Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Dom wygranych 0

Andrew Jay Cohen wyciąga na zewnątrz to, co w amerykańskiej duszy klasy średniej siedzi. Niska pensja i frustracja? Brak funduszy i niemoc wysłania dzieci na studia? Sen o Ameryce spalony zostaje w hazardowym żarze, a kolejne ekscesy związane z nielegalną działalnością małżeństwa Johansenów niemal kropka w kropkę parodiują kultowe dzieło Martina Scorsese, Kasyno. I choć Dom wygranych na purytańskich fundamentach nie stoi, wizyta w prowizorycznym królestwie grzechu i rozpusty jawi się jako całkiem zabawna komedia Z-Z-Z – Zobacz, Zaśmiej się, Zapomnij.

Reżyser i scenarzysta, Andrew Jay Cohen, po raz kolejny zagląda do domu przedstawicieli przeciętnej klasy średniej, stając się diabełkiem na ich prawym ramieniu – szeptem nakłania do najbardziej szalonych pomysłów, by wybić się z poziomu komediowych średniaków hollywoodzkiej strony satyrycznej. Gdy Sethowi Rogenowi w końcu udało się dogadać ze swoim sąsiadem, Zackiem Efronem, twórca przenosi się na bliźniaczo podobne osiedle, pełne bliźniaczo podobnych klisz i problemów. Tym razem Cohen opowiada historię z cyklu „radny kradnie, a całe miasto na dnie”.

Choć Johansenowie wydają się walczyć w słusznej sprawie, to pomysł ze stworzeniem nielegalnego kasyna oraz późniejsze interakcje z przyjaciółmi z sąsiedztwa wydają się być moralnie nieodpowiednie. Kradzieże i pobicia, odcięte kończyny i przerysowanie czerwona krew doprawiają Dom wygranych przyjemnie czarnym i nieco kontrowersyjnym humorem. Tym bardziej, gdy Will Ferrell, Amy Poehler, Jason Mantzoukas zaczynają panoszyć się po okolicy, niczym Robert De Niro, Sharon Stone oraz Joe Pesci z kultowego obrazu Martina Scorsese. Przewrotność Domu wygranych zwyciężona zostaje właśnie motywem parodii, a Jeremy Renner w roli bawiącej się z dotychczasowym amplua aktora to najsłodsza wisienka na tym lukrowo-pieprznym torcie szyderczego śmiechu.

„Ministerstwo dziwnych min” zepchnięte zostaje na drugi plan przez celne dialogi i nieco mniej trafione gagi – całość osiąga jednak przyjemny poziom absurdu, jakim powinna cechować się każda komedia. Andrew Jay Cohen z jednej strony wyśmiewa problemy i trwogi codzienności, pomagając zdystansować się klasie średniej, nie tylko amerykańskiej. Z drugiej jednak strony jest aż nazbyt nieprzyjazny i mało empatyczny. W Domu wygranych nie ma komu kibicować – każdy ma swojego trupa w szafie, a nawet najmilsze osoby muszą stanąć na skraju nieprzyjemnej dysfunkcji i wrzucić w przepaść innych, bogu-ducha-winnych sąsiadów.

Komedie o reprezentantach klasy średniej to stała kategoria amerykańskiego poczucia humoru, na czele z Simpsonami i Family Guyem. Czy faktycznie jest tak źle, by okradać przyjaciół z pieniędzy w prowizorycznym kasynie? Nie wiadomo. W filmie wielokrotnie pojawia się niewielki atrybut w postaci jointa. Prawdopodobnie jest on receptą na stworzenie komedii a la Dom wygranych – pełnej niekompatybilnych motywów, które finalnie tworzą zgrabną, choć mało wyrafinowaną konstrukcję tytułowego budynku.

Moja ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…