Piękna i bestia… oczywiście równie piękna. Fabuła to pretekst do ekspresji seksu bez wyobraźni. Archaistyczne podejście do relacji. 1
365 dni wydaje nam się trwać o wiele dłużej, tak toporne jest to opowiadanie, które chyba uważa, że klasyfikowane jako erotyczne uzyska jakąkolwiek taryfę ulgową. Brak wyobraźni, emocjonalna posucha, sycenie imitacją wolności oraz bezpruderyjności i smutny oraz przykry deficyt jakiejkolwiek reżyserii, a zmaksymalizowanie efektu baśni soft porno. Są kanały pornograficzne, w których fabuła jest tak samo pretekstowa, ale korzystanie z nich nic nie będzie kosztowało.

Opisywanie historii będzie brzmiało tak irracjonalnie, że powtarzając to, co zobaczyłam, sama nie będę ponownie dowierzała. Laura jest nieusatysfakcjonowana i sfrustrowana w swoim związku. Oczywiście dostajemy od pierwszej minut torpedowanie stereotypami, poziom zaawansowany. Brak zaangażowania w związek ze strony jej partnera referuje się tutaj poprzez brak czasu na seksualne zaspokojenie bohaterki – nic więcej. Oczywiście nie jest on adonisem, który zawsze jest w pozie z okładki magazynu. Wszystkie pretensje o zaniedbanie, brak czasu dla partnerki oraz myślenie tylko o sobie i megalomania są skrótowo pokazane, ale to tylko pretekst, by Laurze łatwiej było się oddać „doskonałej” wersji mężczyzny, któremu się kiedyś objawiła i który poszukuje ją od tamtego czasu obsesyjnie. Massimo to oczywiście bad boy, który z jednej strony odurza ją i porywa, a z drugiej mówi, że nie da nikomu zrobić jej krzywdy. Więzi bohaterkę w swoim luksusowym apartamencie, przekonując, że zakocha się w nim w 365 dni. Aby zdobyć miłość, potrzeba rozpieszczania kobiety dobrami materialnym i oferowaniem jej swojego ciała, co tutaj nazywa się troską i czułością. Wszystko wygląda na handel wymienny pomiędzy bohaterami, wyłącznie na jego zasadach.
365 dni to muzeum figur woskowych. Film jest niewiarygodny na każdym poziomie, tworząc erotic fiction. Nie chodzi o zaproszenie do fantazjowania, nikt tutaj nie wartościuje fetyszy ludzkich. Chodzi o płaskość wszystkiego, co pokazane na ekranie. Historia, nazwijmy tak to żartobliwie, składa się z absurdalnej i szybkiej przemiany osoby porwanej w osobę zakochaną, dla której porywacz zaczyna być miłością. To jest kompletnie niewiarygodne – autorka wysyła nam sygnał o tym, jak obraża inteligencję widza i bohaterów. Zamiast płomiennego uczucia bliżej tutaj do syndromu sztokholmskiego. Prócz absurdalnej fabuły, która ma być tłem do wcale nie tak wyzwolonych scen seksualnych, mamy porażający seksizm i jednoznaczny komunikat o uprzedmiotowieniu i przemocy jako naturalnym budulcu intymności. Proste rozdanie, tak liche i poddańcze, pełne krzywdzącego kanonowania.

Prócz braku logiki, a zamiast tego ekstazy jednoznaczności, ciężką ręką napisanych postaci, mamy jeszcze zdjęcia i ujęcia, które są jakimś pokazem slajdów, powtórzeń, poszatkowanych przynajmniej, tak samo konsekwentnie złych, jak narracja. Pozowanie na ekranie nieskażone żadną myślą.
Piekielnie przykro, że 365 dni jest nagłośniony jako pierwszy erotyk w Polsce, a prócz dosyć wątłej ekspresji seksu na dodatek robi rzecz okropną: legitymizuje patriarchat i męskie przywództwo w łóżku i poza nim oraz pokazuje, na jakich zasad spisanych przez mężczyzn kobieta może funkcjonować, czym może coś ugrać i uzyskać w świecie, w którym jest zdominowana. Może nieudolnie popyskować, by tak naprawdę podsycić tylko grę erotyczną, może wydawać pieniądze swojego kochanka i igrać z nim swoją cielesnością, nie posiadając do siebie samej tak naprawdę prawa. Od początku do końca to historia o podporządkowaniu się – mimo sprzecznych, paskudnie napisanych dialogów (uśpię cię, zwiążę, a za chwilę dodam, że generalnie nie zrobię nic, czego byś nie chciała) i dostawaniu nagród za systematyczne wywiązywanie się z roli kobiety, a największym tantiemem jest doskonałe, włoskie ciało. To film lokujący wiele drogich produktów, a najdroższym z nich jest… kobieta. Piękna i bestia… oczywiście równie piękna. Jeżeli film rozgrzeje, to tylko ze złości i jednoznaczności, a nie z tego powodu, który sobie wykalkulował.
No to szykuj się na zaproszenie do dyskusji od Pani Białowąs.