RECENZJA: Pasażerowie 2

Kosmiczny Titanic wyruszył w podróż na nową planetę. Niezniszczalna maszyna, której odmawia się prawa do awarii, napotyka na swej drodze przeszkodę – galaktyczną górę lodową – meteoryt. Rozległe uszkodzenia mogą doprowadzić do katastrofy, a wybudzony z hibernetcznego snu Jim (Chris Pratt) musi stawić czoła samotności.

Morten Tyldum serwuje widzom popkulturowy miks skojarzeń. Zabawne Cast Away – poza światem łączy z Marsjaninem na poważnie. Znajdzie się jeszcze miejsce na Grawitację i kilka przewidywalnych rozwiązań, które, prócz wizualne rozkoszy, nie przynoszą satysfakcji. Przedziwna maszyna płynie w przestworzach do nowego domu. Do celu pozostało 90 lat i Jim ma świadomość, że nie dożyje upragnionego nowego początku. Z androida barmana (Michael Sheen) tworzy swojego Wilsona jak Tom Hanks na bezludnej wyspie, ale komputerowa komunikacja nie jest w stanie zastąpić prawdziwego człowieka. Tyldum przygląda się samotnemu mężczyźnie, który, wykorzystując wszystkie źródła rozrywki dostarczane przez statek kosmiczny, powoli odchodzi od zmysłów. A razem z trzeźwym myśleniem w diabły idzie filmowa logika. Jim niczym Adam w ziemskim raju potrzebuje Ewy. W oko wpada mu Aurora (Jennifer Lawrence). Czy miłość od pierwszego wejrzenia może zapobiec personalnej katastrofie?

O ile w pierwszej części opowieści reżyser rozstawia biednego bohatera po kątach, podrzuca mu różne rozwiązania i od czasu do czasu potrafi zaskoczyć, pojawienie się kobiety przynosi serię wtórnych i podobnie rozegranych scen. Aurora powiela błędy swego poprzednika, a widzowie wraz z nią na nowo przerabiają te same wątpliwości i lęki. Zanim bohaterowie przejdą z fazy wyparcia do akceptacji zobaczymy kilka ładnych ujęć i komputerowych kreacji, które tylko zapychają ekranowy czas.

Esencją Pasażerów miał być ognisty romans, słowne potyczki i aktorski duet. Co prawda między Jimem a Aurorą istnieje chemia, ale niknie ona w filmowych kliszach, które muszą doprowadzić do pełnej fajerwerków walki o przetrwanie. W pamięci pozostanie niezamierzony humor, kiedy Jim wykrzykuje „Hold the door” czy urocza kosmiczna randka. Szkoda, że norweski reżyser nie wykazał się większą dozą dystansu do opowiadanej historii i nie pokusił się na więcej humoru.

Ostatecznie dobrze dobrani aktorzy zostali zaangażowani do opowiedzenia oklepanej historii o samotności i miłości. Co prawda efekty wizualne równoważą braki fabularne, ale całość trąci myszką. Pasażerów dobrze się ogląda, choć z pełną świadomością, jaki będzie finał.

Moja ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 1

MegaTM

po zwiastunie widac juz,ze bedzie to sredni film, wiec puenta mnie nie zdziwila, fajna recenzja!

Proszę czekać…