RECENZJA: Tożsamość zdrajcy 0
Temat niepokojący poza ekranem zmiksowany z kinem akcji to może być udany trop. Ale Tożsamość Zdrajcy do takich nie należy. To film bez charakteru, powtarzający wszystkie zagrywki kina z „ostatnim sprawiedliwym agentem”, którego chcą wyeliminować. Solenne, ale operujące kliszami i nie zmienia faktu, że to agentka nie agent ani obecność Johna Malkovicha, która jest w stylu – gulity pleasure – bardziej niż na poważnie.
Była agentka CIA Alice Racine po zamachu w Paryżu, czuje się cały czas odpowiedzialna, że nie zapobiegła śmierci wielu cywili. Wycofuje się z bezpośrednich działań dla instytucji, żyje w poczuciu winy i siada za biurkiem. Oczywiście przyjaciel namawia ją do powrotu, a CIA jej potrzebuje. W Londynie islamiści planują atak biologiczny, czemu Alice ma zapobiec. Przesłuchuje schwytanego więźnia, mogącego ich doprowadzić do źródła, jednak się okazuje, że to ona jest schwytana i siedzi w pułapce. To mistyfikacja i CIA w Londynie nic nie wie o tym przesłuchaniu. Ktoś chce pozbyć się Alice, by przestała przeszkadzać i wtrącać się w nie swoje sprawy. Kiedy udaje jej się uciec z zasadzki łączą się dwie sprawy: jej przetrwania w świecie, w którym nie może nikomu zaufać, ze światem w którym ma zapobiec bombie biologicznej.
Tożsamość zdrajcy ma na siebie kilka pomysłów i wszystkie są chybione, bo niesamowicie drętwe i na dodatek znane już na wylot przez widza. Ona ucieka, przeklęta przez CIA, taka naprawdę zaczyna odkrywać spisek za spiskiem i odkrywać karty, jak wielkie postaci są zamieszane w ataki terrorystyczne i, że wcale nie są to przybysze z zewnątrz. To bazuje też na współczesnych niepokojach związanych z imigrantami, bo jest tutaj też komentarz do ich obecności stereotypów i błędnego przekonania, że ich obecność stanowi zagrożenie. Te nie musi wcale nadejść z zewnątrz, a od wielu lat siedzieć koło ciebie i być twoim zaufanym przyjacielem.
Budowa tego filmu również jest szalenie prosta i przewidywalna. Od zdemaskowania jednego, do zdemaskowania drugiego, z przerwą na trochę pirotechnicznych odlotów i kobiety z bronią w ręku, która nie waha się przed pociągnięciem za spust. Nie ma to w sobie ani trochę energii, za to są wielkie przemowy, próba przewiezienia przez granicę gatunku tematu o ignorancji świata zagrożenia jakie nas otacza i oczywiście każdy musi wygadać swoje niecne zamiary przed tym aż padnie strzał. A potem wiemy jak to się kończy, bez oglądania.
Tożsamość zdrajcy nie pozostawia draśnięcia, a rozczarowanie. Nie ma charyzmy, a my przeżywamy w kinie deja vu, tylko że ktoś podstawił tym razem innych aktorów.
Ocena: 4/10
Właśnie wyszedłem z seansu i jestem w szoku, tak fajnie się zaczynało a co dalej film się psuł, końcówka to już bez pomysłu, w takim filmie nie powinno się to kończyć pomysłem na klik w 3 sek. Słabo, ocena zasłużona