Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

KAMERA AKCJA: Niemiłość 0

Już w swoim poprzednim filmie Andriej Zwiagincew skupiał uwagę na trudach życia w Rosji oraz społecznych patologiach, targających współczesny świat. Lewiatan został zasłużenie nagrodzony Złotą Palmą w Cannes. Niestety, twórca najwyraźniej zachłysnął się sukcesem wcześniejszego dzieła. Niemiłość to kwintesencja megalomanii kina artystycznego – napuszone dialogi dominują nad pretensjonalnie dopracowanym obrazem, a długie ujęcia i apatyczna fabuła niemal z każdej sceny wysyłają do widza jasny komunikat: jesteśmy produkcją zaangażowaną – aż do szpiku kości.

Rozpoczyna się znakomicie. Długie ujęcia i melancholijne kadry odsłaniają złożoną problematykę funkcjonowania ludzi w Rosji. Z jednej strony obserwujemy rozpad rodziny (a na jej przykładzie rozpad społeczeństwa w ogóle) – jego ofiarą staje się 12-letni chłopiec, zmęczony ciągłymi kłótniami w domu i brakiem zainteresowania rodziców. Nienawiść w końcu wypływa z czterech ścian mieszkania, topiąc rozdarty świat w hektolitrach żalu i goryczy.

Z drugiej strony Zwiagincew ukazuje indywidualizację człowieka XXI wieku. Ludzkie stada, zamieszkują obskurne mieszkanka, przypominające tutaj klatki, w których sfrustrowane społeczeństwo za wszelką cenę stara się zaprzeczyć przytłaczającej samotności. Twórca ukazuje próby zaznaczenia suwerenności własnej, pojedynczej egzystencji już na płaszczyźnie błahego odgradzania zakupów przy kasie – w filmie graniczy to niemal z psychozą. Innym wynalazkiem dostosowanym do mieszkania-klatki staje się tutaj automatyczna bieżnia nie wymagająca nawet wyjścia z domu. Nad wszystkim majaczą upiorne blotki – obite szarymi ścianami, z szarymi ludźmi, mieszkającymi wewnątrz.

Frustratom z pomocą przychodzą media społecznościowe. Tylko w nich mogą uwiecznić fałszywe uśmiechy oraz – potencjalnie radosne – chwile, spędzone w gronie bliskich. Już na płaszczyźnie tego motywu zauważyć można pewną przesadę ze strony Zwiagincewa – twórca jakby nie wierzył w inteligencję odbiorców, przerysowując wątek uzależnienia od telefonu do niezdrowo nadętych rozmiarów.

Całość doprawiona zostaje historycznym tłem wojny na Ukrainie oraz artystyczną metafizyką – ta niestety, o wiele bardziej przypomina ostatni wybryk Jerzego Skolimowskiego, 11 minut, niż któryś z tytułów Krzysztofa Kieślowskiego. Za dobitny przykład może posłużyć boski autobus, kursujący na niebiańskiej linii 777 (w Biblii jest to liczba doskonałości / liczba Boga).

Każdy z motywów spleciony zostaje nihilistycznym, tytułowym neologizmem; tyleż dosadnym, co niejednoznacznym – niemiłością.

Nad produkcją unosi się nieuchronne widmo katastrofizmu. Już w pierwszych scenach Niemiłości słyszymy niepokojącą zapowiedź końca świata. Zdaniem reżysera Apokalipsa nadeszła, a jej niezbyt dowodem staje się beznamiętne społeczeństwo, uwięzione w oziębłym ciele i równie lodowatej technologii. Widmo postapokalipsy osiada na zniszczonym budynku, w którym może ukrywać się zagubiony chłopiec – socjalistyczne wnętrza ukazują zarazem, że Rosja bardzo dobrze pamięta jeszcze o czasach komunizmu, mimo iż w politycznym założeniu zostały one usunięte, zrujnowane.

Również przyroda obrazuje w Niemiłości pesymistyczną zadumę nad światem. Choć jesienny las kontrastuje z infrastrukturą blokowisk-molochów, natura wydaje się idealnie współgrać z depresyjną wymową filmu. Tym samym zdeprecjonalizowana zostaje wizja transcendentalności przyrody jako miejsca przyjaznego i odwiecznego – pokrzepiającego samotne społeczeństwo w ich codziennym znoju.

I choć wszystkie ze wspomnianych wątków czy motywów wydają się być wyśmienitym daniem dla miłośników kina artystycznego – nic bardziej mylnego! Z każdą kolejną sceną film staje się coraz większą próbą zaimponowania wysublimowanemu środowisku równie ambitną i zaangażowaną fabułą. Ostatecznie wrzuceni zostajemy w wir przerysowanej rzeczywistości, która za każdym razem próbuje przypominać realizm-nieco-magiczny. Surowa obserwacja rozpadu ludzkiej relacji nie współgra m.in. z postacią fanatycznej babci, która śmiało mogłaby się znaleźć w którymś z odcinków Shameless.

Andriej Zwiagincew za bardzo brnie w artystyczne walory obrazu i fabuły – ostatecznie Niemiłość staje się karykaturą kina społecznie zaangażowanego, popadającą w każdą kliszę tego nurtu. Odważne oko kamery co chwila skupia się na nagim ciele, a twórcy nie boją się zajrzeć nawet do ubikacji swoich bohaterów. Postacie popadają w gombrowiczowską groteskę, choć twórcy wyraźnie chcieli zaprezentować nam ludzi z krwi i kości. Również ich kwestie brzmią niekiedy, jakby napisane zostały dla parafialnego kółka teatralnego.

W pewnym momencie klarowna historia gubi się gdzieś w odmętach pięknych, ale bardzo długich ujęć – ich pretensja przytłacza odbiorcę bardziej, niż ukazana prawda o ludzkim indywidualizmie. Dopracowane kadry kontrastują z brzydotą rzeczywistości – obie płaszczyzny łączy jednak pewna cecha wspólna: przerost ambicji twórców. Szkoda, ponieważ 40-minutowy seans Niemiłości byłby dziełem spełnionym.

Najnowszy tytuł reżysera Lewiatana to film o braku miłości, bezgranicznym egoizmie i braku hamulców w twórczym pędzie – niestety, Andriej Zwiagincew dość znacząco przekroczył dopuszczalną prędkość.

Moja ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…