RECENZJA: Też go kocham 0

Na napływające zza granic komedie obyczajowe można czekać z wyciągniętym terminarzem. Zapisujemy i idziemy, taki układ. Umilają dzień lekką formą, są świetnym przecinkiem i zgrabną puentą, kiedy oglądamy je z drugą połową. Niejednokrotnie zachwyciły poziomem, oczarowały humorem i pokazały, że daleko nam na krajowym podwórku do ideału. Czas na Też go kocham.

Annie (Rose Byrne) mieszka w miasteczku na wybrzeżu Anglii. Jej chłopak, Duncan (Chris O'Dowd) ma obsesję na punkcie sławnego niegdyś muzyka rockowego Tuckera Crowe’a (Ethan Hawke). Od wielu lat zbiera materiały o karierze swojego idola, którego przygoda z muzyką zakończyła się w tajemniczy sposób. Pewnego dnia w jego ręce wpada prawdziwy skarb —taśma demo, zawierająca wczesne kompozycje piosenkarza. Podekscytowany nagraniami Duncan zapomina o całym świecie i… o Annie. Bohaterka nie czerpie przyjemności z obsesji partnera. Postanawia dać temu wyraz, komentując na forum recenzję Duncana. Sprawy się komplikują, kiedy do kobiety odzywa się sam Tucker Crowe. Od słowa do słowa między rozdzieloną oceanem parą budzi się głębsza relacja.

Historia jakich wiele, zaprezentowana w dobry sposób. Z kilkoma zgrabnymi pomysłami i jednym dużym „ale"… Warto przy tym zwrócić uwagę na moc scenariusza i bardzo trudne sceny zbiorowe. Rytm nabija Ethan Hawke. Postacie delikatnie zarysowane, jedynie przedstawione zyskują wraz z wejściem każdej linii satyry, gagu… Uwagę skupia ta lekkość w przeniesieniu humoru na płynny oraz życiowy scenariusz. Dialogi wyolbrzymiają ułomności bohaterów, przez co są nam bliżsi, a ocknięcie z tej aury i chwila rozsądku nadają ciepły klimat, wiążą nas na dłużej z całą historią. Śmiech spaja i prowadzi akcję. Wspomniany wyżej Pan Hawke to dopełnienie i efekt pracy reżysera planu, który koordynuje tempo sceny, ustawienie aktorów, zgranie kamer. Ujęcia muszą zgrywać się ze sobą. Innymi słowy, żeby aktorzy grali tak samo, a montażysta nie miał beznadziejnego materiału do obróbki. Scena w szpitalu i koordynacja całości wymagała mnóstwa pracy, Hawke wraz z wejściem każdej postaci musiał oddać realizm i absolutnie wczuć się we wcześniej wykreowaną relację. Niestety pojawia się jeden, ale spory mankament fabularny. Zakończenie można porównać do meczu piłkarskiego. Dobra pierwsza połowa, po przerwie kilka szybkich akcji i nasza drużyna prowadzi 3 do 0. Potem brak koncentracji, konsekwencji i drużyna traci dwa gole. Po meczu zostajemy ze zwycięstwem, ale każdy ma „coś” do dodania o zakończeniu i fatalnej postawie obrony.

Od strony technicznej, produkcji niczego nie brakuje. Reżyser wysokiej klasy – Jesse Peretz pracował już przy kilku serialach (np. GLOW, Orange Is the New Black). Talent pokazał w teledyskach zespołu Foo Fighters (The One, Learn to Fly). Trio aktorskie to strzał w dziesiątkę. Chris O'Dowd jako Duncan, w połączeniu z obłędnym pomysłem na postać i mamy wygrane półtony. Chłopak wie jak grać.

Produkcja nie zmieni biegu rzeki, nie jest czymś przełomowym. Odbiór jest sprzeczny, mimo wielkiej sympatii i humoru, nie ma miejsca na głębokie przemyślenia.

Też go kocham umili czas każdemu, o każdej porze. Sporo śmiechu, świetne postaci i ciepły klimat. Delikatny, niezobowiązujący kontakt ze sztuką. Warto skorzystać w towarzystwie drugiej połowy.

OCENA: 6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…