Dom zły

7,4
Dwa przeplatające się wątki. Pierwszy - jesień 1978, bieszczadzka wieś, w miejscowym PGR pracę podejmuje Edward Środoń. Na noc zatrzymuje się w gospodarstwie Dziabasów, gdzie podczas suto "zakrapianej" nocy dochodzi do tragedii. Drugi - 1982, zima, Stan Wojenny. Porucznik Mróz przeprowadza wizję lokalną mająca pomóc w wyjaśnieniu dramatycznych wydarzeń sprzed 4 lat.

Dom (nie)zły 7

Dom zły to nie komedia. Ale i nie dramat, ani nie thriller z krwi i kości. To coś pomiędzy – skondensowanie tych trzech gatunków w taki sposób, że nie wiadomo, czy płakać nad losami bohatera czy śmiać się z ówczesnego stanu państwa, w którym przyszło mu żyć? Edward Środoń to człowiek niczym nie wyróżniający się z tłumu. Kiedy umiera mu żona zaczyna pić na umór, aż w końcu roztrwania większość pieniędzy i wynosi się do odległych bieszczadzkich pegieerów, żeby rozpocząć tam nowe życie (w końcu, jak sam twierdzi, jeszcze jest młody). Przez zrządzenie losu trafia do gospodarstwa małżeństwa Dziabasów. Początkowa nieufność za sprawą sowicie zakrapianej polską wódką biesiady przeradza się w snucie wspólnych planów na przyszłość. Jednak litry spożytego alkoholu doprowadzają do tragedii, którą cztery lata później starają się rozwikłać funkcjonariusze milicji z porucznikiem Mrozem na czele.

Dom zły (2009) - Bartłomiej Topa, Krzysztof Czeczot

Wojciech Smarzowski, autor rewelacyjnego Wesela, serwuje nam więc dwie oddzielne historie, które łączy jeden wspólny element – tajemnicze morderstwo. Udanym zabiegiem jest przedstawienie ich w sposób paralelny. Dzięki temu twórca filmu uchyla się przed możliwością wpisania go w schemat sprytnie mieszając konwencje, bo o ile pierwszy wątek zachowuje swoją dramatyczność, to drugi natychmiast równoważy go masą prześmiewczej krytyki skierowanej w przekupną milicję Polski początków lat 80-tych. Tyle tylko, że właśnie ten obraz nieudolności władz zostaje wysunięty na główny plan, odejmując wagi całej reszcie. Pytanie, czy celowo? I czy trafnie?

Historia Środonia i Dziabasów – owszem – może intrygować i poruszać odbiorcę, ale zostaje mocno okrojona. Niestety, tym bardziej dlatego, że wątek jest niezwykle interesujący. Dodatkowo wszystko odbywa się jakby we śnie – świadomość wymyka się gdzieś obu mężczyznom rozmawiającym przy wódce (a może pijącym przy rozmowie?), a jedyną trzeźwo myślącą osobą (dosłownie i w przenośni, bo tylko ona nie porywa się na absurdalny i ryzykowny plan pędzenia bimbru na szeroką skalę) jest Bożena Dziabasowa – pani domu (świetna Kinga Preis stanowczo za rzadko ukazująca się na ekranie). Całość chowa się jednak pod grubą warstwą pijaństwa właśnie i wulgaryzmów pojawiających się przede wszystkim w wątku wyeksponowanym, związanym z rekonstrukcją wydarzeń, które zaszły feralnej nocy. W rezultacie otrzymujemy inteligentny, ciekawy, pełen ironii i czarnego humoru obraz fałszu i wszechobecnych malwersacji ówczesnej Polski Ludowej (swoją drogą wyraz „malwersacja” jest jednym z najczęściej padających z ust bohaterów – nie ważne czy w poprawnym kontekście). I pod tym względem reżyser spisuje się na piątkę. Szkoda tylko, że nie rozwija w pełni tej fascynującej widza gry psychologicznej pomiędzy gościem a gospodarzem.

Dom zły (2009) - Bartłomiej Topa, Krzysztof Czeczot

Mówiąc więc o mocniejszej części filmu związanej z dochodzeniem nie można autorowi odmówić zgrabnego budowania napięcia osiągniętego poprzez nerwową muzykę dającą się słyszeć tylko w trakcie biało-czarnych ujęć z kamery jednego z funkcjonariuszy. Nie mniej ważna jest cała przepełniona zimową surowością atmosfera utrzymana jakby na wzór klasycznego Fargo braci Coen (hasło polskie „Fargo” widniejące na plakacie promującym film to nie tylko, jak się okazuje, pusty slogan).

Dom zły nie jest w ogólnym rozrachunku tak ciekawy, jak mógłby być. Nie wyczerpuje swojego dużego potencjału uwydatniając tylko jedną historię. Nie zmienia to faktu, że w wyniszczonym wątpliwymi „dziełami” krajobrazie rodzimego kina dom Smarzowskiego wcale taki zły nie jest.

5 z 7 osób uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 30
karojuu 8

Ciężki, smutny, mocny i prawdziwy, czyli trudna opowieść o moralności po polsku. Dobre aktorstwo (Topa najbardziej zapadł mi w pamięć).

bodek75 8

Sprawa Jana Steca. – Tu jest Polska! Tu się pije!
Hmm… Mroczny i wstrząsający z lekka.Tak może i kiedyś było , ale za to jest teraz o czym dobre filmy robić. Wielkie brawka dla Smarzowskiego wszystkich twórców tego "przedstawienia".

pajki_filmaniak 8

Arkadiusz Jakubik ,Marian Dziędziel, Kinga Preis czapki z głów za grę aktorską w dość mrocznym filmie jak na polską produkcję i dobrze bo bardzo dobrze wyszło polecam film utkwi w pamięci 8/10

niebieski_joe 7

Ciekawa historia – dość sprawnie opowiedziana i w dość ciężkim i surowym klimacie. Może nie jest tak dobry jaki inne tytuły tego reżysera jak chociażby "Róża" jednak na tle polskiego kina film solidny i wyróżniający się.

Marac 10

Najlepszy film Smarzowskiego [10/10] |||
Moim zdaniem to najlepszy film Smarzowskiego. Niesamowita historia, precyzyjnie opowiedziana. Rwany montaż i mieszanie planów czasowych, będące znakiem rozpoznawczym tego reżysera, świetnie tutaj pasują, czego nie można powiedzieć o niektórych innych jego filmach ("Wołyń"). Znakomita gra aktorska. Dla mnie ten film jest perfekcyjny – nie znajduję w nim żadnych wad.

Chemas Marac 9

@Marac Super, że się pojawiłeś z powrotem na FDB. No ja zawsze mam problem z wyborem tego najlepszego filmu Smarzowskiego, pomiędzy właśnie Domem złym, Drogówką i Aniołem. Wołynia nie oglądałem, jak również Kleru

Marac Chemas 10

@Chemas "Drogówki" jeszcze nie widziałem. Ale nie sądzę, że coś może przebić to co odjaniepawlił w "Domu złym". Dlatego oceniłem już teraz jako najlepszy. :-)

Marac Chemas 10

@Chemas Hejka! Nadrobiłem Drogówkę i też jest rewelacyjna, ale jak mam wybrać najlepszy, to jednak "Dom zły".

Chemas Marac 9

@Marac Powitać kolegę :) Ze Smarzowskim zawsze mam problem, jest tak dobrym reżyserem, że ciężko mi wybrać ten najlepszy film. Już sam konkretny debiut, jakim było Wesele, jest znakomity. Do nadrobienia mam ostatnie produkcje, a więc Kler i "nowe" Wesele. Wołynia nie mam zamiaru oglądać. To nie na moje nerwy.

Marac Chemas 10

@Chemas To mnie już chyba tylko oba Wesela zostały. Każdy, który widziałem, mi się podobał. Wołyń niszczy psychike, to prawda. I w sumie chyba najmniej mi się podobał, ale to z tego powodu, że tam jak dla mnie nie pasowała jego maniera (rwany montaż, mieszanie planów czasowych i niedopowiedzenia).

Więcej informacji

Proszę czekać…