Filmy hollywood, usa, relacja matka-córka

James Whale (Ian McKellen) jest starym reżyserem filmowym, który przed piętnastu laty opuścił Hollywood. Odtąd Whale żyje z dala od wielkiego świata. Z jego zdrowiem jest coraz gorzej - kolejny wylew sprawił, że James stoi już właściwie nad grobem. Choroba wywołuje falę wspomnień, przeważnie takich, o których Whale starał się zapomnieć. Reżyser nie kryje swoich skłonności homoseksualnych. W swojej posiadłości zatrudnia młodego ogrodnika, byłego żołnierza Claytona Boone'a (Brendan Fraser). Między mężczyznami rodzi się więź.

Akcja filmu dotyczy kilku bohaterów, przedstawicieli świata amerykańskiej rozrywki i polityki. Jednym z nich będzie niezadowolony prezenter telewizyjny, drugim amerykański prezydent znajdujący się na skraju nerwowego załamania. [opis dystrybutora]

W 1939 roku Joan Crawford jest jedną z największych hollywoodzkich gwiazd. Jednak nie czuje się szczęśliwa. Mówi swojemu partnerowi, prawnikowi Gregowi Savittowi, że czuje się samotnie mieszkając w wielkiej posiadłości w Brentwood jedynie ze swoją sekretarką i gosposią. Ten aranżuje dla niej adopcję małej dziewczynki, której aktorka nadaje imię Christina. Film powstał na podstawie biografii hollywoodzkiej aktorki, którą napisała jej adoptowana córka.

Tytułowy Joe - młody goryl, który na skutek niewyjaśnionej mutacji genetycznej rośnie dużo szybciej od innych - i jego najlepsza przyjaciółka - kilkuletnia Jill dorastają razem w górach Tanzanii, gdzie matka dziewczynki Dr Ruth Young Linda Purl bada życie rodziny goryli. Idyllę przerywa przybycie bezwzględnych kłusowników pod wodzą złowieszczego Strassera Rade Sherbedgia... Za sprawą zoologa Gregga O'Hary Bill Paxton, dorosła już Jill godzi się przetransportować Joego do Kalifornii, gdzie ogromny goryl może znaleźć schronienie w rezerwacie dzikich zwierząt. Bezpieczna egzystencja Joego nie trwa jednak długo. Wiadomość o ogromnym gorylu przedostaje się mediów i w rezerwacie pojawia się niezmordowany Strasser, który nie cofnie się przed niczym by schwytać Wielkiego Joe...