E.T.

7,5
Najsłynniejszy, kultowy film Stevena Spielberga (cztery Oscary, dwa Złote Globy). Śmieszna, wzruszająca i niezapomniana historia przyjaźni chłopca i dobrego kosmicznego przybysza, który, chciał znaleźć dom na Ziemi. Film, który przez ponad ćwierć wieku bawi i wzrusza nowe pokolenia.

Dwie dekady później... Rekonstrukcja i ulepszanie klasyki

To jeszcze nie koniec historii…ponieważ taśma filmowa łatwo ulega zniszczeniu, 20 lat odcisnęło wyraźne piętno na kondycji negatywu "E.T.". Co więcej niesamowity postęp technologii efektów wizualnych dał Stevenowi Spielbergowi możliwość nie tylko rekonstrukcji, ale ulepszenia filmu w sposób nie odbiegający od jego oryginalnej wersji.

"Nigdy nie chciałem zrealizować kolejnej części "E.T."," mówi reżyser, "ale pomyślałem, że dobrze byłoby jeszcze raz wprowadzić ten film na ekrany w związku z jego 20-tą rocznicą dokonując kilku poprawek, które zadowoliłyby nie tylko perfekcjonistę jaki we mnie drzemie, ale także dawnych i obecnych widzów. Wielokrotnie oglądałem ten film z dziećmi, kiedy dorastały i zawsze chciałem zrobić coś z paroma defektami technicznymi, które chyba tylko ja zauważałem. Zawsze chciałem na przykład zrobić coś z biegnącym E.T. na początku filmu, kiedy to ściga go Keys. Jest to tylko zarys E.T. poruszający się na szynach z przymocowanym świecącym sercem. Na materiale zdjęciowym były poza tym momenty, które zostały wycięte, a które warte są zobaczenia."

"Kiedy 20-ta rocznica filmu zaczęła się powoli stawać realna," wyjaśnia Kathy Kennedy, "zaczęliśmy zastanawiać się czy warto byłoby jeszcze raz pokazać nasz film. Czy będzie on jeszcze miał jakąś wartość dla widzów. Zdawaliśmy sobie sprawę, że "E.T." jest filmem, na którym wychowały się rzesze widzów i chyba warto byłoby pokazać go nowemu pokoleniu, które nie miało możliwości obejrzenia go na dużym ekranie. Mam dzieci w wieku 5 i 3 lat," dodaje Kennedy, "a Steven ma sześcioro dzieci. Oglądaliśmy wszyscy razem film w małym kinie i obserwowaliśmy niesamowite reakcje naszych dzieci. Nasze najmłodsze dzieci nigdy nie widziały "E.T." i przyjmowały go z takim entuzjazmem jak dzieciaki sprzed 20-tu lat. Jest wielu rodziców, którzy pamiętają ten film, a teraz mogą dzielić się tym doświadczeniem ze swoimi dziećmi. Jest poza tym oczywiste," kontynuuje Kennedy, "że obecnie możemy wykorzystać tak zaawansowane narzędzia jak grafikę komputerową. Nigdy nie zapomnę jak nie byliśmy w stanie zrealizować ujęcia, gdyż coś było nie w porządku z ustami E.T."

Aby zrealizować swoje plany, Spielberg jeszcze raz zwrócił się do Industrial Light & Magic, która to firma pracowała nad filmem w 1981 roku. "Wtedy był to dla nas unikalny film," komentuje Bill George z ILM, szef d/s efektów wizualnych rocznicowej edycji "E.T. the Extra-Terrestrial". "Teraz mieliśmy pracować nad rekonstrukcją tego, co wykonaliśmy 20 lat wcześniej. Musieliśmy podejść do tego w zupełnie inny sposób niż zwykliśmy to robić. Normalnie przygotowujemy projekty i mamy już w głowie efekty naszej pracy, jakie pojawią się na ekranie. Tutaj było zupełnie inaczej. Coś już było zrobione, a my musieliśmy to przerobić. Podeszliśmy do E.T. jak do klasycznego zabytku architektury, który należy odnowić," kontynuuje George, "przemalować ściany, naprawić podłogi i być w tym wszystkim jak najbliżej oryginału. To coś jak wysłanie ukochanej babci do chirurga plastycznego. Nie chcemy jej zmieniać, ale uczynić bardziej atrakcyjną."

Spielberg jeszcze raz obejrzał dokładnie cały film i wskazał miejsca, które chciał udoskonalić przy użyciu najnowocześniejszych technik wizualnych. "Gdyby film został zrobiony dzisiaj," mówi George, "E.T. byłby najprawdopodobniej postacią całkowicie stworzoną przez komputer. Film jednak został zrealizowany w 1981 i modele E.T. – chociaż niesamowite – miały jednak pewne ograniczenia, które w pewien sposób pomogły zbudować osobowość kosmity. W jego ruchach jest niesamowita gracja. W oryginalnym filmie bardzo staraliśmy się nie utracić niczego z jego ruchów."

Pierwszym zadaniem ILM było poprawienie podstawowych elementów filmu. "Film był w złym stanie," mówi George. "Niektóre rolki negatywu były porysowane i bardzo zabrudzone. Musieliśmy dowiedzieć się jakich obiektywów używał autor zdjęć Allen Daviau."

Ważne było to, aby wszystkie poprawki dotyczące efektów wizualnych pasowały do oryginału i nie wyglądały jak coś nowego. Dlatego też wiele z ulepszeń wykonanych przez ILM było bardzo subtelnych – tak jak zwiększenie skali ekspresji twarzy E.T., zastosowanie nowej technologii pozwalającej na przesuwanie się chmur czy wiatr między drzewami. I chociaż całkowicie cyfrowy model E.T. został przygotowany tylko do poszczególnych ujęć, przez większość czasu widzimy komputerowo generowane postaci kosmitów. George, Brady i zespół specjalistów ILM zajęli się też drobnymi szczegółami takimi jak poprawienie pewnych elementów pierwszego lotu na rowerze Elliotta i E.T. – dzięki nim kostium Halloween porusza się na wietrze (nie miało to miejsca w oryginale).

Olbrzymi postęp technologiczny, jaki miał miejsce po 1981 roku pozwolił artystom ILM włączyć do filmu sceny, które zostały z niego usunięte. Chodzi tutaj np. o scenę, w której E.T. i Elliott pluskają się w wannie, a także o tę, w której Mary szuka Elliotta podczas Halloween. "W scenie z wanną zaistniała możliwość lepszego poznania się E.T. i Elliotta," mówi Spielberg. "Jest także moment, który pokazuje widzom, że E.T. i Elliott są bardzo ze sobą związani. Kiedy dzwoni telefon i Elliott podskakuje, E.T. także to robi. Nie dlatego jednak, że telefon go przestraszył, ale dlatego, że serce Elliotta zaczęło mocniej bić."

Co do sceny Halloween, "Zawsze chciałem włączyć ją do filmu, gdyż zawiera najlepsze sceny z Drew Barrymore," powiedział reżyser.

Oczywiście, artyści ILM mieli wyjątkowy szacunek do oryginalnego filmu. "Kiedy poproszono mnie o pracę nad nową edycją E.T. trochę się wahałem," przyznaje Colin Brady. "To zawsze był jeden z moich ulubionych filmów i zawsze wydawało mi się, że każda jego klatka jest idealna. To tak jak gdybym został poproszony o namalowanie lepszej Mony Lisy. Tym razem, jednak, to sam Da Vinci prosił nas o wykonanie tej pracy pod jego nadzorem. Największym wyzwaniem jest to," kontynuuje Brady, "że E.T. jest czymś więcej niż istotą czy kosmitą. Nie jest też rysunkową postacią. Musieliśmy myśleć o nim jako o żywym, oddychającym stworzeniu. Mieliśmy do niego taki stosunek jak do aktora z krwi i kości. Nie chcieliśmy, aby był taki płynny w ruchach jak każda z animowanych komputerowo postaci. Było coś ciepłego w sposobie poruszania się oryginalnego E.T., jakaś niewinność dziecka połączona z pewnym napięciem. Można go porównać do różnych zwierząt. Czasami jest jak kot, czasami jak króliczek, a jeszcze innym razem jak żółw. Pomogło nam to na delikatne udoskonalenie jego ruchów w momentach, w których było to konieczne."

Jednym z przykładów przerobienia przez zespół ILM oryginalnego ujęcia był moment, w którym E.T. biegnie przez las uciekając przed naukowcami. "To była jedyna sekwencja, którą chcieliśmy całkowicie przygotować na nowo," powiedział Brady, "ponieważ E.T. poruszał się w niej w bardzo liniowy sposób, jak gdyby jechał po szynie. Musieliśmy pomyśleć nad tym, w jaki sposób może biegać istota, która ma tak krótkie nogi. Ostatecznie znaleźliśmy rozwiązanie, które zaakceptował Steven Spielberg."

Ponieważ żaden z oryginalnych modeli E.T. już nie istniał, George, Brady i ich zespół musieli przejrzeć oryginalny film klatka po klatce, aby stworzyć nowy, cyfrowy model E.T. Ale jak przyznaje Colin Brady, "Gdybyśmy teraz realizowali E.T. nie moglibyśmy użyć tylu cudownych sztuczek, jakie wykorzystano w pierwszym filmie. Gdyby E.T. był cyfrowy, Henry Thomas i inni aktorzy nie mieliby prawdziwej postaci, z którą mogli się bawić i na nią reagować!"

Być może najważniejszą zmiana jakiej Spielberg dokonał w nowej edycji E.T. było coś, co reżyser chciał zrobić od wielu lat: usunąć broń z rąk policjantów i agentów rządowych ścigających E.T., Elliotta i jego przyjaciół w scenie ucieczki, która kończy się lotem na rowerach. W 1995, w jednym z wywiadów Spielberg powiedział:

"Jeśli kiedykolwiek jeszcze raz wprowadzę ten film na ekrany, na pewno pozbędę się tego ujęcia... Żałuję dwóch rzeczy, jeśli chodzi o ten film. Żałuję, że został użyty pistolet, do zatrzymania dzieci. Żałuję też, że w ogóle pojawiła się w E.T. jakakolwiek broń. Jeśli będę miał taką okazję zastosuję technikę cyfrową, aby usunąć te pistolety z rąk policjantów."

Po ukończeniu zdjęć do "E.T." (1981-82), Steven Spielberg został ojcem i zmienił się jego sposób patrzenia na świat. Chociaż zastąpienie broni krótkofalówkami może spowodować pewne kontrowersje wśród fanów filmu, świat w 2002 roku jest całkowicie inny od tego w 1982 roku i reżyser czuje, że jest odpowiedzialny w trochę inny sposób przed swoimi widzami.

"W 1982 roku zupełnie inaczej postrzegano broń niż dzisiaj," stwierdza, "ale i tak byłem bardzo ostrożny umieszczając broń w "E.T." Jeszcze bardziej się tym przejmowałem, kiedy mój syn Max urodził się w 1985 roku. Narodziny dziecka były największą zmianą w moim życiu. Zacząłem myśleć o tym, że broń była prawdopodobnie zupełnie nieodpowiednim elementem mojego filmu i poczułem, że nowa jego wersja jest świetną okazją do pozbycia się jej. Wiem, że niektórzy ludzie Oskarżają mnie o bycie zbyt miękkim," mówi Spielberg, "i jestem pewien, że Narodowe Stowarzyszenie Posiadaczy Broni Palnej nie byłoby tym zachwycone."

W nowej wersji matka Elliotta nie zakazuje mu iść na Halloween, dlatego że wygląda jak "terrorysta." W oryginalnym scenariuszu Melissy Mathison słowo to brzmiało "komandos," a obecnie zastąpione zostało słowem "hippis."

Bill George, Colin Brady i wszyscy z ILM czuli się bardzo odpowiedzialni za efekty swojej pracy nad "E.T. the Extra-Terrestrial". "Moim głównym celem było sprawienie, aby wszystkie nowe efekty nie różniły się zbytnio od tych, które zapamiętali widzowie," podkreśla George. "Mamy nadzieję, że nie są zbyt oczywiste i mają taki sam urok jak te oryginalne. Ludzie, którzy nie będą wiedzieli zbyt dużo o tych zmianach, nie zauważą ich. I nie powinni – mają bowiem oglądać film - "E.T. the Extra-Terrestrial" – a nie efekty."

Producent Kennedy tak mówi o sprawach związanych z dźwiękiem, "Poddaliśmy muzykę Johna Williamsa cyfrowej obróbce. W nowej wersji ma ona sześć ścieżek, co nadaje jej pełniejsze brzmienie. Niczego nie nagrywaliśmy, ale dzięki nowościom technicznym byliśmy w stanie nadać dźwiękowi, dialogom i muzyce w "E.T." nowy wymiar XXI wieku."

Kompletowanie obsady aktorskiej

Steven Spielberg często opowiadał o castingu "E.T. the Extra-Terrestrial" jako o "letnim obozie", ponieważ tak wiele ważnych ról musiało być obsadzonych przez dzieci i nastolatków. Proces kompletowania obsady rozpoczął się w tym samym czasie, co konstrukcja modelu E.T. czyli w marcu 1981. Jako pierwszą wybrano Dee Wallace Stone - Mary, samotną, ale kochającą matkę Elliotta. Następnie do ekipy dołączył Robert MacNaughton jako starszy brat Michael oraz sześcioletnia blondynka z olbrzymią wyobraźnią (i znanym nazwiskiem), Drew Barrymore jako młodsza siostra Gertie.

"Byłam na przesłuchaniach do produkowanego przez Stevena filmu Używane samochody," wspomina Wallace Stone, "i nagle okazało się, że jest to moje przesłuchanie do "E.T." Steven jest mistrzem castingu. Dokładnie obserwuje ludzi i ma niezwykły talent do wyciągania na zewnątrz najbardziej potrzebnych do danej roli cech. Kiedy Steven zobaczył jak grałam wszystkie te prostytutki w filmach TV, po prostu obsadził mnie w roli mamy Elliotta," śmieje się Wallace Stone.

Robert MacNaughton miał 14 lat, kiedy wziął udział w przesłuchaniach do "E.T.". Spielberg był pod wrażeniem profesjonalizmu i doświadczenia scenicznego młodego człowieka. "Grałem w sztuce w Nowym Jorku i moi agenci zaproponowali mi, abym zgłosił się na casting, który miał się odbyć w Los Angeles," wspomina MacNaughton. "Nie dostałem roli, ale reżyser d/s castingu powiedział, ‘Słyszałem, że Spielberg przygotowuje coś pt. "A Boy’s Life".’ Pojechałem do biura Spielberga i tak naprawdę nie było to typowe przesłuchanie. Nie pozwolili mi zobaczyć scenariusza. Bardziej przypominało to wywiad przeprowadzany przez samego Stevena."

"Pomyślałem, że Robert jest po prostu dobrym aktorem," stwierdził Spielberg. "Był największym profesjonalistą ze wszystkich dzieciaków. Był bardzo solidny."

Spielberg po raz pierwszy spotkał Drew Barrymore przy okazji filmu Duch, i natychmiast mu się spodobała, gdyż była "uroczą kłamczuchą". Tak wspomina to dorosła Barrymore, "Kiedy brałam udział w przesłuchaniu do "Ducha", Steven powiedział "Nie, nie nadajesz się do tej roli, ale może bardziej odpowiedni będzie dla ciebie następny projekt.’ Spotykałam się z nim jeszcze kilka razy. Za pierwszym razem chciał tylko ze mną porozmawiać. Byłam bardzo szczęśliwa, że ktoś dorosły chce mnie słuchać. Słuchał moich opowieści i bardzo mu się podobały. Świetnie się przy nim czułam."

Spielberg dodaje "Spotkałem wiele potencjalnych Gerties, ale kiedy pojawiła się Drew dostała tę rolę w momencie, w którym przekroczyła próg. Kiedy zaczęła opowiadać, że była punkiem i prawie udało jej się wyruszyć w trasę ze swoim zespołem, wiedziałem, że to ona. Miała przecież dopiero 6 lat! Przez cały czas zmyślała jakieś coraz bardziej szalone historie. Zupełnie mnie rozbroiła, kiedy stwierdziła, że mogłaby mi pomóc w zrobieniu tego filmu! Nie było innego wyboru."

Innym ważnym członkiem obsady był Peter Coyote grający naukowca Keysa. "Kiedy po raz pierwszy spotkałem Stevena," wspomina aktor, "Sprowadził mnie do niego agent Mike Fenton z Fenton & Feinberg, który chciał, żebym poszedł na przesłuchanie dotyczące roli Indiany Jonesa w Poszukiwaczach zaginionej Arki. Mike zapytał mnie czy noszę kapelusz, a ja odpowiedziałem, że przez cały czas noszę kapelusze. Dał mi więc fedorę i powiedział, że miałbym zagrać podróżnika i poszukiwacza przygód. Poszedłem do biura Stevena, a kiedy tylko wszedłem do pokoju," Coyote wspomina to z pełnym humoru grymasem, "potknąłem się o lampę."

"Gdybym miał zrobić komedię przygodową," mówi Spielberg, "na pewno zatrudniłbym Petera Coyote, aby zagrał Indianę Jonesa. Na pierwszym naszym spotkaniu był bowiem bardzo niezdarny. Zrobił jednak na mnie dobre wrażenie i zapamiętałem go. Kiedy więc szukałem kogoś do roli Keysa, zapytałem, ‘Co się stało z tym facetem, który wywracał wszystkie rzeczy na swojej drodze?’"

Reżyserowi pozostało jeszcze do wykonania ważne zadanie znalezienia młodego aktora do głównej roli Elliotta...

...Jeśli E.T. był sercem filmu, to Elliott z pewnością był jego duszą. Pod koniec lata 1981, Spielberg stwierdził "Nie byłem w stanie znaleźć Elliotta. Przez prawie sześć miesięcy nie mogłem znaleźć odpowiedniego młodego aktora. W końcu zaproponowałem rolę chłopcu, który wydawał się być Elliottem. Jego rodzice jednak nie zgodzili się na udział chłopca w filmie. Za cztery czy pięć tygodni mieliśmy rozpocząć zdjęcia bez Elliotta. Wtedy," kontynuuje Spielberg, "Jack Fisk, który właśnie ukończył film dla Universalu pt. Raggedy Man, powiedział mi o wspaniałym dziesięciolatku z San Antonio, Texas, Henry’m Thomasie, którego obsadził w roli syna Sissy Spacek, Jacka. Ponieważ film był jeszcze na etapie montażu, Jack zabrał razem kilka scen z Henry’m i pokazał mi je."

Spielberg zaprosił chłopca na wstępne spotkanie. "Trochę się denerwowałem na tym przesłuchaniu," wspomina Thomas. "Nie przeczytałem scenariusza, wiedziałem tylko, mniej więcej, o czym jest film. Dano mi do przedstawienie dwie różne sceny. Pamiętam, że przez cały czas myślałem ‘Nie czytam tego wystarczająco dobrze, nie dostane tej roli.’ Steven powiedział ‘Zaimprowizujmy coś. Oto sytuacja: znajdujesz to stworzenie i zaczynasz je kochać… jest jak twój pies… I nagle rząd zamierza ci to zabrać, żeby przeprowadzić jakieś eksperymenty.’"

Kamera została włączona, a z oczu małego Henry’ego Thomasa zaczęły płynąć łzy. Być może przypomniał sobie o ukochanym psie, który zdechł trzy lata wcześniej.

"W ten sposób Henry przekonał mnie, że jest Elliottem," powiedział Spielberg. "Wszyscy w pokoju mieli łzy w oczach. Pamiętam, że odwróciłam się do Henry’ego i powiedziałem ‘OK., dzieciaku... masz tę rolę."

Narodziny legendy

"Boi się. Jest zupełnie sam. Znajduje się 3,000,000 lat świetlnych od domu."

Tak brzmi oryginalne hasło reklamowe "E.T. the Extra-Terrestrial", obiecujące wyprawę w świat przygody, emocji i tajemnicy. To co widzowie ostatecznie zobaczyli na ekranie całkowicie spełnia promocyjne obietnice.

Ale jak to zwykle bywa w przypadku legend, E.T. nie wyskoczył po prostu z głowy swego twórcy w pełni uformowany. Jego żywot rozpoczął się jako zupełnie inna historia, która w następnych etapach przekształciła się w opowieść, którą wszyscy znamy. Początkowo, Steven Spielberg został zaintrygowany historią jaką odkrył prowadząc prace nad swoim filmem opowiadającym o spotkaniu ludzi z istotami z innej planety Bliskie spotkania trzeciego stopnia.

"Była to historia farmerskiej rodziny, która pewnego wieczoru została sterroryzowana przez podobne do gremlinów istoty z kosmosu za wszelką cenę starające się wedrzeć do domu, ujeżdżające krowy i doprowadzające ludzi do obłędu," wspomina Spielberg. Po przeczytaniu pierwszego szkicu scenariusza zatytułowanego "Night Skies", "nie czułem, że to jest film, który chciałbym wyreżyserować. Zaprzeczał temu, w co wierzyłe"”.

Już jako mały chłopiec, Spielberg skłaniał się raczej ku twierdzeniu, że przybysze z kosmosu gdyby odwiedzili naszą planetę zachowaliby się przyjacielsko. "Po raz pierwszy zobaczyłem deszcz meteorytów, kiedy miałem cztery, pięć lat," wspomina reżyser. "Tata zabrał mnie gdzieś w okolice New Jersey, leżeliśmy na kocu i patrzyliśmy w niebo. Zobaczyłem wtedy mknące przez niebo pasma światła. Nigdy nie myślałem, że to coś przerażającego. Ojciec czytał sporo science-fiction i zwykle były to opowieści o przerażających obcych, którzy pragną zapanować nad światem. Ale ojciec zawsze mówił mi, ze gdyby obcy mieli techniczna możliwość podróżowania na dystansie milionów lat świetlnych na pewno nie przebyliby takiej odległości, aby przejąć władzę nad światem. Zrobiliby to z ciekawości, ponieważ chcieliby podzielić się z nami wiedzą na temat innych systemów planetarnych i innych być może mniej zaawansowanych w rozwoju form życia. Ojciec zawsze starał mi się uświadomić, że jeśli w kosmosie jest jeszcze coś poza nami to jest to raczej dobre niż złe".

Ale jeden szczegół w scenariuszu "Night Skie"s spodobał się Spielbergowi: na samym końcu, jeden z obcych jest pozostawiony na Ziemi. Chociaż Spielberg odłożył projekt na bok, przez cały czas chodziła mu po głowie myśl o zrobieniu filmu opowiadającemu o spotkaniu różnych światów. Film okazał się być jednym z najbardziej osobistych dzieł reżysera. "Zawsze chciałem opowiedzieć historię dziecka, które widzi jak związek rodziców rozpada się, a on ma tylko 10 lat," stwierdza Spielberg. "Być może "E.T." jest czymś w rodzaju terapii, która miała sprawić, abym czuł się w życiu mniej samotny. To było jak dziecięcy sen o specjalnym przyjacielu, który ratuje chłopca przed smutkiem wynikającym z rozwodu."

Myśli o filmie zaczęły przybierać realny kształt podczas pobytu Spielberga nad morzem, tysiące mil od domu.

"Kręciłem właśnie Poszukiwaczy zaginionej Arki. Samotny reżyser siedzący pośrodku pustyni w Tunezji i pracujący nad przygodowym filmem. Czułem się trochę odseparowany od samego siebie, co zdarza się dosyć często, kiedy kręcisz film. I nagle... BANG... ten pomysł poraził mnie. Nagle, historia E.T. zaprzątnęła mój umysł i przez następne dni zaczęła mieć swój początek, środek i koniec."

Spielberg wspomina, że bardzo podobał mu się Czarny rumak, historia przyjaźni chłopca i dzikiego konia ocalałego z morskiej katastrofy. Film ten był bardzo elegancko wyreżyserowany przez Carroll Ballard. Autorką scenariusza była młoda pisarka Melissa Mathison, która była na planie "Poszukiwaczy zaginionej Arki" w Tunezji ze swoim (byłym) mężem Harrisonem Fordem. "Usiłowałam napisać scenariusz na podstawie książki, do której wykupiłam opcję. Byłam bardzo nieszczęśliwa w związku z tym i czułam się naprawdę źle", wspomina Mathison. "Pewnego dnia Steven i ja chodziliśmy po skałkach szukając skorpionów, kiedy zapytał mnie czy napisałabym scenariusz do jego filmu. Stwierdziłam, że nigdy już niczego nie napiszę, miałam bowiem przed oczami poczucie klęski związane ze scenariuszem, nad którym właśnie usiłowałam pracować. Ale wtedy Steven opowiedział mi o swoim pomyśle… co może się stać, kiedy mały przybysz z kosmosu pojawi się na Ziemi i zostanie przygarnięty przez dzieci?"

"Pomyślałem, że Melissa świetnie poradzi sobie z E.T.," wspomina Spielberg. "“Miała wspaniały stosunek do dzieci i opowieści dla dzieci, bajek. Była także cudownie związana z naturą."

Mathison była bardzo zaintrygowana projektem. "Pomysł filmu dla dzieci o przybyszu z kosmosu wydawał się tak intrygujący i unikalny, że bardzo chciałam to zrobić", powiedziała.

Spielberg i jego długoletnia współpracowniczka Kathleen Kennedy przekonali Mathison, aby przynajmniej przygotowała pierwszy szkic scenariusza po powrocie do Los Angeles. "Pamiętam, że pisałam przez cztery czy pięć dni w swoim małym biurze w Hollywood, a potem pojechałam do Marina del Rey, gdzie Steven montował w małym apartamencie na plaży", mówi Mathison. "Przyniosłam mu szkic i zaczęliśmy rozmawiać o tym, co powinno być napisane. Przygotowanie pierwszej wersji scenariusza zajęło nam osiem tygodni."

"Melissa przyjechała do mnie, kiedy montowałem "Poszukiwaczy zaginionej Arki" z magnetofonem i zaczęliśmy pracę. Miałem już opracowane podstawy narracji, ale wszystkie te smaczki, ulotne chwile – jak na przykład psychiczny związek E.T. i Elliotta – były dziełem Melissy, ona także napisała dialogi. Wzbogaciła moją historię o słowa i był to genialny scenariusz."

Zanim Mathison zaczęła pisać, miała już wstępny szkic tego jak powinien wyglądać E.T. Podczas pierwszych dyskusji ze Spielbergiem, zdecydowali, że mały kosmita powinien być brzydki, ale nie w sposób przerażający. Powinien przypominać żółwia bez muszli. "Miłość, którą mu okazano nie była oparta na jego miłym wyglądzie", wyjaśnia autorka.

Kiedy Mathison dostarczyła pierwszą wersję scenariusza (107 stron) Spielbergowi, przeczytał go w godzinę. "Jak na mnie było to dosyć niezwykłe, gdyż czytam raczej wolno", wspomina reżyser. "Powalił mnie z nóg. Był bardzo szczery i naprawdę dotarł do mojego serca. Byłem gotowy zacząć zdjęcia w dniu, kiedy przeczytałem scenariusz."

Po przeczytaniu scenariusza Spielberg znalazł w studio Kathleen Kennedy i powiedział jej "Nie zamawiaj deseru... scenariusz Melissy jest jak deser!"

Spielberg natychmiast zaniósł scenariusz Mathison swojemu przyjacielowi i mentorowi Sidneyowi Sheinberg, szefowi Universal Pictures. Do scenariusza dołączył glinianą głowę E.T. i kilka ilustracji przygotowanych przez Eda Verreaux. Następnego dnia Sheinberg zadzwonił do młodego reżysera i zlecił mu rozpoczęcie realizacji.

Poszukiwanie głosu E.T. i muzyki do filmu.…

Oryginalny głos E.T. – nigdy nie zamierzano, aby w takiej wersji pojawił się w filmie – był głosem samego Stevena Spielberga, który podpowiadał kwestie Henry’emu Thomasowi i innym aktorom z offu. Przez dwie dekady uważano, że głos E.T. to głos Debry Winger. Tak naprawdę, będąc przyjaciółką Spielberga, została ona zaproszona na plan podczas realizowania sekwencji Halloween. W scenie tej pojawia się jako doktor w masce i jest zupełnie nierozpoznawalna. "Debra ma niski, piękny głos, dlatego poprosiłem ją, aby nagrała wszystkie kwestie E.T. na magnetofon Nagra," wspomina Spielberg, "ponieważ nie chciałem, aby mój głos był jedynym, jaki ludzie usłyszą oglądając pierwsze materiały. Żadne z nas nie myślało o tym jako o finalnym produkcie. Była po prostu przyjaciółką, która mi pomagała."

Kiedy jednak ukończone zostały zdjęcia i film wszedł w fazę post-produkcji, wielokrotnie nagradzany realizator dźwięku Ben Burtt – którego pracę można było podziwiać w Gwiezdnych wojnach Georga Lucasa – odkrył Pat Welsh. Gospodyni domowa i fotograf – amator, Welsh miała wtedy ponad 60 lat i mieszkała w Marin County, Kalifornia.

"Chociaż Pat zawsze chciała zostać aktorką i nawet robiła coś w tym kierunku, nie była profesjonalistką," wspomina Burtt. "Wyjaśniłem jej, że poszukuję interesująco brzmiącego głosu dla kosmity. Pat nagrała więc wszystkie dialogi E.T., które następnie elektronicznie zmodyfikowałem. Potem zmiksowałem głos Pat z oddechami zwierząt, po to, aby uzyskać jakość inną niż istoty ludzkiej. Należy tutaj dodać, że na głos E.T. składa się 18 różnych głosów," mówi Burtt,"łącznie z odgłosami zwierząt i różnych ludzi. Jednak Pat Welsh miała najbardziej znaczący udział w powstawaniu głosu E.T., gdyż to ona nagrała wszystkie dialogi."

W międzyczasie montażystka Carol Littleton pracowała nad tym, aby materiały zdjęciowe zmieściły się w odpowiednim dla przeciętnego filmu czasie. "Usunęliśmy kilka całkiem sporych scen," wspomina.

Jedną z takich scen była pełna humoru scena, kiedy to Elliott prowadzi E.T. do łazienki, waży go i pokazuje różnicę między zimną a ciepłą wodą. Elliott wychodzi na chwilę z łazienki, aby odebrać telefon i po powrocie zastaje E.T. w wannie, zanurzonego w wodzie. Do tej sceny został zbudowany przez Carlo Rambaldi specjalny model E.T., jednak Spielberg stwierdził, że scena ta nie wyjdzie dobrze na skutek technologicznych ograniczeń w czasie.

Spielberg wiedział już, kto powinien skomponować muzykę do "E.T. the Extra-Terrestrial": jego długoletni współpracownik John Williams. "Zawsze czułem, że Johnny jest artystą, która potrafi każdą opowiedziana przeze mnie historię zamienić na język muzyki," komentuje Spielberg. "Potrzebuje tylko chwili, aby wiedzieć jakie nuty napisać. Powoduje, że łza, która dopiero zbiera się w kącie oka spada na policzek."

Trudnym zadaniem dla Williamsa było napisanie muzyki do scen, których jeszcze nie widział. "Kiedy widziałem E.T., po raz pierwszy nie było jeszcze roweru na tle księżyca, gdyż efekty wizualne nie były jeszcze gotowe. Musiałem więc używać wyłącznie wyobraźni. Komponując muzykę do sekwencji lotu, wstrzymałem oddech i poczułem wolność. Idea lotu na księżyc wymaga całkowitego oddania się muzyce i olbrzymiego uczucia wolności. Tracimy grawitację, jesteśmy w kosmosie i czujemy się naprawdę wolni. Orkiestra i kompozytor muszą zapewnić nam takie uczucie."

"Kiedy John zobaczył "E.T.", był szczęśliwy," wspomina Spielberg, "a jest szczęśliwy wtedy, kiedy nie musimy dużo dyskutować o muzyce. Kiedy ma w głowie gotowe pomysły. Zostawiłem go więc, aby pracował. Wkrótce zadzwonił i poprosił, abym przyszedł do jego biura… chciał zagrać mi coś na pianinie. To było coś więcej niż się spodziewałem," kontynuuje Spielberg. "Łzy spływały mi po policzkach. Siedziałem przy pianinie i łkałem. Trochę mi było wstyd. Bardzo spodobała mi się ta muzyka i prosiłem Johna, aby nic w niej nie zmieniał. Nie mogłem doczekać się dnia, kiedy wkomponujemy tę muzykę w film."

Muzyka Williamsa do E.T. the Extra-Terrestrial stała się jedną z jego najbardziej ukochanych przez widzów kompozycji. Jest niezwykła i bardzo różnorodna. Odzwierciedla zarówno gwałtowne momenty filmu jak i te refleksyjne.

Film został ukończony na wiosnę 1982, a pierwszy pokaz zaplanowano na 7 maja w Houston. Tak naprawdę Spielberg nie wiedział, czego może się spodziewać. "Nie udawałem, że "E.T." był czymś więcej niż filmem o dzieciach zrobionym przez dziecko, jakim się wtedy czułem. Do diabła, ciągle nim jestem! "Ale pokaz był czymś w rodzaju religijnego doświadczenia," kontynuuje. "Był emocjonujący, cudowny. Nigdy nie wiesz, co zrobiłeś zanim nie pokażesz tego widzom. Moja publiczność reagował na każdy moment filmu. Śmiali się nawet ze scen, co do których miałem wątpliwości czy je zrozumieją. W czasie filmy sześciokrotnie rozbrzmiewały oklaski. Przez prawie całe napisy końcowe trwające trzy minuty – również."

Melissa Mathison także dokładnie to pamięta. "Steven siedział obok mnie i uderzał mnie w nogę. ‘Podoba im się, podoba im się.’ Miałem pełno sińców! Reakcja widzów była niesamowita. Pod koniec filmy wszyscy stali i bili brawo."

"Identyfikowałem się z nimi," dodaje Spielberg. "Mogłem po prostu wsiąknąć w tę atmosferę. To było cudowne przeżycie i nigdy go nie zapomnę. Wszyscy unieśliśmy się parę stóp nad ziemią… a potem pokazaliśmy nasz film na festiwalu w Cannes."

Producent Kathleen Kennedy kontynuuje, "Około 15minut przed końcem filmu, widzowie w Cannes zaczęli klaskać i tupać nogami. Pomyśleliśmy, ‘Boże, nie podoba im się..’ Wszystko nam się zaczęło przewracać w żołądkach. Okazało się jednak, że jest zupełnie odwrotnie. Pokochali nasz film."

Tak wspomina to Spielberg, "To był mój pierwszy pobyt w Cannes. Dostałem telegram od Francois Truffaut, który wiele dla mnie znaczył. Napisał w nim ‘Należysz tutaj bardziej niż ja,’ powtarzając zdanie, które mówił do Richard Dreyfuss w Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia. Pod koniec festiwalu otrzymaliśmy owacje na stojąco i wtedy pomyślałem, że ‘nic nigdy nie dorówna temu uczuciu.’"

Inny wspaniały dla Spielberga moment nadszedł, gdy pokazał film George’owi Lucasowi i dzieciom pracowników ILM i Skywalker w Bay Area. "George zaczął się śmiać, kiedy zobaczył na ekranie Yodę w scenie Halloween. Był to uroczy moment.

I wtedy," wspomina Spielberg, "zaraz po tym jak dzieci zeszły z rowerów, George pochylił się nade mną i powiedział ‘OK., możesz być przez chwilę na szczycie.’ Później, kiedy zapytałem go, co miał na myśli, powiedział ‘"E.T." będzie filmem wszechczasów. Pobije nawet "Gwiezdne wojny", zapamiętaj moje słowa.’

"Pomyślałem, że zwariował. I sprawił mi naprawdę wielki komplement. Nie wiedziałem, że miał rację, dopóki to się naprawdę nie wydarzyło."

Film wszedł do kin z rekordowym wynikiem. Był entuzjastycznie przyjęty zarówno przez krytyków jak i przez widzów. Wkrótce został kulturowym fenomenem, dzięki któremu przynajmniej jedno wyrażenie zostało na stałe wpisane do amerykańskich leksykonów (osławione "zadzwonić do domu" E.T.), inspirując powstanie dwóch przebojów wykonywanych przez Neila Diamonda i Michaela Jacksona.

Uhonorowany licznymi nagrodami "E.T. the Extra-Terrestrial" został nominowany do nagrody Akademii® - Najlepszy Film, Reżyser, Oryginalny Scenariusz. Zwyciężył w kategoriach Najlepsza Oryginalna Ścieżka Dźwiękowa, Efekty Wizualne, Dźwięk i Montaż Efektów Dźwiękowych.

Kennedy mówi o swoim zaskoczeniu związanym z międzynarodową reakcja na film:"“Miałam możliwość jeżdżenia z "E.T." po świecie i obserwowania reakcji widzów. Zdałam sobie sprawę, że ten film ma wpływ na fundamentalne emocje. Obserwowałam Francuzów, Niemców i Japończyków. Wszędzie reagowano prawie identycznie."

Film zmienił życie wszystkich, którzy nad nim pracowali. Dzięki niemu rozpoczęły się kariery Henry’ego Thomasa i Drew Barrymore (a także aktorów występujących w rolach drugoplanowych - C. Thomas Howell i Erika Eleniak), a ugruntowały Dee Wallace Stone i Petera Coyote.

Jeżeli chodzi o Stevena Spielberga, który już wcześniej odniósł olbrzymi sukces dzięki Szczękom, "Bliskim spotkaniom trzeciego stopnia" i Poszukiwaczom zaginionej Arki, to "E.T. otworzył mnie na bardziej osobiste historie. Kolor purpury, Imperium słońca, Lista Schindlera, Amistad, Szeregowiec Ryan czy A.I. Sztuczna inteligencja były filmami zajmującymi się raczej kondycją człowieka niż czystą przygodą. Moja kariera potoczyła się w dwóch kierunkach - dwóch rodzajach filmów. Uważam, że to właśnie E.T. dał mi odwagę tworzenia tego drugiego gatunku filmów. Nie lubię wybierać swojego ulubionego filmu, bo to jak mówienie, że jedno z twoich dzieci kochasz bardziej," stwierdza Spielberg. "Najbardziej znaczącym filmem jaki zrobiłem jest "Lista Schindlera", ale najbardziej osobisty jest "E.T." Sloganem stało się twierdzenie, że to film dla dziecka, które tkwi w każdym z nas. Ale uważam, że E.T. jest dla ludzi, którymi jesteśmy, którymi byliśmy i którymi znowu chcemy być."

Mija właśnie 20 lat od premiery filmu "E.T. the Extra-Terrestrial". Ten czas wydaję się być tylko mrugnięciem oka, chociaż nastolatkowie, którzy tak entuzjastycznie przyjmowali film, mogą go teraz pokazać swoim dzieciom. W pamięci widzów, Henry Thomas – obecnie utalentowany 30-letni aktor – jest ciągle dziesięcioletnim chłopcem poszukującym najlepszego przyjaciela. Drew Barrymore – teraz gwiazda kina i producentka filmowa – jest ciągle energiczną, uroczą sześciolatką. A finałowa obietnica E.T. złożona Elliottowi, która utkwiła na zawsze w sercu i umyśle chłopca..."Wrócę tutaj"... wydaje się być przysięgą złożoną widzom wtedy, teraz i na zawsze.

Tworzenie i konstrukcja E.T.

Obsadzenie odpowiednich aktorów to jedna sprawa… a przygotowanie odpowiedniego projektu przybysza z kosmosu przy użyciu technologii dostępnej na początku lat 80-tych – to zupełnie inne zadanie. Spielberg i jego była asystentka Kathleen Kennedy – teraz pełniąca funkcję producenta – rozpoczęli spotkania z czołowymi twórcami efektów specjalnych. Już wcześniej zaczęli prace nad koncepcją postaci E.T. z uznanym ilustratorem Edem Verreaux.

"Trudno było znaleźć odpowiedni wygląd dla E.T., ponieważ chciałem, aby był wyjątkowy", mówi Spielberg. "Nie chciałem, żeby wyglądał jak obcy z innych filmów. Chciałem, żeby tak bardzo różnił się anatomicznie od widzów, żeby nikt nie pomyślał, że jest to po prostu człowiek w kostiumie. Właśnie taką zasadą kierowałem się rozpoczynając pracę z Edem Verreaux."

Sporym wyzwaniem było to, że Spielberg chciał, aby E.T. miał tylko trzy stopy wzrostu, długą szyję i krótkie nóżki. Wykluczyło to możliwość przebrania aktora w kostium E.T. Wśród projektantów współpracujących ze Spielbergiem był Carlo Rambaldi, utalentowany Włoch, który zaprojektował obcego komunikującego się z granym przez Francois Truffaut naukowcem w Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia.

"Przedstawiliśmy Carlo około sześciu szkiców, które wcześniej przygotował Ed Verreaux," stwierdza Spielberg, "i naprawdę bardzo spodobały mi się pierwsze projekty E.T." "Jedną z rzeczy, które dobrze pamiętam z okresu pracy ze Stevenem," wspomina Verreaux, "była wizyta w jego biurze i możliwość zobaczenia wszystkich tych książek, z których korzystał podczas pracy. Steven wybierał jakiś obrazek czy zdjęcie i notował każdy szczegół oczu, ust... na prawie wszystkich zdjęciach byli bardzo, bardzo starzy ludzie." Spielberg korzystał głównie z fotografii Alberta Einsteina, Ernesta Hemingwaya i Carla Sandburga w ich ostatnich latach życia. "Bardzo spodobały mi się ich oczy," mówił Spielberg, "i zapytałem Carlo czy moglibyśmy sprawić, aby oczy E.T. były tak mało poważne, wysuszone i smutne jak ich."

Spielberg i Rambaldi rozpoczęli pracę nad kompozycją twarzy E.T. Przeglądali magazyny, wycinali twarze dzieci i doklejali do nich oczy Einsteina, Hemingwaya i Sandburga. Częściową inspiracją były także oczy kota Rambaldiego, a także wczesny obraz Włocha zatytułowany "Women of Delta", będący hołdem dla kobiet zamieszkujących odległe rejony kraju. Ich głowy, długie szyje i górne części tułowia wpłynęły na wygląd głowy i szyi E.T.

Na początku stycznia 1981 – sześć miesięcy przed zaplanowanym terminem rozpoczęcia zdjęć - Rambaldi wykonał pełno wymiarowy gliniany model głowy E.T. i bardzo nim zaskoczył Spielberga. Filmowiec wykonał test ekranowy kamerą wideo i odkrył, że oświetlenie może później zwiększyć efekt postaci małego kosmity.

Podczas tworzenia postaci E.T. do Rambaldiego dołączył zespół specjalistów od efektów specjalnych. W marcu 1981 rozpoczęto zaawansowane prace. Spielberg i Kennedy przez cały czas dostarczali Rambaldiemu szczegółowe notatki dotyczące m.in. ust E.T., które miały być wilgotne tak jak ludzkie usta, ale ich faktura miała różnić się od reszty skóry. W kącikach oczu E.T. także miała pojawić się wilgoć.

Specjalny konsultant artystyczny Craig Reardon miał za zadanie pomalowanie E.T. i stworzenie unikalnego, świecącego serca. Spielberg opisał serce jako światełko robaczka świętojańskiego. Reardon i współpracujący z nim Robert Short rozważali różne koncepcje serca prawie do samego początku zdjęć. Ostatecznie Short zdecydował się zrobić zupełnie nowy tułów z przezroczystego plastiku i pomalować go zostawiając nie pomalowane podświetlone miejsce. Potem przygotował konstrukcję szyi, na której osadzona miała być głowa E.T. Short zrobił także drugie serce – gipsową płytkę na pierś wyposażoną w lampę halogenową – które mogło być przyczepione do postaci E.T. w scenach, gdy kosmita porusza się po lesie.

Innym wyzwaniem było sprawienie, aby język E.T. działał w odpowiedni sposób. Technik Steven Townsend skonstruował mechanizm wspomagany działaniem sześciu odrębnych kabli. Ponieważ Spielberg przez cały czas zwracał uwagę na to, aby oczy E.T. były jak najbardziej wiarygodne – oczy będące zwierciadłem duszy - Kathleen Kennedy zabrała je do Los Angeles, do słynnego Instytutu Oczu Julesa Steina. Tam, młoda kobieta Beverly Hoffman miała za zadanie je pomalować.

Ostatecznie dla potrzeb filmu skonstruowano trzy modele E.T.: (1) pełno wymiarowy mechaniczny E.T. miał około 120 cm wzrostu, a kiedy wyciągał szyję mierzył 140 cm. Głowa była długa na 50 cm, a oczy miały średnicę około 7 cm. Cała konstrukcja była kontrolowana podczas zdjęć przez 12 ludzi stojących w boksach połączonych z nią kablami o długości 6 metrów; (2) Elektroniczny model kontrolowany przez radio dla potrzeb zbliżeń twarzy; (3) Pełno wymiarowy kostium E.T., który miało nakładać kilku utalentowanych wykonawców. Zbudowano także cztery głowy E.T., z których każda mogła być przymocowywana do różnych konstrukcji. Każda z nich miała też oczywiście ruchomą szyję. Modele zostały przygotowane z aluminiowo-stalowych szkieletów pokrytych warstwami waty szklanej, poliuretanu i gumy. Mechaniczne i elektryczne modele E.T. miały 87 ruchomych punktów, od podnoszenia ręki począwszy, a na mrugnięciu okiem skończywszy. Na samej twarzy znajdowało się 10 ośrodków ruchu. Reprezentowały one to, co w 1981 roku mogli zaoferować specjaliści od fizycznych efektów specjalnych.

Zdjęcia… Niewiarygodne staje się realne

Zdjęcia do "E.T. the Extra-Terrestrial" rozpoczęły się 8 września 1981 roku w okolicach Los Angeles, w Laird Studios (obecnie The Culver Studios) w Culver City oraz na przedmieściach Tujunga i Northridge. Sceny z lasu sekwojowego były kręcone w pobliżu Crescent City w Północnej Kalifornii, tuż przy granicy z Oregonem. Zdjęcia były zaplanowane na 65 dni, a dla celów bezpieczeństwa oraz utrzymania tajemnicy roboczy tytuł filmu brzmiał "A Boy’s Life".

Pierwszy dzień był sporym wyzwaniem zarówno dla reżysera jak i młodego aktora: jak skłonić 10-letniego Henry’ego Thomasa do pocałowania w usta dziewczynki. Była to część sceny, w której Elliott wypuszcza żaby, na których miała być przeprowadzona sekcja. "Henry zupełnie nie chciał tego zrobić," mówi Spielberg, "i był w stanie właśnie dlatego zrezygnować z aktorstwa.. W tym momencie wyobraziłem sobie jak rezygnuje z kariery z powodu pocałunku!"

Thomas potwierdza to, o czym mówi Spielberg: "To była jedyna część scenariusza, z którą miałem problem. Pamiętam jak po raz pierwszy czytałem scenariusz ‘Statek kosmiczny... super. Kosmita... świetnie. Całowanie dziewczyny?? Nie ma mowy!!! Muszę to robić???!!!"

Ostatecznie Thomas zebrał się na odwagę, zagryzł wargi i scena wyszła idealnie. (Młodą aktorką, której chłopiec dał całusa była Erika Eleniak. Ona podobnie jak Thomas, została popularną aktorką).

Ogólny wygląd filmu został bardzo dokładnie opracowany przez Spielberga i autora zdjęć Allena Daviau, który wcześniej pracował z reżyserem na krótkometrażowym filmem Amblin. "E.T." był jego debiutem pełnometrażowym. Filmowcy zdecydowali się na bardzo naturalistyczny wygląd filmu, który następnie przyjmuje elementy fantazji, kiedy E.T. spotyka Elliotta i jego rodzinę. Daviau współpracował także ściśle ze scenografem Jamesem D. Bissell, który stworzył świat, w którym rozgrywa się akcja filmu. Był on zarówno swojski (bardzo ładne przedmieście) jak i obdarzony cechami nie z tego świata (tajemnicza sekwencja początkowa, w której E.T. i botanicy z jego planety studiują środowisko lasu sekwojowego).

"Jedną z rzeczy, które Steven wiedział od samego początku," mówi Daviau, "było to, że E.T. ma być na początku filmu postacią skrytą w mroku, trudną do zauważenia. Widzowie mieli go powoli poznawać. Eksperymentowaliśmy z różnymi odcieniami kolorów. Jego brązowawa skóra z purpurowymi cieniami była wynikiem wcześniejszych testów. Na początku filmu pozostawialiśmy twarz E.T. w mroku. Widać było tylko jego błyszczące oczy".

"Ponieważ E.T. pozostawał w mroku," kontynuuje Daviau, "musieliśmy zastanowić się jak oświetlić scenę, aby to wszystko miało sens. Zaraz po przeczytaniu scenariusza powiedziałem, że wszystko, co jest związane z domem Elliotta, jego sąsiedztwem i rodzina musi być bardzo realne. Wszystko musiało być naturalne, gdyż wraz z przybyciem E.T. pojawiała się magia. Dom miał pozostać taki sam, ale pokój Elliotta stał się czymś w rodzaju magicznego miejsca."

Jednym z ważnych aspektów produkcji było to, że modele E.T. były traktowane przez aktorów i ekipę jak żywe. Była to z pewnością zasługa projektanta Carlo Rambaldi. "Podczas zdjęć, każdy zapominał o jego mechanicznym wnętrzu," mówi. Pewnego dnia, ktoś nie związany z produkcją odwiedził plan i zaczął żartować z E.T. Natychmiast został ukarany ciszą urażonych filmowców. Innym razem, kiedy asystent makijażysty odpowiedzialny za spryskiwanie pełno wymiarowego modelu E.T. – miało to nadać mu świeżość i zapewnić wilgotność – żartem zapytał czy może odwrócić głowę, operatorzy poruszyli głową E.T. Makijażysta prawie spadł z krzesła ze strachu.

Nie miało znaczenia to, z czego był zrobiony E.T. Był on głównym bohaterem filmu. "Obserwowanie tego jak powoływano go do życia było niesamowitym przeżyciem," wspomina Mathison. "Postać, jaką był na ekranie wzbudzała szacunek i dlatego ludzie traktowali ten gumowy model z respektem."

"Kosmita, nad którym pracowaliśmy traktowany był przez trójkę dzieci, Henry’ego, Drew i Roberta, jak prawdziwy,"mówi Daviau." "Mimo tego, że widać było tych wszystkich operatorów, kable i specjalistów od efektów, dzieci traktowały go jak żywą istotę."

"Kiedy już zaczynały pracować kamery i trzeba było odgrywać scenę, wszystko okazywało się być niewiarygodnie rzeczywiste," twierdzi Henry Thomas. "Do połowy zdjęć, tak wiele czasu spędziłem z E.T., że to wszystko stało się dla mnie bardzo namacalne."

"Nigdy chyba płacz nie przychodził mi tak łatwo jak wtedy," tak Drew Barrymore mówi o swoich ważnych momentach z E.T.

"Jedną z rzeczy, która na pewno pomogła dzieciom i ekipie w realizacji filmu, było to, że zdjęcia były realizowane chronologicznie," mówi Spielberg. "Dzieci emocjonalnie wiedziały, gdzie były dzień wcześniej i zupełnie nie miały pojęcia, co może wydarzyć się następnego dnia. Tak jak w prawdziwym życiu, każdy dzień był niespodzianką. Kiedy E.T. umierał Henry, Robert i Drew naprawdę wierzyli, że to się dzieje. Z ich strony nie była to do końca gra. To była reakcja na to, że ich najlepszy przyjaciel opuszcza ich."

12 operatorów E.T. odegrało unikalne role w realizacji filmu. "Czułem jak gdyby E.T. miał 12 serc," mówi Spielberg, "i każde z nich należało do jednego z operatorów, którzy mieli za zadanie poruszać jego szyją, powodować uśmiech, mrugnięcie okiem czy pulsowanie krwi w żyłach na szyi."

W ożywienie E.T. całe swoje serce i umiejętności wkładali ludzie, którzy w niektórych scenach zakładali na siebie "kostium" E.T.: Pat Bilon (mierzący około 90 cm i ważący 20 kg były ekspedytor z Youngstown, Ohio, który wykonał większość scen wymagających chodzenia), Tamara De Treaux, Matthew De Meritt (wykonał scenę z "pijanym" E.T.), Tina Palmer, Nancy MacLean i Pam Ybarra.

Jednym z wyzwań jakie stanęło przed Spielbergiem i jego ekipą było sprawienie, aby mały kosmita miał całkowicie sprawne ręce i dłonie. Było to ważne na potrzeby takich scen jak delikatne zrywanie kwiatów czy branie w palce cukierków Reese’s Pieces (Oryginalnie w scenariuszu umieszczono inną markę cukierków, ale firma odmówiła wzięcia udziału w filmie. Po premierze sprzedaż Reese’s Pieces diametralnie wzrosła). "Mechaniczne ręce zaprojektowane przez Carlo Rambaldi były niesamowite," wspomina Spielberg, "ale we wczesnych latach 80-tych przy technologii, którą można było zastosować ręka poruszała się trochę zbyt topornie. E.T. musiał mieć prawie taneczne, pełne gracji ruchy."

Dlatego też zdecydowano, aby w niektórych scenach wykorzystać ręce mima okryte kostiumem E.T. Przygotowano parę rękawiczek wyglądających dokładnie jak dłonie E.T. W lateksie, z którego były zrobione umieszczono zamki, kable i tubki pozwalające na napływ powietrza symulującego puls.

Przesłuchano kilku mimów zanim ostatecznie wybrano doświadczoną Caprice Rothe. "Pamiętam moment," mówi Spielberg, "kiedy Caprice wypiła rano za dużo kawy i trzęsły się jej na planie ręce. Pomyślałem, że właśnie odkryła coś nowego w postaci E.T.! W tej samej scenie była chwila, kiedy E.T. jadł arbuza i na ustach został mu kawałek owocu. Caprice po prostu przetarła usta, co było najbardziej naturalnym gestem pod słońcem. Tylko osoba, która jest bardzo związana z ludzkimi zachowaniami i dokładnie wie, co robimy z naszymi rękami, twarzą i ciałem mogła zachować się w tak naturalny sposób. Ta scena jest tylko maleńkim fragmentem filmu i wielu widzów nawet jej nie zauważa, ale ja naprawdę jestem dumny z tego, co Caprice wniosła w życie E.T. Właśnie wtedy naprawdę go ożywiła. Nie było żadnych kabli ani silniczków."

Chociaż efekty wizualne przygotowane pod kierownictwem Dennisa Murena przez nagrodzoną Oscarem® firmę Industrial Light & Magic odgrywały w "E.T. the Extra-Terrestrial", kluczową rolę, Kathleen Kennedy stwierdziła: "Wg mnie głównym powodem tego, że film zupełnie się nie zestarzał jest to, że nie został zrealizowany jako ‘film efektów specjalnych.' Steven zawsze chciał skoncentrować się tylko na postaci i historii, a efekty wpleść w akcję w sposób jak najmniej widoczny."

Niemniej jednak specjaliści od efektów wizualnych ILM stworzyli kilka nie dających się zapomnieć scen w filmie: pierwsze pojawienie się statku kosmicznego (zaprojektowanego przez Ralpha McQuarrie) i jego załogi... być może najbardziej znany efekt – lot Elliotta i E.T. na rowerze, na tle olbrzymiego księżyca (który stał się symbolem firmy Spielberga Amblin Entertainment)... ucieczka E.T., Elliotta, Michaela i ich przyjaciół przed policją i agentami... oraz magiczna tęcza w finale filmu. ILM, wspólnie z Dennisem Murenem rozpoczęli pracę nad "E.T." w maju 1981 i tak jak to bywa w tradycji Spielberga i ILM, pomogli dzięki temu zrewolucjonizować efekty wizualne w przemyśle filmowym.

Statek kosmiczny zaprojektowany przez Ralpha McQuarrie kojarzył się ze statkami z powieści Julesa Verne. Konstruowano go przez trzy miesiące. Kopuła statku, w której odbija się niebo i krajobraz była pomysłem Spielberga. Szef modelarzy Charlie Bailey (pracujący wspólnie z Mike’m Fulmerem) przygotował dla potrzeb filmu dwa modele statków. Jeden miał około 60 cm średnicy, jego szczegóły były całkowicie dopracowane i był sterowany joystickiem i komputerem. Drugi model był szeroki na 90 cm i głównie miał być filmowany z powodu kształtu i świateł.

Podczas naprawdę ciężkiej pracy nad filmem, każdy biorący w niej udział miał swoje chwile radości, głównie dzięki swobodnej atmosferze, jaką Spielberg tworzył na planie. Scenarzystka Melissa Mathison, która była także producentem stowarzyszonym każdego dnia była na planie i ćwiczyła z dziećmi. "Łapały mnie za słówka, razem męczyliśmy się nad dialogami, czasem proponowały coś, co wg nich byłoby lepsze," śmiała się Mathison. "W końcu musiałam im pokazać, kto tutaj jest szefem!"

Henry Thomas musiał zmagać się z jednym ze swoich najsłynniejszych dialogów, kiedy nazywa swojego starszego brata "penisem." "Zawsze mówiono mi, że dzieci nie powinny mówić takich rzeczy. W końcu jednak stwierdziłem, że to nic takiego, po prostu wyrażenie anatomiczne. Pomyślałem, że babcia na pewno to przeżyje!"

Spielberg pozwalał dziecięcym aktorom na sporo swobody, głównie dlatego, żeby stworzyć jak najbardziej realistyczne dialogi i sytuacje. "Zapytałem Henry’ego i Drew co powiedzieliby, gdyby takie rzeczy naprawdę się im przydarzyły. Chciałem, żeby dzieciaki wymyśliły własny dialog. Kiedy Gertie po raz pierwszy przygląda się E.T. bez histerii i mówi ‘Nie podobają mi się jego stopy,’ to jest to własne zdanie Drew Barrymore. Mnóstwo dzieci mówi niesamowite rzeczy, kiedy tylko pozwala się im na to."

"Steven nie obawiał się pozwolić dzieciom być sobą i przez to wnieść coś świeżego do filmu," mówi Henry Thomas. "Podczas kręcenia sceny, w której Elliott po raz pierwszy przyprowadza E.T. do swojego pokoju, Steven wyjaśnił mi całą sytuację siedząc przy stole pełnym zabawek z Gwiezdnych wojen i innych podobnych gadżetów. Steven poinstruował mnie, abym przedstawił E.T. wszystkim zabawkom. Praktycznie cała scena była zaimprowizowana."

Reżyser i młoda gwiazda wzajemnie się wspierali. "Henry przeszedł drogę od myślenia o mnie jako o swoim najlepszym przyjacielu do stwierdzenia, że jestem jego nauczycielem, gdyż cały czas do niego mówię. Mówiłem do niego tak często nawet wtedy, kiedy kamera była włączona, że kiedy po raz pierwszy zobaczył film ciągle myślał, że słyszy mój głos skierowany do niego."

Podczas przygotowywania sceny Halloween, Spielberg odkrył, że dzieci zamierzają go zaskoczyć przychodząc na plan przebrane w kostiumy. Zdecydował więc, że też sprawi im niespodziankę i pojawił się na planie przebrany za nauczycielkę… w kapeluszu i ortopedycznych butach!

W scenie Halloween pojawia się niespodziewanie Yoda z "Gwiezdnych wojen", którego Spielberg umieścił na planie specjalnie dla swojego przyjaciela George’a Lucasa. "Pomyślałem, że zabawnie będzie, gdy E.T. zobaczy Yodę. Galaktyka jest taka mała, jeśli ma się do czynienia z filmowcami."

Pod koniec zdjęć, kiedy Elliott i jego rodzina żegnają się z E.T., Spielberg wspominał, że "wszystkie dzieci chciały objąć E.T. Wiedziały, że to ostatni dzień i że nigdy już go nie zobaczą. Zanim E.T. powiedział Elliottowi ‘Będę tam’, podszedłem do chłopca i szepnąłem mu do ucha, ‘To ostatnia chwila, kiedy jesteście razem.’ I wtedy Henry bardzo się wzruszył. Kiedy powiedziałem ‘Akcja,’ wszystko niego pokazało się na jego twarzy."

Więcej informacji

Proszę czekać…