Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Plagi Breslau [SHOWMAX] 0

Polska to prawdopodobnie jedyny taki kraj na świecie, w którym veganizm sprzedaje się równie dobrze, co sztuczna krew i „mięso”. Śmiało mogę przyznać, że Plagi Breslau należą do grona najlepszych filmów Patryka Vegi. Równocześnie są najmniej oryginalne – to niemal kompilacja 1:1 konceptu Piły oraz równie niepokojącego Siedem. Nie było jeszcze tak brutalnego filmu w historii polskiego kina!

Plagi Breslau doskonale wpisują się w kolejny szczebel twórczości Patryka Vegi, który każdym swoim „artystycznym” krokiem rości sobie miano polskiego Rogera Cormana. Tym razem mamy do czynienia z brutalnym, telewizyjnym kryminałem na skraju torture porn. Ciekawe, że reżyser i scenarzysta sięgnął po nurt grozy właściwie martwy w kinie głównego nurtu – już dawno minęły czasy, kiedy w świetle reflektorów pozowała Piła, Hostel albo Bez litości. Z drugiej strony polskie kino przez długie lata wzbraniało się przed gore-festem rozerwanych ciał i zdekapitowanych głów. Tabu złamał dopiero Wojciech Smarzowski, tworząc Wołyń – tam jednak ogólna aura tragizmu podbijała wizualną oraz niewypowiedzianą przemoc obrazu. Za wszystkim stała uniwersalna teza, motywująca brutalną degrengoladę na Kresach Wschodnich. W przypadku Plag Breslau makabryczna ekspozycja kolejnych zbrodni wpływa bardziej na pierwotne instynkty widzów, każąc śledzić odrażające – i perfekcyjnie wykreowane – morderstwa inspirowane zamierzchłą historią Wrocławia.

Niczym w Siedem albo książkach Dana Browna („Kod da Vinci”, „Anioły i demony”) śledzimy tutaj klasyczną historię kilku zabójstw z nadrzędnym pytaniem: kto zabił? Łatwo jednak zauważyć, że cała konstrukcja Plag Breslau garściami czerpie z popularnego thrillera Davida Finchera. Krwawa zabawa z dehumanizacją ludzkiego ciała niesie za sobą mroczny mistycyzm (czy bardziej: rytualizm), zaś późniejsze działania mordercy kojarzą się z postacią Johna Doe (Kevin Spacey). Z drugiej strony społeczny kontekst, którym Patryk Vega stara się usprawiedliwić motywacje swojego zabójcy, niosą skojarzenie z egzystencjalną pseudo-filozofią rodem z Piły (o wymyślnych scenach tortur nie wspominając). Niestety, budowana intryga nie jest specjalnie oryginalna – jej finał przychodzi nieoczekiwanie zbyt szybko, rozwiązując większość zagadek w filmie. Na szczęście twórcy udaje się w najnowszym kryminale wykrzesać minimalny poziom napięcia.

Kobiety w kinie Patryka Vegi po raz kolejny udowadniają, że są niebezpieczne. Na szczęście tym razem obyło się bez szowinizmu, kiepsko schowanego pod karnawałową maską pseudo-feministycznej narracji (jak miało to miejsce w Botoksie czy tegorocznych Kobietach mafii). Oczywiście, postacie w Plagach Breslau wciąż pozostają jednowymiarowymi kliszami kina klasy B. Nie przeszkadza to jednak w zestawieniu z prezentowaną fabułą – co ciekawe, obie skrajności wzajemnie dopełniają się, tworząc zadziwiająco spójne filmidło. Wszystko jest tutaj dostatecznie przegięte, by bohaterka grana przez Małgorzatę Kożuchowską wypadła wiarygodnie w ramach świata przedstawionego. Helena Ruś zamieniłaby W-11 w 13 Posterunek. Jej ojcem – a co najmniej mentorem – jest prawdopodobnie Franz Mauer, zaś praktyki odbyła u Brudnego Harry'ego.

O twórczości Patryka Vegi można powiedzieć wiele złego, osobiście imponuje mi jednak, z jaką nieustępliwością twórca zaprasza do kolejnych projektów znane aktorki, kompletnie burząc ich dotychczasowe emploi. Podobna sytuacja miała już miejsce przy okazji Służb specjalnych, gdy etatowa aktorka komedii romantycznych, Olga Bołądź, zamieniła swój wizerunek na pierwszą niebezpieczną kobietę Vegi. Później podobna metamorfoza nastąpiła m.in. przy okazji udziału Agnieszki Dygant w Nowych porządkach oraz Kobietach mafii. Tym razem propozycja zmiany twarzy padła na Małgorzatę Kożuchowską. Kobieta jest niemal nie do poznania w Plagach Breslau – wygląda na osobę, która bez mrugnięcia okiem przeprowadziłaby wydarzenia z Funny Games na Rodzince.pl. Aktorka mogłaby tylko wyraźniej wypowiadać niektóre kwestie. Cedzone przez nią wyrazy nikną czasem gdzieś na poziomie zębów i języka.

Plagi Breslau nie są idealne. Posiadają idiotyczne żarty oraz karykaturalne postacie, których poziom humoru wydaje się co najmniej frasujący. Vega nigdy nie był jednak członkiem Monty Pythona – co więcej, odpowiada za perły rodzimej komedii: Ciacho oraz Last Minute. W trosce o dobro swoich widzów mógłby czasem wstrzymać się z kilkoma gagami, tutaj – jak zwykle – skupionymi na postaci Tomasza Oświecińskiego. Obok irracjonalnego humoru sytuacyjnego, w Plagach Breslau pojawiają się żarty z bardzo długą brodą, humor z zakurzonych memów oraz społeczne aluzje sprzed dekady. Żadna komiczna uwaga nie jest potrzebna – nie napędza fabuły ani nie poprawia nastroju. Zwłaszcza, że humorystyczne wtręty nijak nie łączą się z mroczną linią fabularną.

Vega nareszcie zrealizował autonomiczny film, z którego za kilka miesięcy nie powstanie serial telewizyjny (podobne praktyki odbyły się w przypadku Pitbulla, Służb specjalnych, Botoksu a nawet Kobiet mafii). Co za tym idzie, reżyser i scenarzysta już dawno nie był tak spójny w podjętej narracji. Widz otrzymuje w Plagach Breslau niewielkie grono postaci – w tym właściwie dwie główne bohaterki oraz kilka osób na marginesie, ulokowanych gdzieś na drugim i trzecim planie. Struktura filmu nareszcie trzymana jest na smyczy. Nie rozlewa się po małym ekranie, topiąc widza w równoległych wątkach, z których każdy przyprawia o jeszcze większe zawroty głowy.

Efektowna telewizyjna pulpa posiada oczywiście swój mroczny rewers: dialogi brzmią tutaj jak rozmowa dwóch alkoholików o 3:00 w nocy pod całodobowym, wulgarny język zmieszany zostaje z drażniącą nowomową, a prymitywne uwagi bohaterów filmu szczypią m.in. mieszkańców krajów na Wschód od Polski. Mimo wszystko śmiało mogę przyznać, że to najlepszy tytuł Patryka Vegi zaraz po Prawdziwych psach oraz pierwszym Pitbullu. Plagi Breslau są satysfakcjonującym filmidłem dla widzów z mocnymi nerwami. Wciąż bazują na pierwotnych instynktach odbiorcy – przeobrażają patologię w rozrywkę, dają upust rodzimym kompleksom oraz łaskoczą podświadomość. Na szczęście nie stoi za tym żaden nadrzędny cel. Ot, brutalna rozrywka z dobrą obsadą i kiepskim scenariuszem.

Moja ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 1

i_darek1x

…plaga i nic po za tym ! ;)

Proszę czekać…