Wywiad z Martą Żmudą Trzebiatowską - filmową Velvet
– W jaki sposób pracowała Pani nad rolą? Czy spotykała się Pani z kobietami, wykonującymi taki zawód, jak filmowa Velvet?
– Reżyser zabronił mi tego typu zabiegów. Poprosił żebym zagrała swoje wyobrażenie Velvet. Uważam, że miało to sens, dzięki temu w pracy nad rolą ruszyłam w trochę inną stronę, byłam otwarta na improwizacje. Bardzo pomocna okazała się literatura, w w szczególności „Czarodziejki.com” Ewy Egejskiej, „Wenus bez futra” Saszy Różyckiej. Do tego filmy. Przed pierwszym klapsem na planie przypomniałam sobie słynne sceny tańca: Demi Moore w Striptiz, Kim Basinger w 9 i 1/2 tygodnia, Penelopy Cruz w Nine czy Salmy Hayek w Od zmierzchu do świtu. Oprócz tego wcześniej pobrałam też kilka lekcji tańca na rurze. Chciałam spróbować swoich sił i oswoić się „z rekwizytem”.
– Jak wyobraża sobie Pani przeszłość Velvet – dlaczego znalazła się w takiej życiowej sytuacji, w jakiej ją zastajemy?
– Kluczową w pracy nad tą rolą była jedna z moich rozmów z reżyserem. Zapytał mnie o to jaka jedna cecha opisuje Velvet, co najmocniej ją definiuje. W mojej ocenie była to dwulicowość, to, że potrafi odcinać się od tego od czego się chce odciąć, że zostawia sobie przestrzeń, do której nie ma łatwego dostępu. To od razu sprowokowało mnie do tego, aby przedstawić ją jako osobę zamkniętą w sobie. Praca nad tą rolą, to była naprawdę praca na żywym organizmie. Reżyser często nas zaskakiwał i np. po próbie jakiejś sceny nagle zabierał wszystkie teksty, które mieliśmy do wypowiedzenia i zostawiał np. tylko jedno słowo, resztę mieliśmy zagrać. Było to dla mnie ciekawe doświadczenie. To wszystko nawet zaowocowało dodatkowymi scenami, potrzeba było znaleźć inne zakończenie dla tej historii. Przyznam, że gdy pracowaliśmy nad finałową sceną, bardzo dużo rozmawialiśmy o tym co z moją bohaterką zadzieje się dalej, jak będzie wyglądało jej przyszłe życie. Na ile będzie mogła zapomnieć o "ciemnej stronie", zawalczyć o siebie, a może nawet wykorzystać szansę, która pojawiła się w jej życiu i czy to w ogóle w jej przypadku będzie możliwe.
– Na czym polegał casting do roli Velvet?
– Nie brałam udziału w castingu, przynajmniej w klasycznym tego słowa rozumieniu. Reżyser filmu powiedział mi w trakcie jednego z naszych pierwszych spotkań, że oglądając kiedyś scenę z moim udziałem w jakiejś produkcji, zobaczył we mnie Velvet. Dostałam scenariusz, bardzo mi się spodobał i poczułam, że chcę się z nim zmierzyć, że to nowe doświadczenie aktorskie i też okazja do tego, by stworzyć postać kompletnie odmienną od moich dotychczasowych ról.