Córka biedaków zostaje oddana do domu gejsz, by pracować tam jako służąca. Pomimo wielu przeszkód i zawistnej rywalki dziewczyna staje się legendarną gejszą o imieniu Sayuri. Podbija serce jednego z najpotężniejszych i najbardziej wpływowych mężczyzn swoich czasów, jednak sama cierpi z miłości do człowieka, z którym nigdy nie będzie mogła się związać.

Ile Oscarów?

Prace nad filmem ukończono w maju 2005 roku. By akcja była doskonale zrozumiała, Anthony Minghella (twórca m.in. oscarowego „Angielskiego pacjenta” i „Wzgórza nadziei”) napisał dodatkową narrację zza kadru. Początkowo firma Sony Pictures planowała wprowadzić film na ekrany latem; jednak gdy szefowie wytwórni obejrzeli gotowy materiał, zdecydowali o przeniesieniu premiery na grudzień. Właśnie w tym czasie na ekrany kin amerykańskich trafiają filmy, które mają największe szanse na nagrody filmowe, z Oscarami na czele. Film, zgodnie z oczekiwaniami, spotkał się z uznaniem Akademii Filmowej, która przyznała mu aż sześć nominacji. Otrzymali je:

- Dion Beebe za zdjęcia

- John Myhre i Gretchen Rau za scenografię i dekoracje

- Colleen Atwood za kostiumy

- John Williams za muzykę

- Wylie Stateman za montaż efektów dźwiękowych

- Kevin O’Connell, Greg P. Russell, Rick Kline i John Pritchett za dźwięk.

Ostateczny werdykt Akademii poznamy 5 marca, pięć dni przed wejściem filmu na polskie ekrany.

Japonia w Chinach!

„Wyznania gejszy” trafią prawdopodobnie do dystrybucji w Chinach. Trwające wiele miesięcy negocjacje zakończyły się wstępnym uzgodnieniem, że film Roba Marshalla będzie rozpowszechniany w Pekinie i większych miastach Chin od stycznia 2006 roku. To duży sukces producentów, bowiem w Chinach gejsze postrzegane są jak zwykłe prostytutki; chińskim szefom kinematografii nie spodobało się również, że rolę „japońskiej dziwki” zagrała „wybitna artystka chińska”.

Montaż i muzyka

Montażem zajął się Pietro Scalia, na co dzień stały współpracownik Ridleya Scotta, laureat Oscara za film „Helikopter w ogniu”. Muzykę skomponował John Williams, jeden z najwybitniejszych kompozytorów w historii kina, pięciokrotny laureat Oscara, 43-krotnie nominowany do tej nagrody. Do nagrań Williams zaprosił swych stałych współpracowników: skrzypka Itzhaka Perlmana i wiolonczelistę Yo-Yo Ma. Po raz pierwszy kompozytor współpracował też z Karen Han, wybitną specjalistką od gry na ehru, dwustrunowych starożytnych skrzypcach chińskich.

Coraz rzadziej przyjmuję propozycje pisania muzyki filmowej – opowiadał John Williams. – Do pracy nad „Wyznaniami gejszy” namówił mnie Steven (Spielberg). Poczułem, że pierwszy raz od dawna mam okazję zmierzyć się z wyzwaniem, jakiego od czasów „Listy Schindlera” nie miałem okazji doświadczyć. Zależało mi, by moja muzyka jak najlepiej oddawała ducha Japonii z czasów tuż przed II wojną światową. Dlatego zdecydowałem, że muzyka nie będzie miała typowego, charakterystycznego dla produkcji hollywoodzkich rozmachu. Chciałem, by była bardzo delikatna, wręcz intymna: solo poszczególnych instrumentów z dyskretnym akompaniamentem orkiestry smyczkowej. Po raz pierwszy przyszło mi też pisać muzykę na starożytne wschodnie instrumenty. Z ehru sobie poradziłem, za to sporo trudności przysporzyło mi koto, japoński instrument strunowy. Tu miałem ograniczone pole manewru ze względu na specyficzną budowę tego instrumentu.

Na każdym etapie pracy nad tym filmem przeżywałem coś magicznego – mówił Rob Marshall. – Wciąż odkrywałem nowe rzeczy, poczynając od okresu przygotowawczego, przez zdjęcia, aż po postprodukcję. A już nagrywanie muzyki do filmu było dla mnie najczystszą radością. Praca z takimi gigantami, jak John, Itzhak, czy Yo-Yo, była dla mnie kamieniem milowym w moim myśleniu o muzyce. A jeśli chodzi o sam film, myślę, że John wniósł do „Wyznań gejszy” takie barwy, jakich sam bym się nie spodziewał.

Efekt pracy Johna Williamsa można ocenić jeszcze przed premierą filmu. Płyta ze ścieżką dźwiękową pojawiła się w sprzedaży na całym świecie 22 listopada.

Motyle nocy

Gejsze od zawsze budziły fascynację, i to nie tylko w Japonii, ale i na całym świecie. „Gejsza – kwintesencja marzeń Zachodu o kobiecie Wschodu” – tak pisze Joanna Bator w książce „Japoński wachlarz” (Wydawnictwo Twój Styl, 2004).

Dziś ten tak bardzo kojarzący się z Japonią zawód zanika. Nikt nie sprzedaje już kilkuletnich dziewczynek do domów gejsz. Maiko, praktykantką, może zostać dopiero kilkunastolatka, która ukończyła gimnazjum. Wiekowe mistrzynie uważają, że dzisiejsze praktykantki są zbyt stare, by dobrze nauczyć się właściwych zachowań i nabrać odpowiednich umiejętności.

Każdego wieczora gejsze wyfruwają niczym motyle ze swojego kokonu, by spędzać noce w herbaciarniach. Spotkania towarzyskie są czymś niezwykle istotnym w japońskiej kulturze, a obecność gejszy świadczy o statusie gospodarza. Dlaczego gejsze są tak cenione? „Sprzedają nie seks, lecz fantazję” – wyjaśnia na kartach swej książki Joanna Bator. Ich rolą jest „bycie króliczkiem, którego można gonić, ale (raczej) nie można złapać.”

Ani żony, ani prostytutki – gejsze są artystkami, zarabiającymi na życie zabawianiem bogatych mężczyzn. Słowo gei (wymawiane jak angielskie gay – „radość”) w języku japońskim oznacza „sztukę”. Gejsze są więc wyszkolonymi tancerkami, śpiewaczkami, instrumentalistkami, a jednocześnie dowcipnymi partnerkami w rozmowie. Śmieją się z żartów klientów, nigdy nie komentując własnych spraw, zawsze otoczone aurą tajemnicy. Jednak pod barwnym kimonem i białym makijażem kryją się kobiety z własną historią, pełną rozczarowań i marzeń – gejsza bowiem nie może sobie pozwolić na miłość.

Świat gejsz, tak żywo opisany w książce Arthura Goldena, choć powoli odchodzący w przeszłość, nadal istnieje. W herbaciarniach wciąż można zamówić sobie towarzystwo gejszy, która ubiera się i zachowuje tak samo, jak czyniły to jej siostry przez całe stulecia. Japońskie kobiety, które dziś decydują się na ten zawód, są zwykle zafascynowane historią i kulturą swojego kraju; zarabiają w ten sposób najwyżej przez kilka lat. Kultura gejsz popada w zapomnienie, w miarę zbliżania się Japonii do cywilizacji Zachodu. W masowej wyobraźni miejsce gejsz zajmują modelki, a ich obowiązki przejmują hostessy. Zadaniem tych współczesnych gejsz jest – jak pisze Joanna Bator – „ucieleśnianie męskich marzeń o określonym typie kobiecości i sprawianie, by klient uwierzył, że wszystko jest możliwe, na tyle mocno, by wrócić do tego samego klubu i pić potwornie drogą whisky”.

Mówią aktorzy

Zhang Ziyi:

Kiedy otrzymałam propozycję zagrania w „Wyznaniach gejszy”, byłam bardzo podekscytowana. To najbardziej skomplikowana rola, z jaką przyszło mi się zmierzyć! Moje obawy budziło też to, jak tę decyzję przyjmą Chińczycy. Nie myliłam się: były kłopoty. Wiem, że Steven Spielberg interweniował u chińskiego ministra kultury, żebym mogła grać bez przeszkód. Bardzo dużo pomogła mi, zwłaszcza na początku, Michelle Yeoh. Wiele trudnych dla mnie chwil potrafiła rozładować śmiechem; wiedziałam, że mam przy sobie bliską przyjaciółkę. Choć czułam ogromną presję gdzieś z tyłu głowy, to jednak kiedy spotykałyśmy się w charakteryzatorni, był czas na wyśmianie się do łez. Na plan stawiałam się już rozluźniona.

Rob Marshall wykazywał się olbrzymią cierpliwością. Były przecież nieustanne kłopoty z porozumiewaniem się, co znacznie wydłużało czas pracy. Gong Li i ja potrzebowałyśmy tłumacza z chińskiego, Ken Watanabe i Kôji Yakusho – z japońskiego. Jednak cierpliwość Roba była nieograniczona. I jeszcze jedno: tylko raz w mojej dotychczasowej karierze spotkałam reżysera, który z taką czułością dbałby o aktora. To Zhang Yimou. Dla Zhanga i Roba liczy się aktor i to, by stworzył on jak najlepszą kreację. To rzadkość w czasach, gdy dla większości reżyserów ważniejszy jest wygląd kadru.

Michelle Yeoh:

Ziyi i ja pracowałyśmy na planie „Wyznań gejszy” najdłużej ze wszystkich aktorów. W realizowanych w ostatnim tygodniu scenach tylko my brałyśmy udział. To było szalenie męczące, bo praca trwała już wiele tygodni, z dala od domu i naszych rodzin. Przez te trzy i pół miesiąca ekipa stała się dla nas rodziną zastępczą. Cieszę się, że cały czas miałam przy sobie Ziyi – znamy się jeszcze z czasów wspólnej pracy nad „Przyczajonym tygrysem, ukrytym smokiem”. Pamiętam, że kiedy Rob (Marshall) zapytał mnie, jak nam się razem pracuje, odpowiedziałam, że czuję się, jakbym miała przy sobie młodszą siostrę. Choć od czasu realizacji „Smoka...” nie miałyśmy okazji się spotkać, to kiedy przyszłyśmy na próbę „Wyznań gejszy”, czułyśmy się tak, jakbyśmy się nie widziały może pięć minut.

Jaka jest Mameha? W moim odczuciu to bardzo silna osoba. Nie ujawnia swoich uczuć. Nawet jeśli przeżywa tragedię, chowa to gdzieś w środku. Mam zresztą wrażenie, że Rob traktował tę postać ze szczególną atencją, bo... sam taki jest. Choć bywały na planie momenty wyjątkowo trudne, Rob ani razu nie ujawnił wzburzenia. Cały czas zatrzymywał emocje w sobie, co pozwoliło nam pracować w wielkim komforcie psychicznym.

I jeszcze jedno wspomnienie z planu. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz aktorzy się spotkali – a zaczynaliśmy pracę od jednej ze scen zbiorowych, w której pojawiają się wszyscy bohaterowie – Rob powiedział nam: „Pamiętajcie, gracie w tym filmie, bo uważam, że najlepiej się do tego nadajecie. Nikt z was nie trafił do obsady ze względu na pochodzenie. Liczą się wyłącznie wasze umiejętności aktorskie”. Takie słowa szalenie ułatwiły nam zadanie.

O aktorach

Ziyi Zhang (Sayuri)

Ma zaledwie 26 lat, a już jest jedną z najbardziej rozpoznawanych chińskich aktorek. Dorastała w Pekinie. Od jedenastego roku życia uczyła się tańca, nie została jednak zawodową tancerką, lecz wybrała studia aktorskie. Debiutowała na ekranie jako 20-latka główną rolą w filmie „Droga do domu” Zangha Yimou, który zdobył Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Prawdziwą popularność przyniosła jej rola w „Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku” Anga Lee (2000). Zhang otrzymała za nią nominację do nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej BAFTA. Drugą nominację do BAFTA przyniosła jej główna rola w znanym również z polskich ekranów filmie „Dom latających sztyletów” Zhanga Yimou. Ta rola, jak i występ w poprzednim filmie Zhanga, „Hero”, przyniosły jej nagrodę krytyków Chicago dla najbardziej obiecującej aktorki nowego wieku. Jej współpraca z Wong-Kar-Weiem w „2046” zaowocowała nagrodą Stowarzyszenia Krytyków Hong Kongu dla najlepszej aktorki (2005). „Wyznania gejszy” to druga anglojęzyczna rola w dorobku Zhang Ziyi; wcześniej wystąpiła u boku Jackie Chana w „Godzinach szczytu 2”.

Ken Watanabe (Pan)

Urodził się w 1959 roku. Miał 24 lata, kiedy dyrektor England's National Theatre Company namówił go na pierwszy występ sceniczny. Od tego momentu Watanabe często pojawiał się w teatrze (w filmie znacznie rzadziej), specjalizując się w rolach samurajów. Co ciekawe, aktor stara się stosować zasady kodeksu samurajskiego także we własnym życiu. Zwróciło to uwagę Edwarda Zwicka i producentów filmu „Ostatni samuraj”. Rola w tej produkcji przyniosła aktorowi nominację do Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego i otworzyła mu drogę do rynku amerykańskiego. W 2005 roku polscy widzowie mogli go zobaczyć w jednej z głównych ról w filmie „Batman: początek”.

Kôji Yakusho (Nobu)

Urodził się w 1956 roku. Debiutował na dużym ekranie w 1982, a dziś jest jednym z najpopularniejszych japońskich aktorów. Najczęściej i najchętniej współpracuje z reżyserem Kiyoshi Kurosawą. Dziewięciokrotnie zdobywał nominacje do Japońskiej Nagrody Filmowej; zwyciężał dwa razy. „Wyznania gejszy” są jego pierwszym filmem w języku angielskim.

Michelle Yeoh (Mameha)

Właśc. Yang Zi Chong. Urodziła się w 1962 roku w Malezji. Miała cztery lata, kiedy zaczęła naukę tańca, którą kontynuowała w Londynie, pod okiem nauczycieli z Royal Academy. Na początku lat 80. została Miss Malezji. Umiejętności taneczne przydały jej się w dość niespodziewany sposób: w kinie akcji. Yang przybrała pseudonim Michelle Yeoh, stając się gwiazdą kina „kopanego”. Między 1988 i 1997 rokiem rzadziej występowała w filmach. Powróciła w wielkim stylu jedną z głównych ról w kolejnej odsłonie przygód Jamesa Bonda „Jutro nie umiera nigdy”. Od tego momentu starannie wybiera projekty. Jak sama mówi, z przyjemnością zagrała w „Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku” Anga Lee, zdecydowanie za to odrzuciła propozycję udziału w „Matrixie” braci Wachowskich. Mieszka w Hong Kongu.

Li Gong (Hatsumomo)

Urodziła się w 1965 roku. Ukończyła szkołę teatralną w Pekinie. Była jeszcze na studiach, gdy poznała, a wkrótce potem poślubiła cenionego reżysera Zhanga Yimou. Szybko stała się gwiazdą jego filmów, m.in. „Zawieście czerwone latarnie” i „Historia Qiu Ju”. Ten ostatni film przyniósł jej nagrodę dla najlepszej aktorki na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Znakomitą kreację stworzyła Li również w filmie Chenga Kaie „Żegnaj moja konkubino”. Po rozwodzie z Zhangiem ograniczyła występy aktorskie. Dzięki „Wyznaniom gejszy” powróciła do intensywnej pracy. W przyszłym roku zobaczymy ją m.in. w kinowej wersji serialu „Miami Vice” Michaela Manna i w „Behind the Mask”, kolejnym filmie o przygodach Hannibala Lectera.

O produkcji

Pracę nad filmem Rob Marshall rozpoczął, podróżując do Kioto. Według Joanny Bator, to właśnie dzielnica Kioto, Gion, jest „królestwem najbardziej pożądanych kobiet świata”. W tym pięknym zakątku miasta, gdzie zachowała się niska, szeregowa zabudowa i drewniane domy, pracowały zawsze najbardziej urodziwe i wyrafinowane, i oczywiście najdroższe gejsze. Dziś w Gion zostało ich zaledwie kilkadziesiąt, a w całym Kioto około dwustu.

Marshall i reszta ekipy spędzili tam kilkanaście dni, studiując materiały dotyczące dawnej architektury, kostiumów i zachowania gejsz. Odwiedzali liczne muzea, uczestniczyli w wiosennych festiwalach tanecznych, przyglądali się, jak wygląda charakteryzacja i ubiór maiko, początkującej gejszy. Marshall i John DeLuca, jeden z producentów wykonawczych, mieli też okazję spotkać się z Tamasaburo Bando, legendarnym aktorem teatru kabuki.

W ramach przygotowań ekipa zdecydowała się też spędzić jeden wieczór w ekskluzywnej herbaciarni Ichiriki w towarzystwie gejsz. Koszt ich całonocnego towarzystwa wynosi około dziesięciu tysięcy dolarów – opowiadał Marshall. – Kiedy pada słowo „gejsza”, przeciętny człowiek myśli natychmiast: „prostytutka”. Nic bardziej błędnego! Owszem, podobnie jak prostytutki, gejsze noszą barwne kimona, a twarze malują na biało, ale nie są prostytutkami. Ja określiłbym je jako artystki. To prawda, że zabawiają mężczyzn, ale są też wspaniałymi tancerkami, potrafią pięknie grać na różnych instrumentach, umieją też prowadzić wyrafinowaną rozmowę.

Kolejnym krokiem było staranne skompletowanie obsady. Rob Marshall zaskoczył wszystkich, powierzając rolę głównej bohaterki aktorce z Chin, Zhang Ziyi. Kiedy odbyła się konferencja prasowa w Kioto na temat naszego filmu – mówił Marshall – nikt nie robił z tego problemu. Zhang, choć jest Chinką, brała udział w kilku japońskich produkcjach i również na tamtejszym rynku jest gwiazdą.

Do głównej roli przesłuchałem wiele aktorek – opowiadał dalej reżyser. – Kiedy Zhang pojawiła się na castingu, wiedziałem, że mam już moją bohaterkę. Myślę, że mój wybór stanie się zrozumiały, gdy film trafi na ekrany. Głosy zwątpienia słyszałem również wtedy, gdy powierzyłem jedną z kluczowych ról w „Chicago” Queen Latifah. Queen, znana wszystkim jako raperka i specjalistka od ról komediowych, zagrała u mnie znakomitą rolę dramatyczną, co zaowocowało nominacją do Oscara. A Zhang... Ma wrażliwość, tak potrzebną do tej roli. Kiedy nakłada makijaż na twarz, trudno określić, czy ma lat 15 czy 40. To dobrze, bo miała przecież grać zarówno piętnasto-, jak i trzydziestolatkę. Jest też niesamowitą tancerką! Rola Sayuri przekroczyłaby możliwości aktorki, która nie miałaby profesjonalnego przygotowania tanecznego.

Rob Marshall był również zachwycony współpracą z pozostałymi aktorami. W filmie jest ośmioro głównych bohaterów. Piątka z nich po raz pierwszy grała w języku angielskim. Podejrzewam, że część widzów będzie kojarzyła ich twarze z rolami w innych filmach (np. Michelle Yeoh pamiętają na pewno z „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka” Anga Lee), ale po raz pierwszy przekonają się, że wspaniali aktorzy, którzy potrafią grać po angielsku, mogą pochodzić z innych rejonów niż Hollywood czy Sidney.

Każda z trzech głównych aktorek przeszła specjalne szkolenia, zarówno z wymowy języka angielskiego, jak i z zachowania gejsz. Gejsze pracują na swe umiejętności latami, aktorki musiały je posiąść w zaledwie sześć tygodni. Dzień w dzień, od ósmej rano do późnego wieczora, grupa ekspertów wprowadzała przyszłe bohaterki w świat gejsz. Michelle Yeoh wspominała potem, że chodzenie drobnymi kroczkami weszło jej w nawyk do tego stopnia, że nie mogła się go pozbyć nawet po zdjęciach. Wszystkie trzy panie musiały też nauczyć się rytualnego sposobu podawania herbaty i wina, klękania w ciasnym kimonie, tańca, a także gry na kilku instrumentach. Gong Li powiedziała, że było to dla niej bardzo wyczerpujące zajęcie, bo nigdy wcześniej tak intensywnie nie przygotowywała się do roli. Jednak najlepiej okres prób podsumowała Youki Kudoh, grająca w filmie jedną z głównych ról: Gejsze nie mogą poruszać się tak, jakby miały na sobie dżinsy. Są tak ograniczone, że wyrażają siebie inaczej. Trzeba się było nauczyć się nowego stylu elegancji.

W pracach nad filmem uczestniczyła Liza Dalby – jedyna nie-Azjatka, która pracowała kiedyś jako gejsza. Dalby, pisarka i antropolog (porównuje ona gejsze do drzewek bonsai, które są przycinane i naginane), była konsultantką Arthura Goldena przy pisaniu książki, a potem z radością włączyła się w prace nad filmem. Pamiętam – mówiła – moje kłopoty z prawidłowym zakładaniem kimona, czy poruszaniem się odpowiednimi kroczkami. To, czego się nauczyłam, mogłam teraz przekazać aktorkom. Zaimponowało mi, w jakim tempie przyswoiły sobie moje rady. Ale najbardziej byłam zdumiona, że bez trudu nauczyły się markowania gry na shamisen. To nie jest łatwy w obsłudze instrument. Muszę dodać, że Michelle Yeoh, jako jedyna spośród wszystkich aktorek, rzeczywiście nauczyła się gry na tym instrumencie. Jej talent muzyczny jest zdumiewający i myślę, że gdyby nie została aktorką, bez trudu poradziłaby sobie w świecie muzyki. Sama Yeoh nie widzi w tym fakcie nic niezwykłego: W pracy aktora najważniejsze jest przecież, żeby wiarygodnie wypaść w roli. Spędziłam więc trochę czasu na pilnej obserwacji Lizy, której pewne nawyki z czasów bycia gejszą się utrwaliły.

Proces ubierania gejsz jest długi i skomplikowany. Aktor Thomas Ikeda, który zagrał Pana Bekku, garderobianego gejsz, pracował ze znawcą kimon, Youko Tokunagą. Uczył się krok po kroku kolejnych etapów procesu nakładania kimona (ubranie jednej gejszy trwało zazwyczaj od dwóch do czterech godzin). Marshall chciał, aby Ikeda opanował cały proces, choć tylko jego część miała być pokazana na ekranie. Rob udzielił mi przed zdjęciami jednej, za to niezwykle istotnej wskazówki – mówił Ikeda. – Powiedział mi, że pan Bekku był prawdopodobnie synem gejszy. Zatem i ja musiałem dokładnie poznać ten świat.

O reżyserze

Rob Marshall

Pochodzi z Pittsburgha. Jego dość wcześnie odkryty talent taneczny sprawił, że rodzice zmuszali go do wielogodzinnych ćwiczeń baletowych. Marshall szybko trafił na Broadway. Tu bez żalu porzucił taniec i został wychowankiem Boba Fosse’a, najlepszego reżysera i choreografa musicalowego drugiej połowy XX w. (Fosse był również reżyserem filmowym, autorem tak pamiętnych dzieł, jak „Kabaret”, 1972, czy „Cały ten zgiełk”, 1979). Marshall podpatrywał sposób pracy mistrza, a po jego przedwczesnej śmierci (1987 r.), to właśnie on odpowiadał za wprowadzanie na scenę nowych wersji dzieł, przygotowanych jeszcze przez Fosse’a. Tak było z ponowną premierą musicalu „Chicago”. Kiedy szefowie wytwórni Miramax zdecydowali o realizacji filmowej wersji musicalu, Rob Marshall, choć nie miał doświadczenia filmowego, został reżyserem tego projektu (2002). Efekt: sześć Oscarów (w tym za film roku) i siedem nominacji (w tym za reżyserię – Marshall przegrał statuetkę na korzyść Romana Polańskiego). „Wyznania gejszy” to zaledwie drugi film w dorobku Roba Marshalla.

Od książki do filmu

Książka Arthura Goldena ukazała się w Stanach w 1997 roku i z dnia na dzień stała się bestsellerem. Zachwyciła się nią Amy Pascal, szefowa firmy produkcyjnej Sony Pictures. Zaraz po ukończeniu lektury Pascal podjęła decyzję o wykupieniu praw do ekranizacji.

Nim jednak doszło do zdjęć, rozpoczęło się żmudne poszukiwanie ekipy.

Pracy nad scenariuszem podjęło się dwóch bardzo cenionych w Hollywood scenarzystów. Pierwszy z nich to Ron Bass (wyróżniony Oscarem za scenariusz do „Rain Mana” Barry’ego Levinsona), drugi – Akiva Goldman (laureat Oscara za scenariusz do „Pięknego umysłu” Rona Howarda). Reżyserią zainteresował się Steven Spielberg. To niezwykła książka – mówił. – Prawdziwa historia miłosna, a jednocześnie opowieść o rywalizacji i próbie utrzymania przyjaźni. Goldenowi udało się opisać fascynujący świat, a jednocześnie pokazać problemy, które są ponadczasowe i zrozumiałe na wszystkich kontynentach.

Ostatecznie Spielberg wycofał się z projektu. Przyczyna tej decyzji była zaskakująca: reżyser bał się, że film, który nie ma w obsadzie żadnej hollywoodzkiej gwiazdy, poniesie klęskę. Spielberg postanowił jednak objąć funkcję producenta. Z podobnych przyczyn wycofali się Kimberly Peirce („Nie czas na łzy”) i Spike Jonze („Być jak John Malkovich”). Odważny okazał się dopiero Rob Marshall („Chicago”). To było dla mnie wyzwanie życia – powiedział. – Historia opowiedziana w „Wyznaniach gejszy” jest mi wyjątkowo bliska.

Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy – mówił Douglas Wick, jeden z producentów filmu – Rob opowiedział nam, jak wyobraża sobie ten film. Byliśmy zachwyceni. Rob nie boi się wprowadzać do swoich projektów własnego sposobu postrzegania świata. Od razu wiedzieliśmy, że Rob potraktuje tę książkę po swojemu, tak samo jak uczynił to ze znanym w końcu od lat musicalem „Chicago”. Podobne odczucia miał Arthur Golden, autor książki stanowiącej podstawę scenariusza: Byłem szczęśliwy, kiedy usłyszałem, że to właśnie Rob będzie reżyserem. W końcu to on z przeciętnego musicalu, jakim było „Chicago”, uczynił dzieło sztuki!

Zmiana reżysera wiązała się też ze zmianami w scenariuszu. Ostateczną wersję tekstu napisali debiutujący w tej roli Doug Wright, oraz Robin Swicord, która scenariopisarstwa uczyła się od swego teścia, wybitnego reżysera Elii Kazana. Zdjęcia miały rozpocząć się już w 2003 roku, ale Marshall był związany kontraktem z studiem Miramax. Negocjacje spowodowały przełożenie zdjęć o rok. Dopiero wiosną 2004 roku padł pierwszy klaps. Marshall powierzył główne role popularnym azjatyckim gwiazdom – Zhang Ziyi („Przyczajony tygrys, ukryty smok”), Gong Li („Żegnaj moja konkubino”) i Michelle Yeoh („Jutro nie umiera nigdy”). Co ciekawe, większość zdjęć zrealizowano w Los Angeles i okolicach. Zatoka San Francisco udawała Morze Japońskie, miasto wybudowano w Ventura w Południowej Kalifornii, a restauracja Yamashiro w Hollywood przekształciła się w herbaciarnię w Kioto. Powód realizacji większości zdjęć poza Japonią był prosty. Przeglądając scenopisy uświadomiliśmy sobie, jak wiele scen mamy do zrealizowania w plenerach – wyjaśniał Douglas Wick. – Nie mogliśmy sobie pozwolić na to, by na tak długo uniemożliwiać Japończykom ich codzienne życie.

Słowniczek

hai – tak

dōmo arigatō – bardzo dziękuję

dōzo – proszę bardzo

sumimasen – bardzo mi przykro

danna – opiekun gejszy

gei – sztuki piękne

hanamachi – dzielnica gejsz, np. Gion w Kioto

kaburenjô – budynek w dzielnicy zamieszkałej przez gejsze, spełniający funkcję szkoły, teatru i urzędu meldunkowego

kampai – japoński toast

konnichiwa – powitanie w rodzaju „witaj”

Miyako – dawna stolica

obi – dekoracyjny pas, którym przewiązuje się kimono

Okâsan – opiekunka domu gejsz, nazywana „Matką”

okiya – dom, w którym mieszkają gejsze

O-nêsan – bardziej doświadczona gejsza, pełniąca rolę starszej siostry

shamisen – instrument trzystrunowy, od wieków kojarzący się ze światem gejsz

maiko – początkująca gejsza, praktykantka

shintō – japońska religia

tatami – tradycyjna mata ze słomy ryżowej, pokój wyłożony matami

geta – drewniane klapki

sentō – publiczna łaźnia

Taniec olbrzymów

W życiu liczą się trzy rzeczy: sumo, interesy i wojna. Zrozum jedną, a zrozumiesz wszystkie.

Nobu, szanowany biznesmen, grany przez Kôjiego Yakusho

Sceny zawodów sumo stały się wielkimi spektaklami, odzwierciedlającymi fascynację pana Nobu tym sportem. Salę na osiemset osób wybudowano w największej hali zdjęciowej studia Sony. Wypełniło ją tyluż statystów, ubranych w stroje z epoki. Mainoumi i Dewaarashi, którzy walczą ze sobą w filmie, są prawdziwymi supergwiazdami tego japońskiego sportu. Również filmowy sędzia jest żyjącą legendą sumo – uwielbianym przez tysiące fanów zawodnikiem, znanym na ringu pod imieniem Kimura Shonosuke.

Mainoumi, dziś popularny komentator telewizyjny, jest dowodem na to, że mniejszy mężczyzna może pokonać znacznie silniejszego. Waga Mainoumi oscylowała zawsze w okolicy 110-115 kg, dlatego walczył z zawodnikami z wyglądu znacznie od niego potężniejszymi. Choć oficjalnie w sumo nie ma żadnych ograniczeń czy kategorii wagowych, Mainoumi musiał korzystać z silikonowych implantów.

Mainoumi jest być może najsłynniejszym zapaśnikiem sumo w historii – mówi Andrew Freund, konsultant scen związanych z sumo. – W każdym ze spotkań walczył z zawodnikiem z pozoru dwa razy potężniejszym od niego. To wielki zaszczyt, że zgodził się wystąpić w naszym filmie.

Zadbać o właściwy wygląd

Zdjęcia rozpoczęły się 1 października 2004 roku zrealizowaną z wielkim rozmachem sceną w japońskim teatrze, z udziałem dwustu tancerek. Choreografię opracował John DeLuca, który współpracował już z Robem Marshallem przy „Chicago”. Ostatni klaps padł 1 marca 2005 roku w Kioto – zdjęcia przedłużyły się o miesiąc, głównie z powodu kłopotów z pogodą. Całkowity budżet filmu – choć nie grały w nim hollywoodzkie gwiazdy – wyniósł 98 milionów dolarów. Sporą część kosztów pochłonęły scenografia i kostiumy.

Pracę nad kostiumami powierzono Colleen Atwood, czterokrotnie nominowanej do Oscara (m.in. za „Jeźdźca bez głowy” Tima Burtona) i wyróżnionej statuetką Akademii za „Chicago” Roba Marshalla. O takiej pracy marzy każdy projektant kostiumów – mówiła Atwood. – W moim przypadku przebiegała ona dwutorowo. Najpierw przez niemal rok studiowałam materiały źródłowe. Potem kupiliśmy tkaninę, z której uszyliśmy oryginalne kimona dla ośmiorga głównych bohaterów. Nim w ogóle nasi aktorzy je założyli, każdy z tych kostiumów został poddany artystycznej obróbce, zgodnie z sugestiami Lizy Dalby. Jednocześnie i ja, i moi asystenci zjeździliśmy Japonię wzdłuż i wszerz, w poszukiwaniu autentycznych kimon z epoki. Nie tylko zresztą Japonię – sporo kostiumów kupiliśmy w Kopenhadze, Londynie, Los Angeles i Nowym Jorku. A jedno z najbardziej oryginalnych kimon znalazłam w Internecie. Kupiliśmy je na aukcji od jakiegoś kolekcjonera z Rosji. Oczywiście anonimowo, gdyby bowiem sprzedający wiedział, że kostium trafi do filmu produkowanego przez Stevena Spielberga, cena byłaby znacznie, znacznie wyższa! Te wyszperane kimona nosili potem bohaterowie drugoplanowi. A i tak wielokrotnie zaskakiwali mnie statyści, którzy pojawiali się na planie w kimonach wyciągniętych gdzieś z własnych piwnic…

Nad wykonaniem kostiumów pracowało ponad 30 osób. Powstało 250 ręcznie wykonanych kompletów. Zadanie było tym trudniejsze, że miały to być kostiumy dla bohaterów pochodzących z różnych warstw społecznych, co wymagało wyjątkowego zróżnicowania strojów. Co ciekawe, w komplecie było nie tylko kimono, ale też bielizna osobista – zgodna z japońskimi obyczajami – która w większości przypadków ani razu nie była widoczna na ekranie.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…