Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Facet do wymiany 0

Filmy, które poruszają dosyć poważne tematy w sposób zdystansowany, kpiarski, mogą zapowiadać się na wielki sukces albo wielką porażkę. Nieprostą rzeczą jest poszydzić z czegoś, w humorystyczny sposób rozpisać dramat, by nie zgubić ciężaru jaki niesie ze sobą podejmowany temat. Tak bardzo chciał zrobić film Facet do wymiany, wyszło nierówno. Raz zgrabniej, raz mniej – ale częściej to drugie. Finalnie to z różnych obozów humor, którym opowiada się tutaj o przemijaniu i braku przyzwolenia oraz akceptacji na starzenie się ze strony społeczeństwa.

Nasz bohater jest aktorem – Guillaume, którego gra Guillaume Caneta. Jest żonaty z aktorką – Marion, którą gra Marion Cotillard. Środowisko aktorskie, bardzo autotematyczna historia, grają samych siebie. Każdy pojawiający się tutaj bohater nazywa się, tak jak poza ekranem. Taka bardziej dodatkowa atrakcja, niż niezbędnik to zwielokrotnienia wiarygodności oglądanej produkcji. Kulisy powstawania filmów, związek pary aktorów, gdzie jedno „niby” nie ściga się z drugim, ale to Canet stoi w cieniu żony. Nie jest tym z aktorów skandalistów, co piszą o nim na pierwszych stronach gazet, raczej wtedy jak dostaje nagrodę i to nie tyle co Marion. W pewnym momencie nie wystarcza mu życie szczęśliwego ojca, męża oraz aktora grającego na światowym poziomie. Biorąc udział w kolejnym filmie w roli ojca, spotykając młodą aktorkę, kumulują się w nim wszystkie żale niewykorzystanego potencjału młodości. Patrząc na nią, powtarza w kółko, że chce być bardziej „rocky” i od niewinnego fantazjowania o szybkich numerkach w toalecie, przechodzi do nakładania zbyt obcisłych spodni, rozkładając cały plan zdjęciowy, kończąc na wizycie w gabinecie medycyny estetycznej. Jest rozstrojony emocjonalnie – kryzys wieku średniego, tęsknota za młodością zmiksowała się w nim z nieustanną presją jego zawodu, gdzie wygląd zdecydowanie nie jest „jedną z wielu zalet”.

To film, który wydaje się być zdecydowanie za lekki w parze z podejmowanym przez siebie tematem, ale wygląda na świadomego swojego działania – budowania komedyjki. Canet naprawdę jest nieporadny, momentalnie dowiadujemy się dlaczego gra takie role, a nie inne, a Marion nie potrzebuje wizerunku, by dostawać kolejną nagrodę i rolę u Dolana. Ciekawe jest odwrócenie tych ról, jak stereotypowo byśmy zakładali. To on się martwi o oznaki starzenia i łatkę „grzecznego chłopca", a nie kobieta, której żadnej zmarszczki Hollywod nie odpuści.

Jest trochę gagów, śmiesznych sytuacji, frajdę nam sprawia podpatrzenie kulisów środowiska i to chyba w tym filmie jest najbliżej trafienia w środek tarczy. Środowisko artystyczne, pseudo lojalności, kółeczko kanciaste wzajemnej adoracji, gdzie jednego dnia jesteś najlepszym przyjacielem, drugiego, gościem, który wisi kilka tysięcy. Nasz bohater też nie próbuje się wcisnąć w bardziej obcisły t-shirt, a w zmiany jakie zachodzą w kinie. Ben Foster w swoim skórzanym fotelu reżyseruje film i nie interesuje go doświadczony aktor, a potrzebuje młodej i jędrnej buźki, bo widz się czuje lepiej kiedy widzi witalnych ludzi. Nieważne, że taki aktor więcej spędził czasu na siłowni, niż w studio aktorskim. Zepsucie filozofii kina, stworzenie z naszego bohatera trochę uosobienia pewnej zmiany podejścia do sztuki filmowej, jest bardzo ciekawe zaaranżowane.

Film Facety do wymiany, to jeden z tych filmów, który potrafi narobić ogromnego apetytu, bo ma koncepcje, nie chce iść po cudzych śladach, jest charyzmatyczny, ale jednak kończy w parku rozrywki, upuszczając całą ciekawą narrację, bo widzi zabawkę, którą można rozmieszać. To kino wagi piórkowej, które miało ochotę (a tym samym widz) być przecinane żartem,a nie na nim wszystko opierać.

Ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…