Wymiana ognia zamiast myśli podziałałaby na korzyść. Wtórne kino akcji, które ma ambicje na większą refleksję o przewrotnym buncie maszyn i wojny jako codzienności na świecie. 3
Świat rozwija się technologicznie, jednak nie znalazł przepisu albo prawdziwiej będzie powiedzieć, że szuka, by wyeliminować wojny. Dotrzemy do momentu, w którym to będziemy stać ramię w ramię z robotami i nie będą to te kuchenne. Futurystyczną wizją przyszłości, gdzie panuje nieustanny konflikt zbrojny między największymi mocarstwami świata w dosyć aktywnej, ale mało przewrotnej formie serwuje nam W strefie wojny w mało skomplikowany sposób film prócz efektownego filmu akcji, próbuje nas pogubić w ludzkich przekonaniach o człowieku i jego osiągnięciach. „Wszyscy walczą o pokój aż się leje krew” powtarza nieszczególnie odkrywczą tezę, ale ciekawie sięga wątku sztucznej inteligencji, której rozwój i samoświadomość nie prowadzi paradoksalnie do chęci zdominowania ludzkiej rasy, a najbardziej rozwinięty prototyp do niechęci wykonywania zadań przedłużających walkę i zabijanie. Bunt przeciwko człowiekowi, ale nie w celu zniszczenia go, tylko uratowania przed samym sobą. Pomysł o wiele bardziej zgrabny, niż wykonanie.
Spotykamy pliota dronów Harpa, który podczas pewnego wykroczenia, w celu uświadomienia mu skali działania, wysyła się go, by zobaczył to wszystko, na co ma wpływ z bliska. Trafia do tytułowej „strefy wojny”. Zmilitaryzowany ośrodek, gdzie bardzo szybko wszyscy wokół uświadamiają mu, że koniec jego zabawy w gry komputerowe i teraz doświadczy i zrozumie cenę życia ludzkiego. Trafia do owianej legendą postaci Leo, który będzie jego przełożonym. Wspólnie mają za zadanie przejąć broń masowej zagłady przed wrogimi siłami, które mogą jej użyć przeciwko Amerykanom. Harp dowiaduje się, że prócz otaczających go żołnierzy są nie tylko ludzie, ale i roboty. Co więcej, Leo jest najbardziej zaawansowanym androidem, który został wpakowany w ludzkie ciało. Jednak nie tylko to go łączy z człowiekiem, a również samodzielnie myślenie, co wykorzysta w zaskakujący sposób.
W strefie wojny ma ambicje na bycie czymś więcej, niż kolejnym filmem o relacji rozwoju technologii jako zagrożenia dla człowieka, a pokazaniem jak może mieć więcej świadomości, uczuć, myśli i chęci dążenia do pokoju, niż sam człowiek. Jednak ta przekorność w swoim założeniu bardzo intrygująca zostaje wykonana mało schludnie i znośnie. Wszystko dzieje w ciągu dwóch godzin, a i tak wydaje nam się mało wiarygodnie na pewnym poziomach ewoluowanie postaci. W jednej chwili Harp drży widząc krew, w kolejnej wymachuje bronią bez mrugnięcia okiem. Zawiłość ich relacji, która pozostawia spory znak zapytania natury etycznej i moralnej jest bardzo szybko nakreślona i oglądamy bohaterów całkowicie przez szybę, bez jakiejkolwiek zażyłości. Sztuczności i zbyt wyprostowanej, mało fantazyjnej postawy i jednostajnej podkreślają dialogi, które są okrutnie wystudiowane i bliżej im do jednoznacznych przemów i recytowania, niż rozmów.
W strefie wojny byłoby bardziej wartościowe, gdyby wystarczyło mu skupienie się na wciągnięciu widza w świat niezłożony, ale z ciekawą budową alternatywnej przyszłości. Jednak kino akcji chce pofilozofować trochę, a bardzo mu to nie wychodzi. Wymiana ognia zamiast wymiany myśli podziałałaby na korzyść. Ostatecznie jest mało błyskotliwie i bardzo wybiórczo energiczne. W strefie wojny nie umie wyjść poza strefę prostej, rozbrykanej, bezwzględnej rozrywki i scen walki, a i w tej nie proponuje nam nic wiążącego i magnetyzującego.
Bernadetta_Trusewicz jak zwykle napisał piękną recenzję o niczym