Dogman to gorzka przypowieść o świecie, w którym źle być dobrym. Przejmujący i metaforyczny obraz nierentownej bezinteresowności we współczesnym świecie. 9
Dogman udowadnia, nie pozostawiając widza z żadną nadzieją, że źle być dobrym. To film doskonale skrojony, jak ulał estetycznie, ale oszczędny i jednocześnie kąśliwy narracyjnie. Ale też gorzka przypowieść o byciu człowiekiem wiernym, jak pies. Jak bardzo nierentowna jest to w rzeczywistości postawa.
Marcello jest psim fryzjerem. Ma wokół samych przyjaciół, ze wszystkimi chce dobrze żyć i tak też właśnie się dzieje. Nawet z nietykalnym i budzącym postrach wśród mieszkańców, uprawiającym wolną amerykankę – Simoncino. Nieprzypadkowo Marcello zajmuje się psami – jego charakter jest bliźniaczy ze zwierzęcym. Jest wierny wobec bliskich mu osób, często wraca, nawet jeżeli ktoś wyrządzi mu krzywdę – cechuje go miłość bezwarunkowa. Świat, który go otacza w chłodnych barwach, coraz bardziej, wręcz klaustrofobiczny, zaczyna żonglować szlachetnym sercem naszego bohatera. Kolejne wydarzenia rosną tylko w siłę niesprawiedliwości, która spotyka Marcello. Tak samo jak przez wiele lat maltretowany pies, widzący wokół siebie tylko przemoc i walkę o dominację, tak i nasz bohater w pewnym momencie się odgryzie.
Reżyser doskonale odbarwia świat ze wszelkich sprawiedliwości, aplikując nam same toksyny wybrane z rzeczywistości. Nie patyczkuje się z forsowaniem okrucieństwa, ale nie tylko takiego krwawego, bezpośredniego. Robi to na przykładzie bohatera, który nie zdobywa naszej sympatii 1:1. To nie jest taka prosta relacja widza z Marcello. Chcemy krzyczeć i reagować za niego, irytuje nas bierność w nim, z drugiej strony rozumiemy, że jest w sytuacji beznadziejnej. Taryfy ulgowej nikt tutaj nie dostaje. Ani my w ocenie, ani bohater w swoim życiu. Dogman to świat pełen ludzi zachowujących się, jak zwierzęta – można by tak napisać i chwilę później ugryź się w język. Za takie porównanie przeprosiny należą się zwierzętom. Tak, w przyrodzie, wśród różnych gatunków panuje walka, przetrwa najsilniejszy, to trafna metafora zaaplikowana przez reżysera. Zwierzęta tego samego gatunku jednak często stają w swojej obronie, tworzą stado. A człowiek to technicznie jeden gatunek. I brak takiej rzeczywistości podczas seansu jest najsmutniejszy.
Dogman to kino pociągnięte do ostatniej kreski wizualnie, o charakterze przyspieszającej lokomotywy, gdzie docieramy do sytuacji, w której sposób przedstawienia ciężko przewidzieć i nie jest zdecydowanie zrealizowany dla efektu. Tak, zwierzęta biorą odwet, ale w sytuacji gdzie nic innego im nie pozostaje. I o tej każe za bycie wiernym, jak pies, krewko i hiper odważnie opowiada Matteo Garrone. Dogman to Superman.
Świetnie przedstawiona historia o relacji psa z jego właścicielem. Scenariusz na wysokim poziomie, ujęcia i gra aktorska dobra przy czym główni aktorzy bdb.