Walka, akcja, adrenalina i... moralność
Gwałtowne zmiany, jakie zaszły w Polsce po 1989 roku, spowodowały także rewolucję w polskim kinie. Zaczęło ono ulegać wielkiej presji komercjalizacji. Należy pamiętać, że lata 80., zwłaszcza ich druga połowa i początek następnej dekady, to czasy wielkiego boomu wideo. Uznanie znajdowały wśród widzów produkcje, które rzadko gościły na wielkich ekranach: filmy z takimi gwiazdorami, jak Sylwester Stallone, Chuck Norris czy Dolph Lundgren, a także produkcje azjatyckie z nieśmiertelnym Brucem Lee i jego licznymi naśladowcami na czele. Próby oswojenia estetyki kina akcji podejmowano jednak już wcześniej. W słynnym w swoim czasie Karate po polsku (1982) Wojciech Wójcik nie bez powodzenia usiłował połączyć motywy charakterystyczne dla kina walki z tradycyjnym kryminałem i stosunkowo trafnie ujętymi wątkami psychologicznymi. Akcja filmu rozgrywała się na mazurskiej wsi i dotyczyła konfrontacji przyjezdnych inteligentów Michała (Michał Anioł) i Piotra (Edward Żentara) z miejscowym chuliganem, Romanem (Zbigniew Buczkowski). Co ciekawe, to właśnie owi młodzi inteligenci ponosili tu moralną odpowiedzialność za stosowanie przemocy. Można było w tym zręcznym skądinąd filmie odnaleźć echa pedagogiki społecznej. Roman był ukazany jako postać, którą może i ciężko, ale należałoby zrozumieć, natomiast Piotr najwyraźniej nadużywał siły i pysznił się swymi umiejętnościami, co po części sprowokowało dramatyczne wydarzenia. W wypowiedziach reżysera można było także odnaleźć ówczesny ton nieufności, a nawet potępienia dla sztuk walki, które właśnie wtedy, zwłaszcza pod wpływem znanego z polskich kin Wejścia Smoka, stawały się coraz bardziej popularne. Film jest skierowany przeciwko brakowi tolerancji, przeciwko ludziom, którzy uważają, że przemoc to jedyne rozwiązanie, a po części też przeciwko tym wszystkim, którzy uprawiają karate, kendo i inne sporty walki. Przyswajają sobie siłę i wyrachowanie wynikające z filozofii wiążącej się z tymi sportami, nie przyswajając sobie jednocześnie jej zasad – tłumaczył swe intencje Wójcik.
Ale, rzecz jasna, produkcją przełomową były Psy (1992) Władysława Pasikowskiego. Tam gwałtowność, wręcz brutalność środków wyrazu, charakterystyczną dla kina amerykańskiego owej doby, połączono z tematami z pierwszych stron gazet i doniesieniami o rosnącej w tamtych latach przestępczości. Film, który w swej konstrukcji nawiązywał do klasycznych wzorców zachodniego kina sensacyjnego, w tym także i kina akcji, był wielkim sukcesem kasowym. Wywołał też zażarte polemiki, także dlatego, iż uznano go za prowokację. Jego głównym bohaterem był bowiem Franz Maurer, były funkcjonariusz SB, który podejmuje pracę w policji. Pasikowski ukazał świat zdemoralizowany, pogrążony w moralnym chaosie, gdzie obnoszący się ze swym cynizmem na pokaz Maurer jest jedynym sprawiedliwym. Nie da się ukryć, że od tamtej pory całe polskie kino sensacyjne rozwijało się niejako w cieniu Psów. A Bogusław Linda, który zagrał Maurera, stał się na kilka lat najczęściej naśladowanym i parodiowanym aktorem.
Jednak Psy były na swój sposób filmem wyjątkowym, ponieważ takie połączenie dynamicznej akcji, swoistej gniewnej publicystyki i kultu męskości nie znalazło bezpośredniej kontynuacji. Więcej – szybko stało się domeną pastiszu, co było zresztą odpowiednikiem tendencji światowej, gdzie triumfy święcił Quentin Tarantino i odkrywani na szerszą skalę twórcy azjatyccy, jak chociażby John Woo. Psy 2. Ostatnia krew (1994) Pasikowskiego były wyraźnym krokiem w tym kierunku. Nastąpiła brutalizacja środków wyrazu, a Maurer jeszcze bardziej przypominał antybohatera, który w ostatniej chwili ratuje swą moralną pozycję. Z drugiej strony – film miał charakter krwawego, acz dość umownego teatrzyku, a zakończenie było wyraźnie podszyte kpiną. Kolejne filmy Pasikowskiego i ze „szkoły” Pasikowskiego były już coraz bardziej wystylizowane i umowne, jak Sara (1997) Macieja Ślesickiego – gdzie Linda wyraźnie kpił ze swego wizerunku – Operacja Samum (1999) czy Reich (2001). Nie znajdowały one jednak wielkiego uznania w oczach publiczności. Symboliczna była porażka kasowa ostatniego z tych tytułów. Publiczność oczekiwała prostoty i niezbyt ceniła wycieczki w skrajnie już umowny świat.
Wyjątkową pozycję zajęły w tym czasie dwa filmy Jarosława Żamojdy: Młode wilki (1996) i Młode wilki ½ (1998). Złośliwi nazywali je „Psami dla młodzieży”. Te filmy spotkały się jednak z niespodziewanie wielkim odzewem u – zwłaszcza młodej – publiczności. Jakie były główne przyczyny sukcesu? Otóż udało się tu uchwycić ducha czasu, przede wszystkim w rysunku postaci głównych bohaterów, zafascynowanych możliwościami szybkiego wzbogacenia się. Jednak morałem płynącym z obu filmów była konieczność zachowania minimum zasad moralnych. Jednocześnie świat powierzchownego blichtru był ukazany kusząco, a wątki sensacyjne przeplatały się ze swoistą młodzieżową psychodramą.
Po epoce Pasikowskiego-Lindy rozpoczęła się era komedii gangsterskich i dominacji seriali telewizyjnych. Tu wzorcem stała się Ekstradycja (trzy serie: 1995, 1998, 1999). Ten serial niejako łagodził ostrą diagnozę z Psów. Jego bohater Halski (Marek Kondrat), choć poruszał się w świecie zbrodni i nie miał złudzeń co do tego, że na co dzień obcuje z korupcją i cynizmem, nie miał w sobie wiele z antybohatera typu Maurer. Owszem, czasem naginał prawo, ale był bezwzględnie uczciwy, choć też zgryźliwie ironiczny.
Elementy kina akcji i sensacyjnego na stałe zagościły w polskich serialach. Przykłady można mnożyć: niezwykle popularny serial Kryminalni, mający bardzo tradycyjną, acz skuteczną strukturę czy brutalna z założenia i chropawa w stylu Fala zbrodni sąsiadująca z estetyzującym Oficerem. Może dwa najciekawsze seriale nakręcił Patryk Vega. Naturalistyczny, rzeczywiście bliski realiów był PitBull. Oparty zaś na nieustannej, doskonale inscenizowanej akcji Twarzą w twarz nie odniósł jednak aż tak spektakularnego sukcesu, choć został doceniony przez krytykę.
Z różnych względów typowa estetyka kina akcji była jednak w Polsce nie do pomyślenia. Po pierwsze, brakowało środków technicznych. Po drugie, rodzimi twórcy wychowani w wielkich tradycjach szkoły polskiej czy kina moralnego niepokoju, choć buntowali się przeciw niej, mieli wyraźne opory przed kręceniem produkcji czysto komercyjnych i stawiających na widowiskowość. Zawsze szukali alibi. Nieliczne próby niemal czystego kina gatunkowego, jak finansowany przez HBO Billboard (1998) Łukasza Zadrzyńskiego, ocierały się o niezamierzoną groteskę. Czy ta „polska droga” oznaczała klęskę? Okazywało się przecież, że porcji „czystej adrenaliny” Polacy oczekiwali głównie z Hollywood. Sukcesy Psów, Młodych wilków czy seriali takich, jak Glina Pasikowskiego czy Oficer dowodziły, że największym powodzeniem cieszyły się u nas hybrydy gatunkowe, opowiadane raczej serio filmy próbujące połączyć rozrywkę i emocję z – może celowo uproszczonym – ale dla publiczności wiarygodnym opisem gwałtownie zmieniającej się rzeczywistości rodzinnego kraju.