Złe psy? Raczej złe kino. 3
Czasami jest tak, że znakomite filmy nie mogą liczyć na premierę w kinach, gdy totalne filmowe nieporozumienia na ekranach się pojawiają. Tak było w przypadku produkcji Złe psy, które zawodzą w zasadzie w każdym elemencie filmowego rzemiosła.
"Zły pies" to określenie gliniarza, który dopuścił się jakiegoś niecnego uczynku, na przykład korupcji. I to właśnie ona jest punktem wyjściowym historii, którą stara się opowiedzieć Bobby Moresco, reżyser, a także scenarzysta (aż trudno uwierzyć w to, że facet otrzymał kilkanaście lat temu Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny). Główny bohater filmu Danny Gallagher to skompromitowany policjant, który został wrobiony w coś czego nie zrobił. Po spędzeniu paru lat za kratkami postanawia wyjaśnić kilka rzeczy i oczyścić swoje imię. Z czasem okazuje się, że intryga jest zdecydowanie bardziej złożona niż pierwotnie zakładał.
Złe psy to prawdziwy festiwal utartych schematów, który gatunek kryminału sprowadza do błahej, mało interesującej, żeby nie napisać, nieangażującej historyjki o tym, jak wrobiono dobrego gliniarza. Intryga nie tylko jest pretekstowa, ale napisana w taki sposób, jakbyśmy w trakcie seansu mieli wrażenie oglądania dwóch różnych fabuł. W pewnym momencie zwykła kryminalna zagadka zmienia się w jakieś rozgrywki na naprawdę wysokim szczeblu – w całość wmieszana zostaje nawet agentka rządowa.
Film posiada w sobie wiele niepotrzebnych scen, które sztucznie wydłużają i tak niezbyt długi metraż (96 minut z napisami). Zresztą obraz Moresco jest stworzony z rzeczy sztucznych i rozdmuchanych tylko po to, aby spróbować zaciekawić widza. Niestety działa to w drugą stronę, ponieważ Złe psy pozbawione są jakiegokolwiek dramatyzmu. Kolejne wydarzenia nie mają siły rażenia, ciężko uwierzyć w to co się dzieje na ekranie, a oglądając końcowy twist ma się wrażenie, że został on wylosowany w jakimś programie do tworzenia zakończeń słabych filmów.
Twórcom udało się zaprosić do współpracy kilka znanych twarzy (aczkolwiek ciężko zaliczyć ich nawet do hollywoodzkiej drugiej ligi) takich, jak Karl Urban, Sofia Vergara czy Andy Garcia. Niestety ciężko mówić tu o jakiejś grze aktorskiej. To raczej grymasy na twarzy spowodowane bólem, który towarzyszy aktorom w trakcie wypowiadania kolejnych oklepanych formułek. Pomiędzy Urbanem, a Vergarą zero jakiejkolwiek chemii, a Andy Garcia
Złe psy to marnej jakości produkcyjniak, gdzie aktorzy muszą wystąpić, ponieważ ktoś przystawił im lufę do głowy w trakcie podpisywania kontraktu, a fabuła mknie do przodu z prędkością ślimaka. Jeśli tak ma wyglądać współczesne amerykańskie kino noir to ja podziękuję. Złe psy? Raczej złe kino.
Sofía Vergara jest ładniutka ;) Film jakiś taki nijaki ? Andy Garcia nie potrzebny w tym filmie ,bo i po co ? Ogólnie szkoda czasu na to "dzieło" ;)