Stare, ale jare czyli przepis na hit 6
Weź starą jak świat historię o niespełnionej miłości (choć w nowoczesnym, potrójnym wydaniu) i umieść akcję na słonecznej greckiej wyspie na tle migoczących fal i zachodów słońca, dodaj kilku bardziej popularnych aktorów, podlej to lekko odgrzewanym sosem z piosenek ABBY i koniecznie zrób premierę latem – wydaje się, że dokładnie według tego przepisu postąpili producenci filmu "Mamma mia!", który widzowie w Polsce mogą oglądać od 29 sierpnia.
Film "Mamma mia!" to kinowa wersja musicalu o tym samym tytule, który okazał się być przebojem raczej nie ze względu na schematyczną fabułę, ale na oparcie go na piosenkach popularnego w tamtym czasie zespołu ABBA. Również w filmie 27 utworów będących największymi przebojami zespołu służy jako ilustracja i komentarz dość błahej historyjki o młodej pannie młodej, Sophii (w tej roli Amanda Seyfried), której marzeniem jest poznanie swojego ojca. Po ustaleniu tożsamości prawdopodobnych kandydatów do tej roli, rozsyła do nich zaproszenia na ślub – poza wiedzą swojej matki. Gdy trzej panowie – Sam Carmichael (Pierce Brosnan), Harry Wright (Colin Firth) i Bill Anderson (Stellan Skarsgård), pojawiają się na wyspie, sytuacja dość szybko wymyka się spod kontroli. Każdy z panów odkrywa w sobie rodzicielskie uczucia, niemalże rywalizując o prawo poprowadzenia córki do ołtarza. Oczywiście stara miłość nie rdzewieje, więc i serce matki Sophie, Donny (granej przez Meryl Streep), zabije silniej w rytm dawnych uczuć. Zgodnie z żelaznymi regułami komedii romantycznej wszystko dobrze się skończy, ale nim do tego dojdzie, widz może natknąć się na parę rzeczy, które mogą mu się nie spodobać.
Po pierwsze, przez cały seans towarzyszyło mi wrażenie pewnego podobieństwa do filmów z Bollywood. Może nie do końca jest to ten sam schemat opowieści, gdyż z pewnością w "Mamma mia!" brakuje dość częstego w produkcjach z Indii dramatyzmu wydarzeń. Jednak dzięki musicalowej konwencji podobieństwo w estetyce jest spore. A już scena z tryskającym w czasie wesela źródłem jako żywo przypomina mi deszcz z filmu Karan Johar "Czasem słońce, czasem deszcz". To może lekko odstraszać widzów, którzy takiego kina nie lubią.
Poza tym, jak na musical przystało, nie brak w nim piosenek. Jednak dobór aktorów przynajmniej w jednym przypadku moim zdaniem jest dość niefortunny – Pierce Brosnan pewnie wszystkim do końca jego życia kojarzył się będzie z 007. Niestety śpiewający Bond to nie jest coś, co moje oczy, a tym bardziej uszy, miło wspominają. O ile pozostali aktorzy lepiej lub gorzej, ale ogólnie poprawnie poradzili sobie z koniecznością śpiewania piosenek ABBY, to Brosnanowi nie pomogła nawet późniejsza obróbka dźwięku w studio.
Z drugiej strony mimo mojej dużej niechęci do komedii romantycznych i musicali, film nawet mi się spodobał. Nie aż tak bardzo, by obejrzeć go powtórnie, ale jest to dobra propozycja na letnią rozrywkę. Poza wspomnianymi na początku pięknymi widokami greckiej wyspy, atutem są także właśnie piosenki ABBY. Mimo upływu wielu lat od czasów ich największej popularności, nadal są wyjątkowo chwytliwe i świetnie wpasowują się w konwencję musicalu. Dla polskiego widza pewnym problemem może być konieczność śledzenia napisów, ale dla zrozumienia akcji znajomość tekstów piosenek nie jest niezbędna i można skupić się tylko na słuchaniu aktorów.
Warto także obejrzeć ten film ze względu na bardzo dobrze zagraną postać Donny. Postaci w "Mamma mia!" są schematyczne dla tego gatunku i trudno aktorom zabłysnąć, jednak Meryl Streep rolą matki panny młodej pokazała, że i typową postać można zagrać z dużą werwą. Streep jest pełna energii i życia, a przez to patrząc na nią widz może uwierzyć, że Donna była kiedyś młodą, pełną pasji kobietą zdolną złamać serca wielu mężczyznom. Raczej trudno powiedzieć to samo o Christine Baranski, odtwórczyni roli Tanyi, która jest wyjątkowo sztywna i nawet jej solowy popis na plaży w takt "Does your mother know" wygląda mało wiarygodnie. Na szczęście dużo więcej w filmie Donny niż Tanyi.
Podsumowując, film można z przyjemnością obejrzeć dla lekkiej rozrywki, najlepiej w letni wieczór. Z pewnością jest to także dobra propozycja dla fanów ABBY.
dla mnie porażka