Wieczne Miasto nie zmienia się mimo upływu wieków: wciąż istnieje w nim grupa ludzi żyjąca poza społeczeństwem, dla której liczy się tylko zabawa, rozgłos i seks. Pieniądze nie są ważne, ponieważ nie stanowią dla niej problemu. W tym środowisku Rzymskiej bohemy Marcello Rubini, dziennikarz jednego z brukowców i niespełniony pisarz, czuje się jak ryba w wodzie. Opisując ekscesy i skandale z udziałem gwiazd, sam nie unika podobnego życia. Nie jest w stanie dochować wierności narzeczonej, ani tym bardziej odwzajemnić jej uczucia. Targany wciąż nowymi zachciankami: raz próbuje zdobyć amerykańską aktorkę, następnym wierzy w miłość do jednej z kochanek, czy też jest biernym obserwatorem sfingowanego objawienia Matki Boskiej. Takie "słodkie życie" prowadzi go do stopniowego oddalania się od prawdziwego życia - kontakty z ojcem, lub z coraz rzadziej widywanym przyjacielem są tego doskonałym przykładem. Czudi
Sam nie wiem – W pamięci utkwiła mi scena, gdy Steiner gra na organach, dając chyba sygnał -jeden z wielu zresztą – przyjacielowi, że ma dość swojego życia. Piękna jest również ostatnia sekwencja w której dziewczyna woła Marcello, ale on nie słyszy. Jej (to chyba dziewczyna z knajpy) się udało wrócić do swego życia, do tego o czym marzyła, a on mimo że mówił o skończeniu książki, wciąż tylko błaznuje z grupą snobów dawno nie będąc już sobą.
Mimo tych kilku scen film dłużył się bardzo – obejrzałem go w dwóch podejściach.
Obejrzeć warto, ale trzeba mieć odpowiedni dzień;)
Zgadzam się – właśnie go skończyłem, po 1 w nocy i ciężko było. Dłuży się niemiłosiernie.
O ile życie Marcela było ciekawe, o tyle zdaje mi się że film mógł mieć 1h mniej. Kwestia przyjaciela dla mnie była wielkim zaskoczeniem. Faktycznie że na organkach wygrywał … nie zbyt radosny kawałek, ale dobrze znany. Odgłosy burzy jakie nagrywał też były dość złowrogie, chociaż były też ćwierkające ptaki. Po śmierci jego słowa nagrane nabierały "głębi" – to nie było tylko takie głupie gadanie – rzeczywiście czuł się takie malutki.
Muszę powiedzieć, że zadziałała, jak ja to nazywał "klątwa dobrego polecenia" – spodziewałem się po filmie za dużo, bo to w sumie klasyka kina. Film nie trafił do mnie niestety. Zmęczył mnie.
Pozostałe
Uwielbiam Italię, ale za filmami Felliniego nie przepadam. Ciężkostrawne i przereklamowane kino, którego fenomenu nie jestem w stanie zrozumieć. Scusa… :(