Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Dwie kobiety 0

Nigdy nie będzie za dużo kina wiwatującego „girls support girls”. O relacji, z przeszłością utrudniającą budowanie kontaktu w teraźniejszości, dwóch kobiet, w różnych momentach swojego życia, opowiada film Dwie kobiety. To czuła, nigdzie nie spiesząca się produkcja, za której doładowanie i budowanie historii odpowiadają bohaterowie, a właściwie przede wszystkim – bohaterki. Między nimi różnie jest, ale z filmem jest naprawdę skromnie i refleksyjnie wybornie.

Claire, samotnie wychowuje syna, będąc częściej w pracy, niż poza nią. Jest położną, a jej życie składa się z rytuałów, które sugerują że w jej życiu brakuje zasilania – jej codzienność nie ma charakternych barw. Ona również wydaje się jakby żyła z przyzwyczajenia i nie celowała już w żadną przygodę. Ta sama się do niej nagle odezwie. Kiedy zadzwoni do niej pewna kobieta, której nawet nie zna.

Beatrice okazuje się, że była kochanką nieżyjącego już ojca Claire. Trudno o kontakt w takich okolicznościach, kiedy nasza bohaterka rozmawia z osobą, która zniszczyła małżeństwo jej rodziców. Start kończy się falstartem – nie jest łatwo. Okazuje się, że Beatrice jest po siedemdziesiątce, poważnie choruje, jednak nie ma w niej rezygnacji, a raczej frustracja swoim stanem zdrowotnym. Musi zwolnić, zmienić tryb życia, a ten zdecydowanie nie przypomina dnia świstaka Claire przez cały tydzień, co tydzień. Beatrice uwielbia wino, papierosy, kolacje, nowe doświadczenia i relacje – ma apetyt.

Ich relacja po długim obwąchiwaniu się i niezrozumieniu, potrzebie zasklepienia się ran przeszłości, zaczyna dojrzewać do wzajemnych inspiracji. Claire uczy się, jak gdyby na nowo w życiu oddychać, pełną piersią, bez wzroku wbitego w ziemię, a uczy ją tego poważnie chora i ta, która powinna tracić nadzieje – Beatrice. Natomiast nasza bohaterka opiekuje się, pilnuje kochanki swojego ojca, podaje jej leki, potem rękę, na końcu serce. Dzieli je wiele, ale łączyć zaczyna więcej i to przechyla szalę.

To nie jest film prostych chwytów, gdzie na pstryknięcie palcami perspektywa się zmienia, mamy karty rozdane, talie odsłonięte. Czujemy pewien ciężar zmian bohaterek, ich wzajemne podchody i wysiłek jakim jest zaufanie drugiej osobie. A każda z nich ma z tym problem. Jednocześnie to Dwie kobiety przypominają, że wszystko trwa dopóki sam tego chcesz. Można mieć zawroty głowy, a mieć siłę przyprawiać o nie innych swoim łobuzerskim charakterem, a można być fizycznie zdrowym, ale zblokowanym, by wykonywać inne ruchy, niż te niezbędne w życiu do egzystencji. Nie ma tutaj wykoncypowanej dramaturgii, przerysowanych emocji, a całkowita koncentracja na relacjach i tym jakim potężnym środkiem pobudzającym są – reszta przy tym to placebo. I wcale nie jest do tego niezbędny mężczyzna, chociaż pojawia się w tej historii, ale to obraz pokazujący jak wiele może dać kobieta kobiecie.

Dwie kobiety to film z bijącym sercem, gdzie czujemy jego pracę, ale też nie bije w rytmie nam nieznanym w kinie. To bezpośrednie, ale elegancko opowiadające kino o dojrzałości, uroczo powątpiewające w potrzebę jej obecności całą dobę w naszym życiu. Czasami warto zmienić miejsce w życiu z kierowcy i zostać pasażerem.

Ocena: 7

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…