Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Wybawienie 0

Trylogiom czasami jest łatwiej, bo mają zapatrzonych, bezkrytycznych fanów, ale też trudniej gdyż trzeba mieć pary, by utrzymać tempo artystyczne, które się sobie narzuciło w poprzednich częściach. Jest też widz gościnny, który idzie na film i jak w przypadku konstrukcji produkcji Wybawienie, nie musi mieć odrobić lekcji przed seansem by wiedzieć, czy film jest dziełem spełnionym. Wybawieniem nie było na szczęście zakończenie filmu Molanda. To gęsty i spełniony gatunkowo thriller, jednak jako kryminał czytelny od początku do końca. Dopóki prowadzi z niewyparzoną buzią rozgrywki pomiędzy bohaterami i bezceremonialne kreuje surowy i bezceremonialne bolesną rzeczywistość, jest w punkt. Jak zaczyna wtrącać w to religie i wątki refleksyjne to bredzi i powtarza innych kumpli z kina, którzy już dawno to lepiej ograli.

Mamy pełen spięć i przeciwstawności duet dobry i zły glina. Coś konstruowanego na wzór True Detective, jednak bez tej krzepy filozoficznej i impetu. Jeden jest wierzący, drugi to nihilista, rozbity, a jego mina to chyba jedna z najbardziej depresyjnych min w historii kina. Wydaje się, że jak przechodzi ulicą to kwiaty więdną, a ludzie płaczą. Prosty podział, dosyć czytelny, ale nie aż tak oczywisty by szkodził w podążaniu za sprawą jaką mają do rozwiązania. Tym razem to coś mocno związanego z religią i wiarą. Dostają list, a raczej jego resztki i powoli docierają do seryjnego mordercy, który pod kryptonimem miłosiernego samarytanina pojawia się gościnnie w kościołach u wyznawców Jehowy, odwiedza wierzące rodziny na peryferiach miasta i porywa dzieci.

Nasz bohater negatywny, naprawdę jest soczyście negatywny. Doskonale skonstruowany, nieprzerysowany, idealnie wpisuje się w wizerunek psychopaty. Patrząc na niego nigdy byśmy go nie posądzili o jakąkolwiek z rzeczy, której się dopuścił. Bliżej mu do takiego co przeprowadza staruszki przez ulicę i głosi słowo Boże. A z tym ma bardzo blisko, ponieważ jest w swoim przeświadczeniu jego rywalem. Uważa się za posłańca, dziecko szatana. Mamy do tego dosyć przewidywalne flash-becki z jego dzieciństwa, które zaczynają nam wyjaśniać motywy jakimi kieruje się morderca i dlaczego utkał sobie taką wizję świata i siebie.

Wybawienie nie jest w żaden sposób odkrywcze, zaskakujące, ale ma siłę rozpędu i brak zahamowań, które dodaje rumieńców, a widza hipnotyzuje. Nawet jeżeli wie co się wydarzy, to chce podążać za dobrze zarysowanymi charakterami i świetnie estetycznie skonstruowanym światem. Może nie jest to brutalne kino, ale na pewno takie, które się nie waha, w intensywnym skandynawskim stylu i konsekwencji. Niestety porażkę ponosi na polu próby refleksji nad poświęceniem człowieka dla religii, gubi się w wysuwanych tezach, próbuje wymierzyć policzek otumaniającej wierze, która prowadzi do tragedii. Ta rozgrywka ideologiczna, ateistyczna stronniczość, wierze/nie wierzę, jest dosyć prostolinijna i lepiej im idzie, kiedy biegają, strzelają i tropią dziką zwierzynę w ludzkiej skórze.

Wybawienie to kino z temperamentem, bez drżącej ręki, ale rysowane grubą kreską. Dobrze to działa kiedy buduje się klimat i wchodzi się w budowania napięcia, niestety ta grubość nie służy próbom dodania warstwy, która trochę zrobiła by z tego filmu więcej, niż porywcze i właściwie nieeleganckie kino. Niestety, finalnie szał jest, ale tylko w poszukiwanym mordercy, nie na filmie. Pełne niepokoju, ale za proste.

Ocena:6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…