Showtime

6,1
Producentka telewizyjna Chase Renzi (Rene Russo) postanawia zrobić telewizyjne show o policjantach. Komisarz, chcąc poprawić wizerunek wydziału zgadza się na to i wyznacza do tego zadania dwóch funkcjonariuszy Mitcha Prestona (Robert De Niro) i Treya Sellarsa (Eddie Murphy). Już jednak na pierwszym spotkaniu okazuje się, że obaj są zupełnie różni, a ich współpraca będzie burzliwa. Dodatkowo każdy ich krok śledzą telewizyjne kamery.

"Jak leci, twardzielu?" - I inne sprawy związane z obsadą

Wiele z tego, co widać na ekranie, zależy od nieuchwytnego, trudnego do zdefiniowania czynnika, czegoś, co iskrzy pomiędzy głównymi aktorami.

– Niezależnie od tego, czy mówi się wyuczony tekst, czy improwizuje, czy też wprowadza do tekstu jakieś poprawki – mówi Robert De Niro – kiedy czuje się swojego partnera, z którym odtwarza się scenę, wszystko staje się o wiele łatwiejsze.

Fakt, że na udział w filmie zgodzili się Robert De Niro i Eddie Murphy, producenci określają mianem „szczęścia”. Trudno zresztą wyobrazić sobie bardziej właściwych kandydatów. - Bob i Eddie od dawna chcieli zagrać razem – mówi Rosenthal, wspólniczka De Niro w dwóch firmach, Tribeca Productions i nowojorskiej Tribeca Film Center. – Obaj dali z siebie wszystko. Ponieważ De Niro i Murphy podpisali kontrakty we wczesnej fazie produkcji, scenarzyści stwierdzili, że obaj bohaterowie, Mitch i Trey, ulegną drobnym zmianom.

Mówi Saralegui – Gdy zaczynaliśmy, wyobrażaliśmy sobie Mitcha jako kogoś w rodzaju Brudnego Harry’ego, faceta niedającego się utemperować, wiecznie w złym humorze. Ale wygląd Boba, jego dojrzałość, sprawiają, że widz trudno widzi w nim kogoś takiego. Z tego powodu odtwarzana przez niego postać stała się kimś, kto jest świetny w swej pracy, chwilami być może traci nad sobą panowanie, ale w gruncie rzeczy to bardzo rzeczowy, konkretny facet, który lubi, by pewne rzeczy robiono tak, jak należy i nie cierpi, gdy ktoś wtrąca się w jego sprawy.

De Niro dodaje swej postaci doświadczenia, płynącego z ponad 30 lat bycia prawdziwą gwiazdą. To ktoś, kto jak mało kto wie, jak żyje się z kamerą skierowaną na swoją twarz. – Rozumiem do pewnego stopnia swojego bohatera, ponieważ ja też czasami jestem śledzony przez dziennikarzy czy przez ciekawskich – wyjaśnia aktor. – Nie jest to coś aż tak nachalnego, jak przedstawiono to w filmie, mimo to jednak człowiek ma ciągłą świadomość, że jest obserwowany.

Szczególna satysfakcją dla aktora był fakt, iż Showtime wywraca do góry nogami utarte klisze gatunkowe, takie jak przyjaźń między partnerami, ich małe złośliwości, sposób, w jaki zostają połączeni, gdy po wydaniu decyzji o realizacji programu jakiś decydent mówi - wstawmy tam kogoś jeszcze. Aktor przyznaje jednak, że - Celem filmu było możliwie wierne oddanie atmosfery tego rodzaju programów. Poza tym to, co prawda, komedia, niemniej jednak u jej serca leżą wydarzenia, jakie mogą się zdarzyć, a jej bohaterowie są wiarygodni.

De Niro mówi o pracy z Eddiem Murphym: - Pracowałem wcześniej z pewnymi komikami, o których można powiedzieć, że nigdy, ale to nigdy, nie wychodzą z tej roli. Eddie nie jest kimś takim. Jest znacznie bardziej poważny. Z nim nie ma potrzeby aż tak częstej improwizacji, jak ma to miejsce w przypadku pracy z innymi komikami. Ale czy aktorzy dobrze się bawili? – Żartujesz? Oczywiście, że tak!

Oczywiście, wszystko zależy od zdefiniowania pojęcia „dobrej zabawy” – Nie bawi mnie kręcenie filmów – śmiertelnie poważnym tonem mówi Murphy. Kręcenie filmu to ciężka praca. Zwisałem z różnych rzeczy, skakałem w te i we w te przez całe dnie. Dobra zabawa to jest w Disneylandzie, czy na basenie – dodaje, nie mogąc już powstrzymać śmiechu.

- Było to jednak – mówi pospiesznie – bardzo przyjemne doświadczenie. Pracowałem już na planach, gdzie nie było w ogóle atmosfery, gdzie przebywał ktoś, kto psuł wszystkim humor. Pracowałem też jednak przy filmach takich jak ten, przy realizacji których wszyscy świetnie się bawili. Bob jest prawdziwym gentlemanem, a Rene to urocza kobieta, Tom, z kolei, to utalentowany reżyser. Studio produkcyjne było z nas zadowolone, ja z chęcią pracowałem ze swoimi kolegami. Kiedy wszystko wygląda tak, jak wyglądało to na planie Showtime, praca to prawdziwa przyjemność.

- Kiedy zobaczyłem Eddiego Murphy’ego w tym filmie – mówi Saralegui – zdałem sobie sprawę, że, praktycznie rzecz biorąc, to właśnie on stworzył podwaliny tego gatunku. Mam na myśli role, takie jak rola Axela Foley’a w Gliniarzu z Beverly Hills, czy inna z 48 godzin (w tym ostatnim ściśle rzecz biorąc nie należał jednak do policji). Wszystko, co robi odtwarzany przez niego bohater, dla Eddiego nie jest niczym nowym. Z jednej strony ułatwiało nam to pracę. Z drugiej, utrudniało, ponieważ nie chcieliśmy niczego powielać.

- Trzeba zauważyć – kontynuuje Saralegui - że, tak naprawdę, Trey nie jest aż takim luzakiem, wie jednak, że tego właśnie oczekuje od niego stacja telewizyjna. Jest gotów zrobić to dla nich, ponieważ stwarzają mu szansę zdobycia popularności. To jego świadomy wybór.

Zapytany, czy postrzega Trey’a jako nieudanego aktora, czy jako gliniarza, Eddie Murphy zauważa, że jego zdaniem te dwie role nie wykluczają się nawzajem. – Myślałem o nim jako o kimś, kto zajmuje się swoją pracą, by mieć z czego opłacać rachunki, jednak w gruncie rzeczy marzy o aktorstwie i nigdy nie wyrzekł się tego marzenia. Skoro nie może utrzymać się jako aktor, zarabia na życie jako glina. To nic złego, to szlachetny zawód, dobra pensja. Mimo to, w głębi serca, nie przestaje marzyć o aktorstwie.

Od chwili pierwszego spotkania ekranowych partnerów widać było, że przypadli sobie do gustu. - Po raz pierwszy zobaczyłem Boba i Eddiego razem – mówi Dey – kiedy czytaliśmy scenariusz. Siedzieliśmy w pokoju hotelowym, ja nieco z boku. Wszedł Eddie w okularach przeciwsłonecznych, podszedł do Boba i klepnął go w ramię mówiąc, „Jak leci, twardzielu?”.

- Widok tych dwóch gwiazd, tak zgodnie pracujących na planie, był czymś wspaniałym – mówi Dey. – Natychmiast wyczuwało się, że żywią wobec siebie nie tylko wzajemny szacunek, ale że po prostu się lubią. Wiedząc, że każdy z jego aktorów ma nieco inne podejście do pracy, reżyser odpowiednio zaplanował harmonogram zdjęć. - Eddie to bardzo spontaniczna osoba, aktor kręcący niemal z biegu – wyjaśnia Dey. – Doskonale improwizuje i reaguje na zmiany. Bob woli najpierw nauczyć się roli, poznać swoje kwestie, podczas gdy Eddie zabiera się do tego w ostatniej chwili. By najlepiej wykorzystać style pracy aktorów, Dey najpierw kręcił zazwyczaj ujęcia z Murphym, a następnie z De Niro.

- Chciałem, by sami znaleźli klucz do każdej ze scen, sposób podejścia do niej, jaki wyda im się właściwy. Kiedy pracuje się z aktorami tego kalibru, trzeba wiedzieć, kiedy można ich prowadzić, a kiedy zdać się na nich. Obaj nakręcili tyle wspaniałych filmów, że głupotą z mojej strony byłoby, gdybym nie wykorzystał ich doświadczenia i instynktu – przyznaje reżyser.

Rene Russo, która wystąpiła w Zabójczej broni 3 i Zabójczej broni 4, przebojach, będących jednocześnie jednymi z najlepszych filmów w swoim gatunku, wniosła na plan Showtime swój talent komediowy – wystąpiła w roli ambitnej producentki Chase Renzi.

- To Renzi popycha naprzód cała historię – mówi Dey. – To ona łączy Mitcha i Trey’a, to ona nie pozwala na ich rozstanie. Niewielu aktorów ma odpowiednią osobowość, by wiarygodnie przedstawić postać graną przez Russo, ale Rene świetnie dała sobie z tym radę.

-Sądzę, że bardzo zależy jej na utrzymaniu pracy – mówi Russo o motywach swej postaci. – Zaczynała pewnie jako poważany dziennikarz, a potem zdała sobie sprawę z tego, że świat oczekuje teraz programów reality show. Żeby utrzymać swoją pozycje, musiała się przystosować do tej sytuacji. Dla niej nie ma już granicy między rozrywką a rzeczywistością. Nie bez znaczenia jest też fakt, że naciska ją jej szef, a stawką jest praca. Sama robi więc wszystko, by tak zmanipulować bohaterów programu, by wyczyniali rozmaite dziwne sprawy, dzięki czemu pójdzie w górę oglądalność jej programu.

- Postać, grana przez Rene, jest bardzo komediowa – dodaje Saralegui. – Wycisnęła z niej jednak wszystko. Z osoby bez skrupułów, niemającej w zasadzie żadnych oporów moralnych, zrobiła kogoś, kto da się lubić i jej naprawdę uroczy. A wszystko to bez podważania istoty jej osobowości. Chale ma w sobie to coś, to co ma Rene, co sprawia, że się je po prostu lubi – pomimo tego, że widz wie o jej metodach działania, o tym, jak wpływa na Mitcha i Trey’a, by robili to, czego od nich chce. Kawał dobrego aktorstwa.

- Rene wniosła do swej postaci niewiarygodne poczucie humoru – mówi Rosenthal, producent komedii Rocky i Łoś Superktoś, w której Russo wystąpiła wraz z De Niro. – To wspaniała aktorka, jest taka witalna. Poza tym nie daje sobie w kaszę dmuchać w towarzystwie tych dwóch facetów. – Te cechy osobowości były niezwykle istotne dla reżysera, będącego miłośnikiem komedii z lat 30. ubiegłego wieku, takich jak Dziewczyna Piętaszek, cechujących się niezwykle celnymi, dowcipnymi dialogami.

Russo podobał się satyryczny, komediowy sposób przedstawienia fenomenu programów reality show, jaki widoczny jest w Showtime. Przyjemnością było też dla niej towarzystwo De Niro i Murphy’ego, zarówno w scenach z ich udziałem, jak i na planie, gdy przyglądała się ich wyczynom. - Uwielbiam przyglądać się ich pracy – mówi aktorka.

W filmie występuje jeszcze jedna postać charakterystyczna, grana przez Williama Shatnera. W nieco krzywym zwierciadle przedstawia on – mniej więcej – siebie samego, gwiazdę telewizji. Chanie Renzi wynajmuje go, byłego bohatera policyjnego reality show T.J. Hooker, by pokazał opornemu Mitchowi, jak przed kamerą wyglądać na wspaniałego policjanta. Dla ludzi takich jak Shatner i Renzi, rzeczywistość nie jest wystarczająco dobra, publiczność domaga się czegoś więcej. Stąd właśnie pomysł, by aktor pokazywał prawdziwemu glinie, jak wygląda prawdziwy policjant. Jego recepta na sukces jest stosunkowo prosta – pokazuje Mitchowi zestaw teatralnych gestów, na widok których każdy prawdziwy policjant popłakałby się ze śmiechu.

De Niro mówi – Shatner jest bardzo zabawny. Ma niezwykłe poczucie humoru. Sam pomysł pokazania go, naśmiewającego się z tego, czym się naprawdę zajmuje, jest bardzo śmieszny.

W trakcie sceny, w której Shatner działa w myśl najlepszych tradycji wyniesionych z serialu, wpadając do pokoju z pistoletem w dłoni, podczas gdy Trey naśladuje każdy jego ruch, Shatner i Murphy nie mogli odmówić sobie nieco improwizacji. – Scena znajdowała się w scenariuszu, ale była tak śmieszna, a poza tym Shatner był tak zabawny, mówiąc poważnym głosem „kto ukradł pieniądze”, czy dodając coś od siebie, że po prostu powtarzaliśmy ją parę razy, próbując za każdym razem dodać coś nowego i śmieszniejszego.

Shatner przyznaje, że granie samego siebie… – To coś dziwnego. Naprawdę jesteś odtwarzaną przez siebie postacią. W filmie nie ma Williama Shatnera. Nie wiem, kogo tam widać, Ten facet z filmu, tamten William Shatner, to ktoś noszący moje nazwisko… Jest trochę pompatyczny. Dziwne jest samo to, że ma pokazywać prawdziwym glinom jak wyważać drzwi, jak rzucać się na maskę samochodu, i tak dalej… A wszystko to dlatego, że grał kiedyś w serialu telewizyjnym.

Bohater Shatnera nie dostrzega, choć- oczywiście - widzi to sam Shatner, że cała ta scena, jest po prostu absurdalna, choć gra w niej z całą powagą. Aktor wyjaśnia – Próbowałem nie przekroczyć bariery między realizmem, a zabawą. Było to dość trudne.

- Shatner był wspaniały – entuzjastycznie dodaje Dey. – Był niezwykle zabawny i naprawdę sprawiało mu przyjemność naśmiewanie się ze swojego wizerunku. W całym filmie jest parę innych króciutkich scen, w których pojawiają się osoby znane z rzeczywistości jako one same, jak na przykład adwokat Johnnie L. Cochran Jr., co jeszcze bardziej zaciera różnicę pomiędzy telewizją a rzeczywistością.

Cochran, który wystąpił w niewielkiej roli w Wykiwanych Spike’a Lee, a także w kilku niewielkich rolach w serialach telewizyjnych, z uśmiechem mówi, że jego pojawienie się w Showtime to pierwsza wielka rola, u boku Roberta De Niro i Eddiego Murphy’ego. Gra obrońcę ReRuna, jednego z podejrzanych o handel narkotykami, których aresztuje Mitch. Cochran pojawia się w scenie przesłuchania i spiera się z Mitchem, czy jego klient odpowie na niektóre z pytań. Obsadzenie w tej roli znanego adwokata było udanym pomysłem. Mówi Jane Rosenthal - T J (Taj „TJ” Cross), który odtwarzał postać ReRuna, dodał z własnej inicjatywy słowa „Moim prawnikiem jest Johnny Ochran” w scenie, w której kręciliśmy jego aresztowanie przez Mitcha. Wszyscy bardzo się uśmiali. W tym czasie rola jego prawnika nie była jeszcze obsadzona i ktoś nagle zapytał – A może zaproponujemy ja Johnny’emu Cochranowi? Zadzwoniliśmy więc do jego biura i usłyszeliśmy, że się zgadza.

- Mówi Murphy: – Z Cochranem świetnie się współpracuje, oczywiście, jeśli jest to praca na planie i tylko na planie. Nie chciałbym współpracować z nim w rzeczywistości, ponieważ oznaczałoby to, że mam jakieś poważne kłopoty.

W roli przełożonego Mitcha, kapitana Winshipa, wystąpił Frankie R. Faison, wszechstronnie utalentowany aktor, znany najbardziej z roli strażnika Barney’a w filmie Milczenie owiec, którą powtórzył niedawno w Hannibalu.

Faison przedstawia Winshipa jako kogoś znajdującego się pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony musi zajmować się całym wydziałem, a Mitch Preston jest jednym z jego najbardziej zaufanych i doświadczonych pracowników, choć czasem nieco trudnym we współżyciu. Z drugiej strony, wskutek ostatniego wybryku Mitcha, cały wydział jest bezlitośnie obsmarowywany we wszystkich mediach. Na dodatek grozi im proces o odszkodowanie w wysokości 10 milionów dolarów, jaki wytoczy im stacja telewizyjna. Szef Winsopa, komendant policji, zadecydował, że jedynym sposobem naprawienia nadwerężonej reputacji policji będzie pokazanie telewidzom raz w tygodniu, że tak naprawdę Mitch jest fajnym facetem. I to, czy się to jemu podoba, czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Niezależnie od tego, jak bardzo nie jest to w smak Mitchowi – a jest on bardzo niezadowolony – ani on sam, ani Winship nie mogą nic z tym zrobić.

Czujne oczy doradcy technicznego do spraw policji

O odpowiednie przedstawienie na planie realizmu scen policyjnych dbał doradca do spraw policyjnych, Chic Daniel, współpracujący blisko z reżyserem filmu, Tomem Dey’em. Daniel przypomina sobie, jak wyglądała typowa sytuacja na planie – Tom pytał mnie, jak prawdziwi policjanci zachowaliby się w danej sytuacji, gdzie trzymaliby broń, jak by ją trzymali. Ja odpowiadałem na pytania i pytałem o to, gdzie ustawią kamery i wymyślałem, jak pogodzić ze sobą potrzeby ekipy i realizm całej sceny.

Skoro mowa o realizmie, Daniel doskonale zdaje sobie sprawę, że uwarunkowania praktycznie uniemożliwiają przedstawienie pracy policjanta w sposób atrakcyjny dla przeciętnego widza – temat, który na początku filmu porusza Mitch, mówiąc do uczniów podczas zajęć przygotowujących ich do wyboru zawodu: - Można próbować być możliwie najbardziej realistycznym, wiadomo jednak, że widownia nie chce oglądać policjanta spędzającego 10 godzin na papierkami – mówi. – Widzowie chcą pościgów i strzelanin.

- Mówiąc ogólnie – kontynuuje weteran policji z Los Angeles – policjanci na ulicy wiedzą, że mogą być filmowani czy śledzeni przez dziennikarzy, i że zainteresowani są oni bardziej fabułą, niż rzeczywistością. W filmie pokazujemy, że na miejsce akcji rozmaite ekipy dziennikarskie przybywają razem z policją, a czasami nawet wcześniej niż ona. Wszystko dlatego, że prowadzą nasłuch częstotliwości policyjnych. Oficer, dowodzący na miejscu, musi utrzymać równowagę pomiędzy prawem dziennikarzy do informowania ludzi, a sprawami wynikającymi z procedury policyjnej, konieczności ochrony miejsca przestępstwa. Kto narusza czyje prawa i obowiązki? To sprawy, o których dużo mówi się w policji i wydaje mi się, że film porusza także i ten temat.

Gdy zapytano go, jak czuł się, gdy Mitch strzelił do kamery, Daniel z uśmiechem potwierdził to, czego filmowcy domyślali się już wcześniej – Sądzę, że wszyscy, pracujący w policji, bardzo by chcieli czasami zrobić tak samo. Pozostawiamy to jednak Robertowi De Niro.

Pomysł na Showtime

- Oglądałem Tajemnice Los Angeles, gdy wpadłem na pomysł, będący początkiem całego projektu – mówi producent, Jorge Saralegui. – Bohater, grany przez Kevina Spacey’a (fikcyjny detektyw Jack Vincennes, będący doradcą technicznym telewizyjnego programu o pracy policji) był osobą spragnioną blasku reflektorów. Przyszło mi na myśl, że obecnie ktoś taki byłby pewnie bohaterem programu Gliny.

Czy taki program byłby pomocny w karierze oficera, zależałoby to od tego, jak bardzo przykładałby się on do pracy policyjnej, i jak bardzo chciałby widoczny być na ekranie – o tym właśnie opowiada Showtime. - Zacząłem zastanawiać się nad tym, jak media wpływają na zachowanie ludzi, - mówi producent – i jak mój pomysł można by przerobić na komediowy scenariusz z glinami w roli głównej. Właśnie wtedy zaczęły mnożyć się możliwości komediowego wykorzystania tej historii i zaczął się wyłaniać kształt scenariusza. - Jeden z konfliktów, dzielących partnerów, polega na tym, ze Trey rozumie potrzeby mediów i jest im przychylny, chce być ich częścią – wyjaśnia Saralegui – podczas gdy Mitch nie chce mieć z nimi nic wspólnego, co, oczywiście, nie jest możliwe. Trey wie jak manipulować obrazem. Wie, jak wygląda jego codzienna praca, że gdy jest sam nie dzieje się nic interesującego, jednak kiedy pojawia się kamera, to już co innego. Ironia tkwi w tym, że naprawdę doskonały glina kiepsko wypada na ekranie, kamera go nie lubi, więc to ten drugi, który zawsze coś chrzani, lśni na ekranie i wygląda tak, jakby wszystko było jego zasługą. Wszystko polega na interpretacji.

Konflikt staje się widoczny i przybiera na sile, kiedy pojawia się Chale Renzi, bohaterka grana przez Rene Russo, producentka telewizyjna, która „angażuje” dwójkę policjantów do swojego najnowszego programu.

Trey’owi wydaje się, że jego udział w programie sprawia, że jest lepszym policjantem. Jest czujniejszy, a przez to lepiej pracuje. Sprawy inaczej mają się z Mitchem, którego nowy przydział niemal paraliżuje. Nie tylko bierze udział w czymś, czego nie cierpi, lecz na dodatek jego partnerem jest ktoś, z kim nie chciałby nigdy pracować z własnej woli, a - co więcej - asystenci producenta mówią mu jak ma stać, by nie zasłaniać sobą kamery, czy nie zagłuszać mikrofonu. Na domiar złego, dla dobra programu musi przemeblować swoje mieszkanie i kupić sobie psa, co ma poprawić jego wizerunek w oczach widzów. Nawet w najlepszych warunkach wymagania tego rodzaju nie podobałyby się Mitchowi, a teraz, biorąc pod uwagę sprawę, którą się zajmuje, są olbrzymim obciążeniem. Okazuje się, że pośledni dealerzy, których podczas nieudanej akcji napotkali Mitch i Trey, są zatrudnieni przez grubą rybę przestępczego półświatka, Vargasa (którego gra telewizyjny reżyser i producent Pedro Damián). Vargas, chcąc wzmocnić swoją pozycję na rynku narkotyków, kupił ostatnio broń maszynową wyposażoną w niezwykle skuteczną amunicję przeciwpancerną, która – jeśli dotrze na ulice – wywoła tam prawdziwy chaos. Wsadzenie Vargasa do więzienia i przechwycenie jego transportu broni może być najważniejszym zadaniem w całej policyjnej karierze Mitcha, ale jego argumenty nie trafiają do przekonania otaczających go ludzi, dla których ważniejszy jest wybór właściwej garderoby i udekorowanie dzielnicy – wśród nich jest również jego tak zwany partner.

- Humor, jaki wypływa z działań tej dwójki jakże różnych bohaterów, połączonych w niecodziennej dla nich sytuacji, niesie ze sobą także pytanie – mówi producentka Jane Rosenthal. - Czy tak naprawdę można pracować z kamerą wycelowaną w twoją twarz?

Renzi radzi parze po prostu nie zwracać uwagi na ich ekipę, tak, jakby w ich samochodzie patrolowym nie było pół tuzina minikamer i mikrofonów, rejestrujących każdy ruch i każde słowo. Zarówno ona, jak i jej energiczna, choć pozbawiona wyobraźni asystentka, Annie (Drena De Niro, która pojawi się wkrótce w innym filmie, Dochodzenie), opierają swoje pomysły na połączonej wiedzy na temat programów telewizyjnych, jakie odniosły sukces w przeszłości. Utrzymują, że interesuje ich życie codzienne policjantów, realizm a nie aktorstwo, nie przeszkadza to jednak Renzi ustawiać każdej sceny („spójrz na lewo”, troszkę głośniej”, „pokaż nam broń”), by uwypuklić rozrywkowe akcenty programu– tym samym, według Mitcha, przecząc samej sobie . Ale czy ma to jakieś znaczenie, skoro program jest hitem?

By dalej zatrzeć linie między realizmem a fikcją, sieć telewizyjna wprowadza zawodowego aktora występującego w serialu policyjnym (William Shatner w roli samego siebie, grający swojego bohatera z serialu T.J. Hooker). Jego zadaniem jest poprowadzenie Mitcha, gdy ten jest przekonany, że nie jest wystarczająco realistyczny w swej roli.

W biernym sprzeciwie wobec prób zarządzania jego osobą, Mitch 99% swego wysiłku poświęca sprawie przechwycenia broni, a tylko 1% programowi. Trey robi dokładnie przeciwnie, wydawałoby się więc, że powinno się to wyrównać. I tak rzeczywiście jest…. Do czasu, aż Vargas i jego miniarmia wymuszają starcie zbrojne, w trakcie którego odłamkiem zostaje trafiony jeden z fanów programu.

- Programy typu reality show zaspokajają potrzebę podglądactwa – mówi Rosenthal. – Każdy chciałby przyjrzeć się życiu kogoś innego. Nie chodzi tylko o telewizję, to też książki, radio, wszelkiego rodzaju tabloidy. My, jako naród, jesteśmy zwariowani na punkcie polityków i aktorów i ich życie staje się dla większości Amerykanów swoistym odpowiednikiem opery mydlanej.

Filmowcy, widząc, że w telewizji tryumfy święci tak wiele rozmaitych programów reality show, jak Cops, The Real World, Survivor, Lost, Fear Factor i Big Brother, a także programy poświęcone pracy policji czy sprawom kryminalnym, zdecydowali się przedstawić połączone światy tego rodzaju produkcji w humorystyczny i komediowy sposób, jednocześnie stawiając pytanie, co się dzieje, jeśli programy te pójdą zbyt daleko.

- Kamera zmienia wszystko – przyznaje Eddie Murphy. – Kiedy człowiek wie, że ktoś na niego patrzy i osądza to, co robi, zawsze zachowuje się inaczej niż zwykle. Nie można powiedzieć, że kamera nie wpływa na zachowanie. Osobiście nie wydaje mi się, by sama ich obecność powodowała zmianę zachowań na pozytywne lub negatywne, lecz sądzę, że z całą pewnością będą one odmienne, niż wówczas, gdyby ich nie było.

Ekipa nie chciała jednak nakręcić filmu, w którym wątek satyry społecznej zdominowałby całą fabułę. - Wyśmiewamy się z filmów, w których bohaterami jest para gliniarzy, lecz jednocześnie nie oszczędzamy też programów reality show – mówi Rosenthal. – Jednak naszym głównym zadaniem jest rozśmieszenie ludzi. Jeśli będą się śmiać i dobrze bawić podczas projekcji, nasz cel zostanie osiągnięty. A jeśli po obejrzeniu filmu zaczną trochę myśleć i zastanawiać się nad tą całą sytuacją, to już taki mały dodatek. Murphy podziela ten pogląd, mówiąc – Nie kręcę filmów, by moralizować. Mogę najwyżej być gdzieś, mówić coś udając kogoś, ale nigdy nie jest tak, że twierdzę, iż coś jest dobre, a coś innego złe. Skupienie się na relacjach pomiędzy bohaterami, stworzenie możliwości pokazania talentów dwójki wspaniałych aktorów, a także zróżnicowanie ich charakterów, napięcie rosnące wraz z eskalacją sytuacji, a także zastosowany efekt opowieści-w-opowieści, wszystko to przyczyniło się do tego, że Showtime jest znakomitym połączeniem farsy, komedii i filmu akcji.

Z perspektywy reżysera

Po długich poszukiwaniach producent zadecydował, że rolę reżysera filmu Showtime powierzy Tomowi Dey’owi. Główną przyczyną była jego praca na planie przeboju roku 2000, Kowboj z Szanghaju, komedii, w której wątki humorystyczne wypływały ze zderzenia się przedstawicieli dwóch odrębnych kultur.

- Tom nakręcił bardzo udany film, komedię Kowboj z Szanghaju, w której udało mu się połączyć niezwykle odmienne od siebie style – komediowa postać Jakiego Chana z bardziej zachodnim bohaterem Owena Wilsona – mówi Saralegui. - Tom jest reżyserem, który zastanawia się nad najdrobniejszymi niuansami każdej sprawy.

Dey nie był jednak zachwycony pomysłem nakręcenia kolejnej komedii czy filmu o przygodach pary policjantów. – Chciałem, by mój następny projekt był odmienny – przypomina sobie reżyser. – Nie spodziewałem się, że to będzie kolejna komedia. Kiedy jednak przeczytałem scenariusz tego filmu i usłyszałem, że w rolach głównych zgodzili się wystąpić Robert De Niro i Eddie Murphy, cóż… zdałem sobie sprawę, że jest to oferta, której nie mogę odrzucić.

Dey’a zainteresował także satyryczny wątek całej historii, zaintrygowało go zjawisko programów reality show. – Wydaje mi się, że programy tego rodzaju są dla telewidzów atrakcyjne, ponieważ są czymś nowym, dostarczają im też poczucia bezpośredniego kontaktu z bohaterami. Sporo z tej bezpośredniości próbowaliśmy przenieść do filmu.

Choć Showtime pokazuje media i programy reality show w sposób humorystyczny, komediowo opisuje ich wpływ na rzeczywistość, Dey nie przekracza granicy, łączącej parodię z komedią, zwłaszcza w chwilach, gdy na ekranie widać parę gwiazd. Jak sam mówi – Wraz z postępem prac, film stawał się coraz mniej satyryczny, zaczęły przeważać wątki kryminalne. W końcu jest to film o przyjaźni łączącej tych dwóch facetów.

Połączenie odmiennych aspektów całej historii – mówi Rosenthal – polega na właściwym wyważeniu. Niektóre ujęcia są stricte komediowe, inne wiążą się bezpośrednio z tematem śledztwa prowadzonego przez głównych bohaterów.

Kolejnym wyzwaniem, jakiemu stawił czoła reżyser, było oddanie w filmie żywotności i energii, jaką przesycone są telewizyjne programy reality show. Na planie o wiele częściej niż zwykle korzystałem ze steadicamu – wyjaśnia Dey. Wykorzystywaliśmy też o wiele więcej niż zwykle ujęć z kamer naręcznych, chciałem bowiem oddać w filmie ten rodzaj energii, jaką przesycone są programy tego rodzaju. Ujęcia ze steadicamu służą jako rodzaj stylistycznego połączenia pomiędzy moim filmem, a programem, który jest jego tematem. Podobnie jak większość programów reality show, Showtime posiada pewną nerwowość, podczas gdy nasz film przedstawiony jest w bardziej płynny sposób.

Mówi reżyser –Przy niemal każdym ujęciu próbowałem nakręcić je równocześnie na taśmie wideo, żeby móc wykorzystać to później, w czasie montażu. W tym filmie jest mnóstwo punktów widzenia, prawda jest niezwykle ulotna, a rozmaite techniki zdjęciowe starają się to jeszcze uwypuklić.

Showtime był kręcony w Los Angeles i w pobliżu miasta, na jego przedmieściach i na Sunset Strip. Podkłady dźwiękowe nagrano w pobliskiej Valencii.

Więcej informacji

Proszę czekać…