Kwas to nie jest substancja silnie żrąca. Epizodycznie intrygująca i udana refleksja na temat skutków ubocznych komfortu i dezorientacji młodych. 5
Obserwacja hedonistycznego środowiska zdezorientowanych młodych ludzi może być opowiadaniem łapiącym te momenty na gorąco lub chłodno kontestującym i interpretującym to w makro skali. Kwas akurat ma problem z tym, że stoi w rozkroku. Nie jest wystarczająco intensywny, by dać nam usłyszeć puls bohaterów, jak Gaspar Noe, ale też nie jest refleksyjnym tańcem zamieniającym się we współczesne danse macabre, w kółko otwieranej pozytywki zagłuszającej myślenie pokolenia. To trochę nienachalnej krytyki, połączonej z dosyć realistycznym przedstawieniem życiorysów postaci, które z perspektywy wielu nie mają uprawnień poprzez status finansowy (patointeligencja) do problemów z kilkoma dobrymi impulsami. Bardzo środkowe kino, prelekcja jakiegoś doświadczenia i przeżycia. Za dużo chaosu w myśli wiodącej twórcy.
Sasza i Pieta przeprowadzą nas przez świat, w którym mogą wszystko, a właściwie tak naprawdę robią cały czas to samo – coś planują, coś sobie o sobie wyobrażają, a sięgają najdalej po kolejne intensywne bodźce w formie używek, czy seksualnych przygód. Dochodzi do tragicznego wypadku, który zderza ich ze światem konsekwencji, ale też mocno pokazuje materialne bogactwo, a jednocześnie biedę i ubóstwo w ich relacjach z rodzicami. Łatwopalni, chociaż myślący, że są nieśmiertelni.
Kwas chce złapać kilka tematów jednocześnie przez to traci jakąś ostrość widzenia i skupienie na jakimkolwiek. Zaczyna zdanie nie kończąc go. Jeden z bohaterów jest od zawsze wychowywany przez kobiety. Brak męskiego wzorca w domu powoduje w pewnym momencie życia u niego frustracje i brak umiejętności zbudowania zgodnej z nim samym tożsamości. Presja społeczna wywierana na mężczyznach i wywiązywania się z tej mitycznej męskości mogłaby być dłużej pociągnięta, a jest epizodem, wtrąceniem. Drugi bohater natomiast pokazuje ich gorzką rzeczywistość z ziejącą dziurą od środka z powodu deficytu uwagi rodziców i skutki uboczne wolności. Jak ta potrafi zniewolić, kiedy możesz wszystko i brak realnego, silnego sprzeciwu wobec czegokolwiek Cię rozleniwia, nie buduje w Tobie żadnych przekonań, pewnych, również wyżej wspomnianego „Ja”. Młodzi nie mają podstaw ani w rodzinie ani w otaczającym im świecie do budowania siebie. To też zostaje trochę mimochodem rzucone i niewykorzystane. To mógł być skromny i nieekstatyczny, ale przejmujący dramat ludzi, którzy nie potrafią dowiedzieć się kim są. Ciekawie bohaterowie ewoluują, nie stoją w miejscu, to trzeba przyznać autorom i zauważają ile konformizm wyrządził im krzywdy, jak bardzo się na to nabrali. Jednak brakuje tutaj bardziej wyrazistej konstatacji, intensywności i realnego czucia cierpkości na języku widza.
Obraz jest trochę w strzępach i dlatego ten fatalistyczny wydźwięk traci na sile poprzez niezdecydowaną narrację. Bohaterowie nie docierają do jądra ciemności, ale boli ich blask komfortu. Jednak widzimy to w formie miotających się młodych chłopaków, bez większej wyobraźni artystycznej. Kwas to nie jest substancja silnie żrąca, jak na skalę tematu podjętego. Ta próba portretowania jest szczypnięciem, ukłuciem.
Chyba reżyser był pod wpływem "kwasu" bo takie badziewie nakręcił ? Nuda to mało powiedziane !Szkoda marnować czas ;)