Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Baby Driver 3

Jeżeli ktoś uważa, że w kinie akcji brakuje dystansu, nowych rozwiązań oraz ryzykownych zagrań, to koniecznie powinien obejrzeć Baby Driver. To pulsujące kino, które nie przywiązuje się do gatunku, a na jakiekolwiek konwenanse i nagany reaguje zrobieniem balona z gumy balonowej. To z jednej strony urocze widowisko o nieurodzonych do bycia „urodzonymi mordercami”, z drugiej kinowy rave, a jakby wam było mało, to jednocześnie naładowana prawdziwymi nabojami masakra.

Tytułowy Baby, to chłopak, który naprawdę nazywa się Baby, ale jego życie nie ma wcale nic wspólnego z dziecięcą niewinnością i klasyczną codziennością przeciętnego amerykańskiego nastolatka – mimo że on sam tak wygląda. Cały czas słucha muzyki, snuje się po mieście oraz zakochuje się w młodej kelnerce pracującej w knajpce, w której pracowała kiedyś jego mama. Został sam ze schorowanym dziadkiem. Dorabia nietypowo – jest kierowcą na zlecenie dla szefa mafii i uczestniczy w napadach na bank. Baby potrafi jeździć skutecznie, ale mało przepisowo, a my w trakcie pokazu poczujemy jakbyśmy siedzieli w aucie razem z nim.

podpis pod obrazkiem

Baby odpracował swój dług wobec szefa – Doca – chce odejść. Nagle się okazuje, że jest jeszcze jedna fucha i kolejna – każda ostatnia. Próbuje przez chwilę zajmować się rozwożeniem pizzy, jednak nie daje mu to tyle pieniędzy, a i zagłuszanie telefonu od Doca kolejną składanką muzyczną, nie pomoże w odcięciu się od tego środowiska.

Bohater obiecuje sobie ostatni skok, który okazuje się tym na główkę – zresztą jak cały film. Dużo espresso zostało wypite przed filmem, a i ktoś chyba do niego czegoś dosypał. To mieniąca się wieloma kolorami, grająca na nosie skonwencjonalizowanemu kinu o mafii i napadach na bank, krzepka i rześka historia. Mroczne kulisy skoków przepłukane z jaskrawą i brokatową młodością – udolnie przerysowane. To też kino gdzie raz leci granat, raz balon – jedno drugiego nie wyklucza – nie ma w tym ckliwości. Po prostu okazuje się, że nie każdy młodociany przestępca potrzebuje resocjalizacji. Z jednej strony ktoś w kogoś strzela, z drugiej Baby oddaje kobiecie torebkę, bo nie chce wyjść na złodzieja. To historia o młodości niekontrolowanej, która umiejętnie symuluje zapędy campowe, bałagani i rozrabia. Na dodatek odnosi się wrażenie, że fabuła zostaje zbudowana wokół ścieżki dźwiękowej i to narracja jest podporządkowana muzyce, a nie odwrotnie. To Dirty Dancing wśród odbezpieczonych broni, brak powściągliwości oraz dosłownie wybuchowa i umyślnie naiwna historia miłosna.

Baby Driver nie uznaje świętości, nakazów i zakazów gatunkowych, przejeżdża na czerwonym świetle i wiele ryzykując wychodzi z tego cało – na każdym poziomie – wizualnym i narracyjnym. W tym szaleństwie jest metoda!

Ocena: 7,5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…