Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Serce z kamienia 0

Kino islandzkie ma tak charakterystyczny rys, że nie trzeba nam wcale usłyszeć ich języka, czy zobaczyć jakąś słynną budowlę. Tym razem tworzy kino inicjacyjne, delikatne, a jednocześnie nieściszającego dźwięku łamanych kości i serc naszych młodych bohaterów. Serce z kamienia to duże problemy, małych ludzi. O dzieciach w środowisku zdecydowanie nie dla nich i mierzeniu się z czymś nowym.

Wśród wielkiej otchłani, zimnej przestrzeni mieszkają Tor i Kristjan. Są bardzo bliskimi przyjaciółmi i spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, próbując animować sobie czas w tak pustym miejscu, co odczuwamy od początku filmu. Mimo ogromnej przestrzeni, tak naprawdę kręcimy się wokół tych samych miejsc i ludzi. Jedna z sióstr Tora pisze wiersze i czyta je przy śniadaniu, słuchając cynicznych uwag drugiej, która prowokuje nieustanne kłótnie w domu – zdecydowanie nikt nie rozpala tutaj w kominku. Matka, po utracie ojca, próbuje nie „umrzeć za życia”, tylko z niego korzystać. Dlatego też spotykając się z mężczyznami, wychodząc na miasto, wyróżnia się na tle swojej miejscowości i staje się powodem do plotek, a te irytują i utrudniają życie jej dzieciom wśród rówieśników. Co domek to potworek. Kristjan mieszka z ojcem, który terroryzuje całą rodzinę i rozwiązuje wszelkie sytuacje w jego mniemaniu po męsku – pięściami, nie słowami. Jednemu z przyjaciół brakuje ojca, drugiemu też – normalnego, którego nie będzie się bał.

Pytanie, jak w takich warunkach traktować dojrzewanie i opowiadać o nim, jak o przygodzie. Niestety, dorastanie gdyby określić jakimś gatunkiem filmowy to bliżej ma do horroru i thrillera, niż komedii romantycznej. Ich pierwsze pocałunki z dziewczynami, wypady pod namiot i picie alkoholu jest cierpkie, naznaczone półmrokiem tego co ich otacza i zdominowane przez problemy, które są o wiele większe od nich i w sensie fizycznym i emocjonalnym.

Serce z kamienia o tym właśnie doskonale, konsekwentnie, surowo w obrazie, ale jednak z pewną czułością opowiada – o braku możliwości dojrzewania wśród niedojrzałych rodziców. O problemach dzieci, które w filmie nie są infantylizowane, a ich „przygody” czołgają widza, jednak nie robią wrażenia na rodzicach. Bo nie mają na nie czasu, mają własne historie. Lekcje życia jaką dostają nasi bohaterowie są bolesne i wcale nie hartują. Nie ma warunków do bycia dzieckiem, a teza jaka wybrzmiewa z filmu jest bezwzględna: postaci dzieci są tutaj dojrzalsze, niż ich rodziny.

Wydźwięku tego filmu jest o wiele szerszy, a ta bliska i osobista kamera buduje naszą więź z bohaterami, ale rozkłada jednocześnie ramiona szerzej. Ta historia mimo, że fizycznie jest daleko od centrum Islandii i życia wielkomiejskiego, nie ogranicza się do dwóch domków i konkretnej, zamkniętej społeczności, a wiele mówi piękną i poetycką narracją o mentalności islandzkiej. To skutki uboczne filozofii samodzielności i pułapka osiągnięcia doskonałości w indywidualizmie, który powodują zanik pewnych zachowań i uczuć, takich jak empatia, wrażliwość czy emocjonalność. Przecież to za te odruchy najczęściej cierpią nasi młodzi bohaterowie. Są przykładem próby życia stadnego i przyznania się do potrzeby drugiej osoby, nie uważania tego za słabość. Komunikacja z naturą jest przecież tak bliska i respektowana przez Skandynawię, jak chyba przez nikogo na ziemi. Bliskość z naturą jest w tym filmie forsowana, ale jest ona tylko w pejzażach. Nastąpiło jednak oddalenie się od natury w kontaktach międzyludzkich i wycince zażyłości w zamian za triumf autonomii.

Kończy się to koszmarem, którego pada ofiarą kolejne pokolenie i na przykładzie naszych bohaterów, o tym gorzkim finale doskonale opowiada, bez taryfy ulgowej wobec wytrzymałości widza, Serce z kamienia. Bo teraz trzeba mieć serce z kamienia, z innymi nie kwalifikujesz się do obecnej rzeczywistości.

Ocena: 9

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…