Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Dobra żona 0

Kina ostro zaangażowanego w prozę życia, traktującego dzień powszedni jak już dotrzymaną obietnicę historii filmowej, nigdy za wiele. Kolejnym takim prawdziwkiem, który z codzienności wyciąga ekstrakt i nie dociepla opowiadania na siłę, jest Dobra żona. To wyciszona i słodko-gorzka kronika z pożycia małżeńskiego, które jednak od czasów zamierzchłych jest rodzaju męskiego.

Tytułowa dobra żona jest naprawdę jeszcze lepszą żoną. Widzimy ją w codziennych rytuałach – perfekcyjna pani domu. Troszczy się na dodatek o dzieci, męża, swoje potrzeby spełniając w nielicznych wolnych chwilach, traktując ich załatwianie nie jako konieczność, a nagrodę. Jednak nadchodzi moment kiedy może się okazać, że przestanie być samowystarczalną (chociaż inni przy niej nie muszą, ona uważa że to jej obowiązek) kobietą i okaże słabość. Kobiece pole bitwy i fakt, że jest ona na froncie codziennie, tylko mniej spektakularnym i nie owianym pieśniami pochwalnymi czy legendami, zostaje zdominowane przez przeszłość jej męża – walczącego na wojnie. Jego „kiedyś” wygrywa z jej „teraz”.

Mirjana Karanovic z Almodorovskim wyczuciem i empatią eksploruje świat kobiet, robiąc to o wiele bardziej kameralnie i mniej melodramatycznie. Nie tworzy drużyny samic, gdzie mężczyzna jest przeciwnikiem, po prostu wobec pewnych sytuacji często stoi naprzeciwko, a nie obok kobiety. To nie jest prosty, feministyczny postulat filmowy, wręcz przeciwnie – to pokazanie naturalnej niezbędności siebie nawzajem, z pewnym „ale” w momencie pytania o równowagę w małżeństwie. Kobiety przecież płaczą dla mężczyzn, za nimi, przez nich, a jednocześnie nie wyobrażają sobie życia jak z Seksmisji, Czyli tak jak to jest naprawdę, nawet jeżeli wiedzą że daleko w ich małżeństwach do partnerstwa.

Film czasami nie styka, próbując zabrać się za dwa poważne tematy i na szybko zrobić ich sekcje, jednak pomost pomiędzy nimi wybudowany naprowadza nas na skojarzenia, które ostatecznie sprawiają, że dzieło Dobra żona jest satysfakcjonujące i niechaotyczne. Pokazuje paniczny lęk kobiety przed byciem niedoskonałą i myśleniem, że jeżeli taką nie pozostanie, to zniknie. Metafora skonstruowana w tym filmie jest bardzo inteligentna i wyłowiona z rzeczywistości – bohaterka tak wywiązywała się z „obowiązków” związanych z bycia kobietą, że tę kobiecość utracił w pewnym sensie.

Dobra żona nie wymusza stanu skupienia, tylko powoli w niego wprowadza. Świat, który obserwujemy jest nam doskonale znany, tutaj prześwietlony, ale nie w celu pokazania małżeństwa i jego przekleństwa. Bardziej chodzi o refleksje nad różnicą życia z kimś, a życiem dla kogoś i czy na pewno po obu stronach pada ta sama deklaracja.

Ocena: 7,5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…