorsko Conan Barbarzyńca prezentuje się, delikatnie mówiąc, przeciętnie. Ron Perlman jako ojciec Conana tworzy przyzwoitą kreację, wzbudzając naszą sympatię. Stephen Lang jest przerysowanym do granic możliwości komiksowym łotrem, który jest po prostu nudny. Rose McGowan natomiast grając szaloną czarownicę sprawiała pozytywne wrażenie - także była przerysowana, ale potrafiła tak zagrać, że dostaliśmy ciekawą postać. Najgorzej wypadła Rachel Nichols w roli Tamary - poza urodą nic nie zaprezentowała. Na słowa uznania zasługuje Jason Momoa, który w odróżnieniu od Arnolda Schwarzeneggera stworzył prawdziwego Conana - to jest ten barbarzyńca, którego znamy z opowieści Howarda. Wydaje się, że aktor jako jedyny wiedział, w czym gra i odrobił pracę domową.
Pod względem dynamicznej akcji Conan Barbarzyńca może się podobać. Trup ściele się gęsto, co chwilę coś się dzieje i na nudę nie można narzekać. Chociaż realizacyjnie całość stoi na przeciętnym poziomie, to zapewnia nam przyzwoitą rozrywkę.
Wspomnę jeszcze o muzyce, którą skomponował Tyler Bates. Mając w pamięci kultowe melodie Basila Poledourisa ze starego Conana, to, co stworzył Bates jest nijakie i kompozycyjnie tragiczne. Brakuje tutaj, tak jak w całym filmie, czegoś wyjątkowego i charakterystycznego.
Conan Barbarzyńca po bardzo dużym obniżeniu oczekiwań może nam całkiem przyjemnie wypełnić czas. Stary "Conan", choć daleki od opowiadań Howarda, był zrealizowany z pasją przez utalentowanych twórców, przez co stał się klasykiem kina. Tutaj zabrakło za kulisami osoby, która miałaby to "coś", co miał John Millius, czy Peter Jackson, tworząc Władcę Pierścieni. Conan Barbarzyńca jest filmem do jednokrotnego obejrzenia i szybkiego zapomnienia.
5/10 – wieje nudą – Boże… Po co się zabrano za ten film? Pierwowzór nie jest aż tak stary, a już na pewno tak beznadziejny żeby go remakeować. W tym filmie nie było nic dobrego. Ani fabuła, bohaterowie, obsada, efekty specjalne, dialogi… wszystko można było zrobić lepiej. Daję piątkę z sentymentu do oryginału, ale tych dwóch pozycji nie ma nawet co porównywać. Na moje oko Momoa strzelił sobie w stopę tym filmem i chyba nic szczególnie lepszego nie osiągnie. Naprawdę jest mi smutno za każdego kto kiedykolwiek będzie musiał to kiedyś obejrzeć.