Początkująca śpiewaczka operowa Christine Day, doznaje wypadku podczas castingu do nowego przedstawienia. Nieprzytomna przenosi się w przeszłość i poznaje losy swojego poprzedniego wcielenia, oraz tajemniczego Erika Destlera. Mężczyzna zaprzedawszy duszę diabłu zostaje przez niego oszpecony i od tej pory staje się upiorem mieszkającym w podziemiach opery. Usłyszawszy śpiew Christine postanawia jej pomóc, eliminując każdego kto stanie na drodze dziewczyny. Asmodeusz
Pozostałe
Upiór w operze – wydanie "de luxe". – Niewątpliwie najlepsza ekranizacja powieści Gastona Leroux, a było ich trochę. Przypomnę, w czym rzecz. W rozległych i niezbadanych podziemiach paryskiej opery żyje legenda – upiór, wydający się być jedynie miejską legendą. W rzeczywistości to genialny kompozytor, straszliwie oszpecony, usiłujący odzyskać ludzki wygląd w sposób mogący wzbudzać dość gwałtowne kontrowersje…
Upiór kocha do szaleństwa muzykę a także pewną młodą śpiewaczkę. Po trupach toruje jej drogę do sławy, zasłużonej z resztą, nie przyjmując do wiadomości, że dziewczyna ma ukochanego i własne plany na życie. Konfrontacja marzeń jest nieunikniona.
Film przytłacza (w najlepszym sensie) kolorami, estetyką zdjęć, no i oczywiście wspaniałą muzyką, choć filmem muzycznym nie jest. Jego reżyser, Dwight H. Little, znany jest miłośnikom serialu kryminalnego… "Kości", którego jest współreżyserem. No i wspomnę o Robercie Englundzie grającym tytułowego nieszczęśnika…
Polecam, kto nie oglądał.