Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Tancerka 0

Sztuka o sztuce opowiadać lubi i umie, szczególnie o pozostawieniu na scenie wszystkich organów wewnętrznych, podpisaniu z nią cyrografu i oddaniu bezzwrotnie szczęścia prywatnego – bo przecież takie życie nie istnieje. Kolejnym tytułem o twórczości totalnej, ale nie będącej niestety samej dziełem totalnym jest Tancerka. Tęczówka ma orgazm, z każdym mrugnięciem pojawiają się wyrzuty sumienia, ale tak wielki życiorys, wymagałby spełnienia nie tylko na poziomie wizualnym, ale również narracyjnym. Fabularnie jest mniej spektakularnie.

Historia to prawdziwa i piękna, nawet przed udekorowaniem tego możliwościami kina XXI wieku. Marie Louise – Fuller zamieszkuje amerykańską prowincję, a jej ojciec po pijaku wykrzykuje że kiedyś kupi jej teatr. Ta pląsa sobie niewinnie i uczy się tekstów, ale gdzieś od początku tej historii (nie mając zaplecza biograficznego) wiemy, że jej się uda przejść do historii. Ten temperament girl power i dynamiczna chronologia, którą reżyserka nie jest mocno zainteresowana przesuwa nas od jej pierwszy prób na castingu gdzie w banalnej scenie popełnia błąd, po stworzenie nowego rodzaju tańca – serpentynowego. W międzyczasie podczas coraz większej popularności jej postaci i błyskawicznej zmiany dziecięcych marzeń w taneczny Whiplash, pojawi się oddany jej Louise i próbująca ją otumanić niewątpliwym urokiem młoda tancerka grana przez hipnotyzującą Lily Rose-Depp.

Na barkach Marie granej przez wokalistkę SOKO (z wielkim rozmachem i charyzmą) dosłownie i w przenośni spoczywa wiele, prócz kołków na rękach podczas występów – ten trud, wysiłek i bezwzględność świata sztuki debiutującemu fabułą w kinie reżyserce udało się odmalować niczym w Czarnym Łabędziu. Bo temu filmowi bliżej do dynamicznej akwareli , niż klatki po klatce, filmowo prężnej układance. Nie mamy tu historyjki od zera do bohatera, tylko dowód na to że prawdziwy artysta oddaje wszystko, w zamian dostaje o wiele mniej, a sztuka nie lubi się często rzemieślnikiem dzielić, jest egoistyczna i nie idzie na kompromis, czy półśrodki. Jednak jest to teza postawiona zbyt szybko i zrealizowana pobieżnie – przez co tak awangardowa artystka dostaje dzieło nieawangardowe, a dosyć linearne, poprawne i posłuszne.

Dla artystki, o której opowiada film najważniejszy był taniec i przedstawienie – dla reżyserki zdaje się być również. Dlatego sceny jej występów są skonstruowane są z taką rozpustą i sensualnością, jakbyśmy siedzieli i widzieli tyle w życiu, ile widzowie początku XX wieku, na tej samej sali. Widać, że emocja to rzecz opanowana przez reżyserkę i umie ją zreferować widzowi bez wytrącenia choćby kalorii pożądania czy podniecenia. Ten film ociera się o naszą skórę, uwodzi, ale po upojnych chwilach nie chcemy oddzwonić, bo nasz mózg niespecjalnie został poruszony. Było namiętnie, ale bez ważnych rozmów. Jeżeli najlepszym afrodyzjakiem jest „jędrny mózg” to tutaj niestety dostajemy tylko tester zapachu. Tancerka to piękne i imponujące ciało filmowe, a wnętrze dosyć powszednie – hipnotyzuje tylko widzialnym.

Ocena: 7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…