Serial
Cień i kość, na podstawie bestsellerowej serii powieści Leigh Bardugo o Uniwersum Griszów, jest osadzony w rozdartym wojną świecie, a jego główną bohaterką jest osierocona w dzieciństwie Alina Starkov, szeregowa żołnierka, która odkrywa w sobie nadzwyczajną moc mogącą być kluczem do wyzwolenia jej kraju. Ogromne zagrożenie ze strony Fałdy Cienia wisi nad krajem, a Alina zostaje odcięta od wszystkiego, co znała do tej pory, aby odbyć szkolenie wojskowe jako żołnierka elitarnej armii władających magią griszów. Opanowanie nowych zdolności przychodzi jej z trudem i stopniowo zdaje sobie sprawę, że sojusznicy i wrogowie są dwiema stronami tej samej monety i nic nie jest tym, na co wygląda w tym niezwykłym świecie. Toczy się konflikt między niebezpiecznymi przeciwnikami, wśród których znajduje się także szajka charyzmatycznych przestępców. Przetrwanie będzie wymagało czegoś więcej niż tylko magii.
Obejrzałem pierwszy sezon i mam dość. Ten serial jest zły pod tyloma kątami, że głowa mała. Fabuła nudna i dziurawa jak polskie drogi. Czasem odnosiłem wrażenie, że gdzieś umknęło z pół odcinka i przez to niem a ciągu przyczynowo-skutkowego. Główna bohaterka jest BEZNADZIEJNA. I pod względem postaci, jej zachowania itd, i pod względem aktorskim. Cała reszta też nijaka. Chyba tylko postacie Kaza i Kirigana są na swój sposób ciekawe i dobrze przedstawione. Uniwersum to jakaś mało wiarygodna mieszanka fantasy z caratem, co jakoś w ogóle ze sobą nie współgra. No i to Netflix, więc w pewnych momentach dało się odczuć, że promowanie pewnych ideologii było ważniejsze niż pokazanie na ekranie czegoś realnie ciekawego…