Manhattan, rok 1845. Wielka bitwa gangów. Priest Vallon - przywódca gangu Irlandczyków ginie na oczach swego syna - Amsterdama. Jego zabójcą jest brutalny i bezlitosny przywódca grupy Amerykanów - Bill the Butcher. Po zakończeniu bitwy mały Amsterdam znika. Po latach powraca na Manhattan z planem brutalnej zemsty...

Akcja i sceny walki

"Niech nóż, którym powaliłem wroga, pozwoli spocząć w pokoju duchowi mojego ojca" - Amsterdam Vallon

"Gangi Nowego Jorku" przenoszą widza do czasów, kiedy konflikty piętrzyły się zarówno na polu walki jak i na ulicach. Był to czas prymitywnych bójek, walki wręcz, wspomaganej dziwacznym uzbrojeniem i strasznej brutalności.

Dla dzisiejszego widza styl walki Leonardo DiCaprio i pozycje przyjmowane przez niego w starciu z przeciwnikiem mogą wyglądać dziwacznie, ale pochodzą rzeczywiście z tamtych czasów. Aby sprostać realiom autentycznych metod pojedynków z lat 60. XIX wieku, Scorsese zatrudnił mistrza kaskaderów George'a Aguilara i konsultanta sztuk walki Dominica Vandenberga, którzy ściśle współpracowali z aktorami, upewniając się, czy prawidłowo wykonują kolejne pozycje.

Aguilar i Vandenberg zadbali także o uzbrojenie używane wówczas w walkach ulicznych. W decydującym pojedynku z 1846 roku pomiędzy Priestem Vallonem a Billem Rzeźnikiem, broń stanowiły rzeczy codziennego użytku, które w rękach walczących mężczyzn zamieniały się w narzędzia zbrodni. Aguilar wyjaśnia: "Ich broń stanowiły w dużej mierze narzędzia ogrodnicze: łopaty, kilofy, motyki i siekiery. Mieli też grube drewniane kije, a nawet maczugi. W tego typu potyczkach nie używano strzelb, więc naszym zadaniem było wymyślenie sposobów walki wręcz".

Z kolei monumentalna finałowa walka pomiędzy Amsterdamem a Billem "Rzeźnikiem", rozgrywa się na tle intensywnych zamieszek. Ten fragment łączy osobiste dramaty obu mężczyzn z furią, która opanowała cały kraj – Wojną Secesyjną. Liczba osób, zaangażowanych w finałowe sceny była przedmiotem troski George'a Aguilara. "Zamiast stu członków gangu Dead Rabbits ustawionych naprzeciwko stu nacjonalistów, mamy na planie kilka setek ludzi, wśród których są zarówno członkowie obu gangów, jak i zwyczajni przedstawiciele nowojorczyków oraz bataliony żołnierzy Unii przybyłych do miasta w celu opanowania zamieszek. Podeszliśmy do tego zadania jakbyśmy byli w wojsku. Podzieliliśmy setki statystów na grupy, na wzór małych oddziałów. W każdym wyznaczyliśmy kogoś, kto grupą kierował. Liderzy poszczególnych zespołów przekazywali polecenia Marty'ego pozostałym członkom swoich oddziałów".

Liczba statystów, kaskaderów i ogromny rozmach przedsięwzięcia spowodowały, że do filmowania scen zamieszek zatrudniono speca od scen akcji Vica Armstronga. "Finałowa scena bardzo różni się od sekwencji początkowej" – mówi Armstrong. "Przybycie wojsk, które miały stłumić zamieszki to czysta akcja. Mamy tu eksplozje, ogień, ludzi w dzikim szale wybijających okna i plądrujących budynki, atakujących bezbronnych obywateli. Moim zadaniem było skupienie się na detalach – roztrzaskiwanych szybach, odgłosach maszerujących stóp, strzałach anonimowych żołnierzy".

Pomimo ogarniającego miasto huku wystrzałów i narastającej rzezi, walk, które zawładnęły całym Five Points podczas zamieszek, walka pomiędzy Amsterdamem a Billem "Rzeźnikiem" staje się ostatecznie pojedynkiem jeden na jednego. "Nie chcieliśmy, by cokolwiek wyglądało za bardzo współcześnie" – mówi Aguilar. "W tamtych czasach starcia były stylizowane, rytualne. Były zacięte, absolutnie dzikie. Walczący mieli na celu okaleczenie się nawzajem. Używali własnych części ciała jako narzędzi walki. Uderzali się głowami, wyłupiali sobie oczy, odgryzali uszy. Było to brutalne i bezlitosne".

DiCaprio i Day-Lewis pracowali przez kilka miesięcy ze Scorsese i Aguilarem nad doprowadzeniem do perfekcji swoich stylów walki. "Fizycznie zacząłem przygotowywać się do tej roli już na 11 miesięcy przez rozpoczęciem zdjęć" – mówi DiCaprio. "Mój plan ćwiczeń obejmował zapasy, rzucanie nożami i inne metody potyczek z tamtego okresu. Amsterdam bardzo odróżnia się od dzikich hord mieszkańców Five Points. Jest nie tylko fizycznie wytrzymały, ale posiada determinację, zrodzoną z wielkiego pragnienia zemsty. Ma też przebiegłość mężczyzny, który spędził 16 lat na obmyślaniu każdego swojego ruchu".

Aktorzy znaleźli w starych tradycjach walki także coś pozytywnego. Liam Neeson mówi: "Kiedy mężczyźni walczyli, nawet jeśli była to bestialska, brutalna potyczka, przestrzegali ustalonego kodeksu etycznego".

Język XIX-wiecznych nowojorczyków

"Amsterdam? Ja jestem Nowym Jorkiem" - Bill "Rzeźnik"

W zachowaniu realizmu dawnego Nowego Jorku pomagał także specjalista językowy, Tim Monich. Dbał o to, by każdy na planie mówił jak XIX-wieczny mieszkaniec Dolnego Manhattanu, z użyciem specyficznego akcentu i spektakularnej kryminalnej gwary. To właśnie wtedy powstały takie słowa jak "chata" jako eufemizm mieszkania czy "paser" jako określenie kogoś, kto sprzedaje kradzione towary. Monich wyjaśnia: "Wyzwaniem stało się dla nas sprawienie, by bohaterowie brzmieli jak twardzi, wychowani na ulicy przedstawiciele klasy pracującej, przy jednoczesnym wyeliminowaniu przeróżnych naleciałości etnicznych słyszanych w dzisiejszym Nowym Jorku".

Oprócz wyników szerokich historycznych prac badawczych, ostatecznie Monich musiał po części polegać na swojej lingwistycznej wyobraźni. "Lata 40. i 60. XIX wieku to czasy, w których nie było jeszcze nagrań" – opowiada. "Korzystałem więc z innych źródeł z tamtego okresu – humorystycznych tekstów, poezji, ballad, artykułów z gazet, by wyobrazić sobie jak brzmieli ówcześni Nowojorczycy. Słuchałem też późniejszych nagrań ludzi, którzy urodzili się i wychowali w tamtych czasach, np. przemówień Walta Whitmana".

Monich pomagał każdemu z aktorów połączyć autentyczną, charakterystyczną wymowę z osobowościami granych przez nich bohaterów. "Daniel Day-Lewis pracował bardzo ciężko nad stworzeniem maniery wypowiedzi Billa "Rzeźnika"" – opowiada lingwista. "Zdecydował, że Bill będzie osobą wyedukowaną, która umie czytać i pisać. Ponieważ ludzie w tamtych czasach znali przede wszystkim Biblię, czytaliśmy ją z Danielem razem na głos, by tekst nabrał odpowiedniego brzmienia. Przewertowaliśmy także Whitmana. Daniel chciał spowolnić artykulację swojego bohatera. Uważał, że musi on mówić wolno, w sposób przemyślany. Marty uznał to za bardzo interesujący pomysł".

"W ten sam sposób z Leo omawialiśmy postać Amsterdama. Jego bohater przybył do Ameryki z Irlandii, był wychowywany wśród irlandzkich imigrantów, którzy mówili po irlandzku lub po angielsku, ale z wyraźnym akcentem. Jego wymowa musiałaby być rytmiczna, śpiewna. Ale musieliśmy też pamiętać o tym, że Amsterdam 16 lat spędził w fabryce, gdzie jego brzmienie nabrało szorstkości, więc wymyśliliśmy krzyżówkę akcentu amerykańskiego i irlandzkiego. Podobnie było z postacią graną przez Cameron. Ona także przybyła do Nowego Jorku jako dziecko i wychowywała się w Five Points. Ale ponieważ w młodym wieku trafiła do nacjonalistów, jej język wywodził się z naturalnych amerykańskich wzorców wymowy".

Monich określa swoją rolę na planie jako "policjanta ds. wymowy z dawnych czasów". Zaznacza jednak, że w dużej mierze panowała tam również swoboda, by stworzyć wrażenie Nowego Jorku jako wieży Babel. "Daniel okazjonalnie wprowadzał do dialogu słowa typowe dla Whitmana, zapożyczał także cytaty z Biblii" – opowiada Monich. "I nigdy nie zapomnę momentu, kiedy po raz pierwszy na planie Leo powiedział słowo 'Okay'. Jak tylko Marty krzyknął 'Cięcie!', Leo przybiegł z przeprosinami. "Przepraszam, wiem, że nie powinienem mówić 'Okay' – powiedział. "Na planie Titanica zwracano mi uwagę, bym nie używał tego słowa". Nie zgodziłem się z nim. 'Okay' to bardzo stare amerykańskie stwierdzenie, wyrażenie jeszcze sprzed Wojny Secesyjnej. Są spory na temat jego pochodzenia, ale ja myślę, że wywodzi się ono od żartobliwego sposobu powiedzenia "All correct". Nie było więc żadnych przeciwwskazań by go używał".

Zadaniem Monicha była praca nie tylko z głównymi aktorami, musiał także pilnować akcentu wszystkich 100 osób, które wypowiadały jakiekolwiek słowa. "Prawie nikt na planie nie mówił ze swoim prawdziwym akcentem" – wspomina. "Mieliśmy Irlandczyków, np. Brendana Gleesona czy Brytyjczyków, jak Jim Broadbent, którzy grali Amerykanów. Z drugiej strony byli Amerykanie, którzy grali irlandzkich imigrantów. To była mieszanina różnych akcentów, co w dużej mierze odzwierciedla rzeczywistą, także i dzisiejszą sytuację w Ameryce".

Przygotowując się do swojej roli, Diaz uznała pracę nad akcentem za kluczowy aspekt wniknięcia w osobowość swojej bohaterki. "Jenny przybyła do Ameryki ze swoją matką z Irlandii i w bardzo młodym wieku została osierocona" – komentuje aktorka. "Związała się z Billem "Rzeźnikiem" i nauczyła się od niego wszystkiego, co mogło być przydatne, by przetrwać, obojętnie czy dotyczyło to sprzedawania własnego ciała czy dokonywania drobnych przestępstw. Prawdopodobnie także naśladowała jego styl wymowy".

Henry Thomas to kolejny aktor, któremu język pomógł zrozumieć graną przez siebie postać. "Przeczytałem książkę zatytułowaną "The Rouge's Lexicon", która jest jakby encyklopedią slangu podziemnego świata minionego wieku" – wyjaśnia. "Okazało się to bardzo pomocne w załapaniu języka i pomogło mi zauważyć, jak autentyczny jest nasz scenariusz. To fascynujące, jak niektóre słowa do dziś przetrwały w naszym języku".

"Aktorzy mieli dużą swobodę w jego wybieraniu i decydowaniu, skąd pochodzą grane przez nich postacie" - komentuje. "Nowy Jork to tygiel, łączący wszystkie akcenty świata, więc było wielce interesującą rzeczą móc się tym trochę pobawić".

Kompletowanie obsady

"MY jesteśmy ludem Stanów Zjednoczonych!" - Bill "Rzeźnik"

W samym sercu filmowej historii znalazł się osierocony Amsterdam Vallon, który powoli odkrywa w sobie talent walecznego lidera. Na propozycję, by Leonardo DiCaprio zagrał Amsterdama Vallona, Scorsese zareagował z wielkim entuzjazmem. "Od dawna śledzę jego karierę i odczuwam wielki podziw dla jego dokonań" – powiedział reżyser. "Myślę, że Leonardo ma w sobie dużo z wielkich aktorów starszego pokolenia - Roberta De Niro, Ala Pacino i Dustina Hoffmana. Odznacza się podobnym do nich instynktem a jest to coś, co bardzo cenię".

DiCaprio był równie podniecony perspektywą pracy ze Scorsese. "Po raz pierwszy usłyszałem o filmowym projekcie "Gangi Nowego Jorku" gdy miałem 16 lat. Historia młodego irlandzkiego imigranta z XIX wieku, który znajduje się w samym centrum największych miejskich zamieszek w historii nowego świata pochłonęła mnie do tego stopnia, że nawet zmieniłem agencję aktorską, by już w wieku 17 lat mieć z bliższy kontakt z Martym" – wspomina DiCaprio.

Aktora zaintrygowała przemiana, jakiej doświadcza główny bohater filmu, drogą od złości i bezlitosnej żądzy zemsty do walki o poprawę jakości życia swojego i innych.

Po zaangażowaniu DiCaprio, scenariusz filmu trafił na biurko Harveya Weinsteina, współwłaściciela wytwórni Miramax Films. To on odpowiadał za produkcję wielu najważniejszych filmów ostatniej dekady, w tym nagrodzonych Oscarami: Fortepian, Pulp Fiction, Angielski pacjent czy Zakochany Szekspir. Gdy Weinstein otrzymał scenariusz, odrzuciło go kilka innych hollywoodzkich wytwórni. Ale Weinstein od razu wiedział, że oto pojawia się niepowtarzalna okazja pracy z Martinem Scorsese.

Teraz chodziło tylko o namówienie zdobywcy Oscara, Daniela Day-Lewisa do zagrania Billa "Rzeźnika" – człowieka, który przewodził dzielnicą Five Points. Sposób, w jaki Daniel Day-Lewis przygotowuje się do swoich ról, polegający na całkowitym zatraceniu się w osobowościach granych bohaterów, jest powszechnie znany i podziwiany. Ale od czasu Boksera z 1997 roku aktor ani razu nie pojawił się w filmie, co więcej - nie wykazywał chęci i inicjatywy, by powrócić na ekrany. Scorsese i Weinstein zaprosili go na obiad do słynnej restauracji w Harlemie, gdzie przedstawili mu projekt i opowiedzieli o swoich oczekiwaniach. Byli na tyle przekonywujący, że Day-Lewis zgodził się już tego samego wieczora. Nie bez znaczenia był jego wielki podziw dla Scorsese, z którym pracował w 1993 roku na planie Wieku niewinności.

"Pamiętam, że wtedy, podczas kręcenia "Wieku niewinności" cała ekipa odczuwała niesamowitą radość z powodu możliwości obcowania z Martym. To było poczucie wyjątkowego przywileju" – mówił Day-Lewis. "Mam do niego pełne zaufanie i wydaje się czymś niewiarygodnym móc znów z nim pracować".

Przygotowując się do roli Billy'ego aktor nie tylko czytał książki i inne publikacje dotyczące tego okresu, ale również przyglądał się pracy rzeźnika, by uchwycić specyfikę zawodu swojego bohatera. Nie było żadnej strefy życia tej postaci, której by nie poznał od podszewki. Im bardziej Day-Lewis badał osobowość Billy'ego, tym bardziej się nim fascynował. "Częścią mojej pracy było poznanie i przejęcie jego światopoglądu" – objaśnia aktor. "To człowiek o nienaruszalnych przekonaniach. Taki stan umysłu jest bardzo niebezpieczny, aczkolwiek niezmiernie przyjemny i relaksujący. Jego życie to ciągłe zmagania. Objawia się to zwłaszcza w stosunkach z Priestem Vallonem, człowiekiem nadmiernie wyidealizowanym, który, zarówno za życia jak i po śmierci, jest dla Billy'ego źródłem ciągłych wyrzutów sumienia i konfrontacji z kluczowym pytaniem o jego własną wartość. Z takim piętnem żyje się bardzo ciężko. Sądzę jednak, biorąc oczywiście pod uwagę czasy i środowisko, w jakim żyje mój bohater, że jest on człowiekiem honoru, choć na pewno wykolejonym. Dzięki Bogu, nie brakuje mu także poczucia humoru".

Nie trzeba było dużo czasu, by wszystkie główne role w tym kalejdoskopie złodziei, żebraków, gangsterów, zostały obsadzone. Cameron Diaz zgodziła się zagrać Jenny Everdeane, ponętną kobietę-kieszonkowca, która jest mistrzynią, zarówno w zdobywaniu męskich serc, jak i dóbr materialnych ich właścicieli. Jej silne pragnienie odmiany losu i życia z daleka od nędzy i zgiełku miasta, zniewala Amsterdama Vallona. "Ten film to spełnienie marzeń każdego aktora. Nie ma nic bardziej pociągającego niż praca z ludźmi takimi jak ci, których spotkałam na planie i obcowanie z Martinem Scorsese" – mówi Diaz.

Aktorka była oczarowana nadzwyczajną nadzieją, które tkwi w bohaterce. "Życie Jenny jest ciężkie. Wszędzie dookoła otacza ją przemoc, brutalność, morderstwa, bieda i choroby. Ale ona widziała też inny świat i wie, że istnieje coś lepszego" – mówi Diaz. "Jenny wie, że nadchodzi taki czas, kiedy trzeba będzie ruszyć z miejsca i ostro przeć do przodu. Pytanie tylko, jak to zrobić... i przetrwać".

Następnie do obsady dołączył nominowany do Oscara Liam Neeson (Lista Schindlera). Aktor wciela się w postać Priesta Vallona, którego uczciwość i zasady stanowiły drogowskaz dla syna, Amsterdama. Neeson opisuje granego przez siebie bohatera jako "wojownika z celtyckimi, mitologicznymi tradycjami. Był podziwiany jako niezłomny przywódca, ale miał też ogromne poczucie sprawiedliwości".

Neesona urzekła także przedstawiona w filmie nieznana historia Nowego Jorku. "Gdyby ktoś prosił mnie o opisanie tego miasta, porównałbym je do gumki, jakiej używa się do wekowania słoików. Choć ciągle jest rozciągana, nigdy nie pęka. Identycznie jest z Nowym Jorkiem tamtego okresu. Gdy patrzy się na wypchane ludźmi łodzie, które dobijają do brzegu i tłumy wylewające się z nich na ulice, ma się wrażenie, że wszystko zaraz wybuchnie, tak niemiłosiernie jest ściśnięte. A jednak każdy znajduje tu swoje miejsce i zaczyna życie od nowa. Każdy rozwija skrzydła i zyskuje pewność siebie. A kraj na nich wszystkich jest przygotowany".

Zdobywca Oscara, Jim Broadbent (Iris), wcielił się tutaj w historyczną postać Bossa Tweeda, który mami świeżo przybyłych imigrantów obietnicami pracy i schronienia w zamian za ich głosy w wyborach. Broadbent rozkoszował się możliwością odświeżenia postaci wyjętej wprost z historycznych książek, która zasłynęła jako jeden z najbardziej skorumpowanych polityków wszechczasów. Aktor uczynił ze swojego bohatera człowieka z krwi i kości. "U szczytu swojej kariery Tweed odnosił fenomenalne sukcesy" – zauważa Broadbent. "Zanim ostatecznie został złapany, odznaczał się wyjątkową bezczelnością, okradając rząd i zwykłych ludzi na milionów dolarów. Byli tacy, którzy później próbowali mu dorównać i do dzisiejszego dnia wielu ciągle takie próby podejmuje."

Inni aktorzy także byli bardzo podekscytowani możliwością cofnięcia się do czasów brutalnego i pogrążonego w chaosie Nowego Jorku, o którego istnieniu dotąd nie mieli nawet pojęcia. Mówi John C. Reilly: "To były piekielnie niebezpieczne czasy. Na szczęście mój bohater, Happy Jack, jest wystarczająco mądry, by znaleźć sposób na życie. Widząc bolesną biedę, nieszczęście i cierpienie ludzi wokół, postanawia, że nigdy tego nie doświadczy. Dołącza więc do szeregów największego ze wszystkich gangów – do policji".

Henry Thomas, który gra naiwnego młodego rzezimieszka Johnny'ego dodaje: "Trzeba było być twardym, bardzo twardym, by przetrwać w takim Nowym Jorku. Mój bohater, Johnny, chociaż urodził się w tym świecie, wcale nie chce w nim pozostać.Nie jest wystarczająco wytrzymały. Myślę, że to postać bardzo interesująca, taki "everyman", z którym widownia może się identyfikować – zdesperowany dzieciak, któremu przyszło żyć w szalonych czasach".

Kostiumy i charakteryzacja

Zdobywczyni Oscara, kostiumograf Sandy Powell, pracowała ze Scorsese po raz pierwszy. Ona także odegrała ważną rolę w kreowaniu atmosfery dawnego Nowego Jorku. Pracę rozpoczęła od przejrzenia wszystkich istniejących fotografii z tego okresu, jakie tylko udało jej się znaleźć. "To czasy nieczęsto portretowane, ale my akurat mieliśmy szczęście" – opowiada Powell. "Dagerotypowe fotografie właśnie wtedy zostały wynalezione, więc było się czemu się przyglądać. Miałam też dostęp do wyników poszukiwań, jakie poczynił Marty. Ale nie chciał, bym zbytnio opierała się na tych znaleziskach. Chciał, bym stworzyła świat, jakiego nigdy wcześniej w kinie nie widziano, ale też oparty na rzeczywistości. To stało się moją myślą przewodnią".

Jednym z pierwszych zadań było znalezienie sposobu na zróżnicowanie poszczególnych gangów. "Oczywiście członkowie tych grup nie nosili mundurów, jednak chciałam, by każdy z nich miał swój unikalny wygląd. Jedną z rzeczy, jakich dowiedziałam się o gangu Dead Rabbitss było to, że kiedy szli do walki, każdy z nich miał czerwony pasek przyczepiony na całej długości spodni. Użyłam tego jako motywu przewodniego, dołączając ów element do ich koszul i niektórych innych części garderoby. Nacjonaliści wyglądali zupełnie inaczej. Mieli więcej pieniędzy, więc byli bardziej wystrojeni. Nosili także charakterystyczne wysokie cylindry".

Powell świetnie się bawiła projektując kostiumy dla Billa "Rzeźnika", najbardziej błyskotliwego i wytwornego z gangsterów. "Marty miał bardzo dużo pomysłów dotyczących Billa" – wspomina. "Chciał, by wyglądał elegancko. Miał trochę przypominać dzisiejszych gangsterów, którzy, choć mieszkają w skromnie urządzonych domach, noszą wytworne, drogie ubrania. To miało dotyczyć Billa i reszty nacjonalistów".

Daniel Day-Lewis także miał specyficzne wyobrażenie na temat tego, jak powinien wyglądać Bill "Rzeźnik". "Daniel chciał, bym podkreśliła jego wysoki wzrost" – mówi Powell. "Jego bohater nosi więc w wielu scenach długi płaszcz, charakterystyczną dla niego odzież, pod którą ukrywa swój śmiertelny nożowniczy pas. Płaszcz podkreśla wzrost Daniela i jego strzelistą budowę. Aktor jest bardzo smukły, więc zaakcentowaliśmy to, ubierając w rzeczy bardziej dopasowane. To nadało mu wygląd pająka. W przypadku jego garderoby użyliśmy też różnych szalonych wzorków, np. kratek i prążków".

Mówi Daniel Day-Lewis: "Zanim rozpoczęły się zdjęcia, mieliśmy okazję spotkać się z Sandy w Dublinie i przedyskutować nasze pomysły. Pokazała mi kolekcje zdjęć i rycin, na podstawie których rodziły się jakieś pomysły. Każde z nich pobudzało jej wyobraźnię. Miesiąc później zaprezentowała mi wieszak pełen ubrań, które zaprojektowała i byłem nimi kompletnie zaskoczony. Nie wyobrażałem sobie swojego bohatera jako takiego panicza. To był bardzo odkrywczy moment dla mnie, naprawdę wspaniały. Nagle zostaje ci pokazane coś, co kompletnie zmienia twój sposób myślenia".

Wygląd gangów i sposób w jaki się ubierali ich członkowie, pobudził wyobraźnię całej ekipy. Podsumowuje to Leonardo DiCaprio: "Odniosłem tę sytuację do lat 80. i grup przestępczych znanych mi z Los Angeles z czasów, w których dorastałem. Nosiły one różne nazwy, a ich członkowie mieli zawsze jakąś część garderoby, która oznaczała ich przynależność do danego gangu. Było to coś, po czym się nawzajem rozpoznawali i czym sygnalizowali innym swoją odrębność. Myślę, że tak samo działo się w przypadku Dead Rabbits".

Projektowanie strojów kobiecych dla "Gangów Nowego Jorku", szczególnie kostiumów Jenny, która porusza się pomiędzy arystokratyczną dzielnicą willową Górnego Manhattanu a niebezpiecznymi zakątkami Five Points, także było nowym wyzwaniem dla Powell. "Ubrania Jenny wśród nacjonalistów są tradycyjne, z charakterystycznym zarysem wiktoriańskiej sylwetki kreowanym przez krynoliny" – mówi Powell. "To bardzo kontrastuje z ciuchami, jakie nosi w Five Points".

"Marty chciał, by Jenny i jej koleżanki uformowały własny gang. Moim zadaniem było więc wymyślenie sposobu, w jaki kobiety z tego świata upodobnić do twardych mężczyzn. Natrafiłam na książki z obrazkami kobiet, które w latach 50. XIX-tego wieku nosiły spodnie pod spódnicami. Nazywano je Dress Reformers, były wczesnymi feministkami, których ruch niestety się nie przyjął. Szyły sobie spodnie z własnych spódnic. Nosiły także marynarki i kamizelki, zupełnie jak mężczyźni. I tak właśnie ubiera się Jenny".

Przez cały czas pracy nad filmem Powell była pod wrażeniem zainteresowania i ogromnej wiedzy Scorsese na temat kostiumów. "On rozumie i kocha ubrania" – zauważa. "Poza tym ma fantastyczną pamięć – jest mistrzem szczegółu. Mogłam pokazać mu zdjęcie, a miesiąc później wciąż dokładnie pamiętał, co na nim było. Mówił: "Tak, to jest rękaw z 1857 roku, ten drugi nie wszedł do mody przed 1860 rokiem". Potrafi zauważyć subtelne różnice".

Postać Billa "Rzeźnika" odróżniała się też od innych w bardzo charakterystyczny sposób. Gangster miał jedno oko szklane, które zastępowało mu to, które stracił w walce. Wygrawerowany był na nim emblemat w postaci amerykańskiego orła. By wykreować efekt sztucznego oka, Manlio Rocchetti, uhonorowany Oscarem charakteryzator, stworzył miękką soczewkę, którą codziennie zakładał aktorowi przed rozpoczęciem zdjęć.

Leonardo DiCaprio także musiał poddawać się intensywnej charakteryzacji po tym, jak zostaje ciężko pobity przez Billa "Rzeźnika" i kiedy wraca do zdrowia pod opieką Jenny. DiCaprio przechodził 4-godzinne sesje charakteryzatorskie, by oddać kiepski stan swojego bohatera.

"Marty uważał, że to bardzo ważne pokazać, że powrót Amsterdama do zdrowia miał charakter stopniowy i w rzeczywistości trwał bardzo długo. Wiec wypracowaliśmy pięć rożnych stadiów jego rekonwalescencji, by oddać rozpiętość w czasie" – mówi charakteryzator DiCaprio, Sian Grigg. "Proces ten polegał m.in. na użyciu protez i bardzo starannych zabiegach kosmetycznych. To było dla Leo zupełnie nowe doświadczenie, oznaczało bowiem siedzenie bez ruchu przez długi czas. Ale myślę, że mu się to podobało".

DiCaprio także miał wiele pomysłów na oddanie zmiennego wyglądu Amsterdama, który jest wyraźnie zależny również od stanu posiadania. Mówi Grigg: "Na początku filmu Amsterdam przybywa do Five Points, dopiero w miarę rozwoju akcji dopasowuje się do lokalnego środowiska. Leo brał czynny udział w dyskusjach na temat tego, jak pokazać zmiany, które jego bohater przechodzi zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Miał bardzo dobre pomysły".

Kryminalny żargon: Słownik Five Points (według definicji z "The Rogue’s Lexicon" George’a Matsella z roku 1859)

Cielęcina: prostytutka

Ćma: kobieta, która zaciąga mężczyznę do ciemnego zaułka, by tam okraść

Dębowa jesionka: trumna

Gąsior: żonaty mężczyzna, który nie mieszka w domu z rodziną

Internat: więzienie

Jeleń: ktoś składający fałszywe zeznania

Jesienny nurek: kieszonkowiec okradający starszych ludzi w kościołach

Jękała: złodziej, którzy przychodzi na kazania i pogrzeby, by okraść ludzi tam zgromadzonych

Łapówka: grabież, rabunek

Pałkarz: policjant

Potańcówka: dokonanie drobnej kradzieży w cudzym domu pod chwilową nieuwagę właściciela

Słaboszczak: ktoś, kto wkłada rękę nie do swojej kieszeni

Szlifierz: więzień

Takiego wała!: Przenigdy!

Twardziel: mężczyzna, który lubi wdawać się w bójki bez wyraźnego powodu

Wędkarz: złodziej, który kradnie za pomocą haka przymocowanego na końcu kija

Wróżbitka: prostytutka

Wysoka fala: duża ilość pieniędzy

Przygotowania do produkcji

"Ulice Mullberry i Worth, Cross, Orange i Little Water. Każda z tych ulic Five Points jest jak palec a kiedy zamykam dłoń, staje się pięścią". - Bill Rzeźnik

"'Gangi Nowego Jorku' ożywiają czasy, które znamy tylko z przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieści i z biografii ludzi, którzy pozostawili po sobie coś więcej niż tylko nazwiska" – mówi Luc Sante, historyk i pisarz. "By na tej podstawie zbudować jakąś wiarygodną historię, potrzeba było wysiłku ogromnej zbiorowej wyobraźni".

Pomysł nakręcenia filmu o tamtych czasach zrodził się ponad 30 lat temu, zanim jeszcze Martin Scorsese wyrobił sobie pozycję jednego z najbardziej twórczych filmowców swojego pokolenia. Pewnego dnia w domowej biblioteczce natrafił na książkę, której tytuł ogromnie go zaintrygował. Były to wydane po raz pierwszy w 1928 roku "Gangi Nowego Jorku" Herberta Asbury'ego. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jest to powieść, która w latach 70. urosła do miana kultowej wśród młodych Nowojorczyków. "Wziąłem książkę z półki i przeczytałem prawie całą w ciągu jednego dnia" – wspomina Scorsese.

Powieść rzuca światło na legendy i skromną wiedzę o głośnym kolorowym kryminalnym półświatku Nowego Jorku oraz o czasie i miejscu, które według Asbury'ego dały początek współczesnej mafii i amerykańskim gangsterom. To był Nowy Jork, gdzie były małe, ale okrutne gangi, o nazwach takich jak: Shirt Tails ("Kraciaste Gajery"), Plug Uglies ("Paskudne Wtyki") czy Daybreak Boys ("Ranne Ptaszki"), których członkowie walczyli o przetrwanie we wrogim i obcym świecie. Niektórzy porównują klimat powieści do "Mechanicznej pomarańczy", choć w tym przypadku nie jest to futurystyczna fikcja, ale prawdziwa historia dzikiej przeszłości Ameryki. Z książki wyłania się Nowy Jork jako miejsce rzezimieszków, niekończących się bójek i ukrytych machinacji oraz obraz państwa, które po raz pierwszy odkrywa siłę tkwiącą w ludziach ulicy.

Książka ożywiła wspomnienia dotyczące opowieści, jakie Scorsese słyszał jako chłopiec dorastający w dzielnicy Little Italy. "Powieść zawierała cały folklor dawnego Nowego Jorku i wszystko, co w niej znalazłem, zdawało się pasować do moich wyobrażeń z tamtego okresu" – mówi reżyser. "Można powiedzieć, że była w jakiejś mierze odbiciem mojej niekończącej się miłości i fascynacji, jakie żywię w stosunku do tego miasta".

Scorsese był urzeczony portretem nowojorskich imigrantów, zmuszonych do życia poza prawem. Filmową wersję "Gangów Nowego Jorku" wyobrażał sobie jako hołd złożony amerykańskiemu kinu epickiemu. Chciał opowiedzieć o korzeniach kraju, jednocześnie pokazując imigrantów łączących się w czasach beznadziei i strachu i walczących o prawo do realizacji własnych marzeń. Scorsese wspomniał o książce swojemu przyjacielowi i współpracownikowi, scenarzyście Jay'owi Cocksowi, który, jak się okazało, nie tylko doskonale ją znał, ale nawet posiadał swój własny egzemplarz.

"Przez długi czas sam byłem zafascynowany społeczeństwem tamtego okresu, wczesnymi kryminalistami i gangami, bowiem mój dziadek był nowojorskim policjantem" – mówi Cocks. "Posiadał stare egzemplarze Gazety Policyjnej, w których pełno było drzeworytów i rycin, ilustrujących wyczyny rzezimieszków. Temat ten ogromnie mnie zaintrygował, bo w przypadku kina jest to terytorium całkowicie dziewicze. Większość ludzi w ogóle nie zna tego fragmentu historii Nowego Jorku".

Cocks oddał się poszukiwaniom historycznych wiadomości na temat tego okresu. Inspirację przy tworzeniu scenariusza znalazł także w wersie piosenki Bruce'a Springsteena, mówiącej o nadejściu "zbawcy, który powstanie z ulicy". Z tego eposu narodziła się postać Amsterdama Vallona. Później Cocks stworzył otaczający bohatera świat. "Powołanie do życia takiego a nie innego Amsterdama było powodem, dla którego wymyśliliśmy postać Billa "Rzeźnika". W naturalny sposób pojawiła się też Jenny, której obecność przynosi głównemu bohaterowi ukojenie w świecie, w którym nie ma chwili wytchnienia" – mówi Cocks.

Akcja filmu rozgrywa się w nowojorskiej dzielnicy Five Points, legendarnym krajobrazie, jaki tworzyły stłoczone domy czynszowe i brukowane ulice, które Asbury nazwał w swojej książce "kolebką gangów". Każdego dnia do pobliskiego portu przybywała nowa grupa irlandzkich imigrantów, zwabiona możliwością ziszczenia "amerykańskiego snu". Znajdowali tu jednak biedę, pogardę i lekceważenie, głównie ze strony amerykańskich nacjonalistów. Postrzegali oni Irlandczyków jako intruzów, zagrożenie dla ich ziemi, pracy i demokracji, o którą walczyli ich przodkowie. Obawiano się także, iż Irlandczycy, jako żarliwi katolicy, postawią lojalność wobec Kościoła nad lojalność wobec państwa.

"To był niezwykły czas, okres, w którym społeczeństwo było podzielone na pewnego rodzaju kasty, pozostające ze sobą w ciągłej walce. Ale w przeciwieństwie do dzisiejszych amerykańskich gangów, te dodatkowo były zorientowane politycznie" – wyjaśnia Scorsese. "Pierwsza duża fala imigrantów przybyła do Nowego Jorku z Irlandii, uciekając przed panującym tam głodem. Były to lata 1840 –1870. W czasie największego nasilenia tej migracji, ponad 15 tys. osób przybijało co tydzień do nowojorskich brzegów. Ludzie ci nie mieli pracy, pieniędzy, nie mówili po angielsku. Większość z nich porozumiewała się wyłącznie w języku celtyckim. Nacjonaliści, wywodzący się z Anglii, Holendi i Walii , tylko siebie uważali za prawdziwych Amerykanów, dlatego z niechęcią patrzyli na imigrantów."

Pracując nad scenariuszem Scorsese i Cocks skupili się na jednym konkretnym irlandzkim gangu. Nosił on nazwę Dead Rabbits, pochodzącą od irlandzkiego zwrotu "dod ráibéid", który oznaczał brutalne i wściekłe monstrum. Budując postać przeciwnika Amsterdama, twórcy opierali się na biografii faktycznie żyjącego w owych czasach nacjonalisty. Był nim Bill Poole, rzeźnik z zawodu, który później stał się zawodowym bokserem, znanym pod pseudonimem Bill "Rzeźnik". Prawdziwy Poole zmarł w 1855 roku, na kilka lat przed wydarzeniami opisywanymi w "Gangach". Jego historia idealnie odpowiadała wyobrażeniom o przeciwniku Amsterdama. Stworzono więc bohatera, który wkradł się w struktury władz miasta i sprzymierzył ze zniesławionym aferzystą korupcyjnym Bossem Tweedem z Tammany Hall. Ogarnięty obsesją zemsty Amsterdam, tęskniąc za ojcem, popada w wewnętrzny konflikt, gdy pomiędzy nim a Rzeźnikiem rodzi się więź, oparta na lojalności i wzajemnym szacunku. Twórcy filmu chcieli jednak, by oprócz ostatecznej konfrontacji pomiędzy Amsterdamem i Billem "Rzeźnikiem", pokazać także wyraźnie Nowy Jork, jakiego jeszcze nigdy w kinie nie było – miasto w samym środku Wojny Secesyjnej. Istotne stało się więc sportretowanie mieszanki biedy, napięć rasowych religijnych i kulturowych, który staje się na oczach widza beczką prochu zdolną rozsadzić miasto.

"Wojna Secesyjna wybuchła w Nowym Jorku w 1863 roku w postaci serii zamieszek ulicznych znanych pod nazwą Draft Riots. Były to najgorsze rozruchy w dziejach Ameryki" – wyjaśnia Scorsese. "Trwały cztery dni i cztery noce. Przyczyną ich był uchwalony przez prezydenta Lincolna dekret , ogłaszający masowy pobór do wojska. Można było zapłacić 300 dolarów i się od tego obowiązku wymigać. Dla biednych był to warunek niemożliwy do spełnienia, dekret wywołał więc prawdziwą furię. Uczestnicy rozruchów niszczyli i równali z ziemią wszystko, co napotkali na swojej drodze. Drugiego dnia dekret o poborze zawieszono, ale miasto nadal było w stanie oblężenia. Wtedy przybyły oddziały wojsk Unii, których zadaniem było stłumienie zamieszek. W tym czasie w filmie rozgrywa się walka pomiędzy Amsterdamem i Billem "Rzeźnikiem" oraz ich gangami. Mamy więc punkt kulminacyjny fikcyjnej opowieści na tle prawdziwych historycznych wydarzeń".

Do pracy nad scenariuszem zostały zaangażowane jeszcze dwie osoby. Pierwszą był zdobywca Oscara za Listę Schindlera Steven Zaillian, który pracował ze Scorsese nad strukturą historii, a drugą - wielokrotnie nagradzany twórca teatralny i scenarzysta Kenneth Lonergan (Możesz na mnie liczyć), który skoncentrował się na rozwinięciu postaci głównych bohaterów.

Przez ponad dwie dekady wytrwałych dążeń scenariusz nabierał poloru. Jay Cocks zauważa: "Paradoksalnie cieszę się, że zajęło nam to tak dużo czasu, ponieważ fabuła filmu nabrała głębi a bohaterowie stali się mniej jednoznaczni. Wszystko zawdzięczamy naszym doświadczeniom z tych minionych 25 lat. Jednocześnie muszę tu podkreślić, że film nigdy by nie powstał, gdyby nie poświęcenie i upór człowieka, który się nie poddał i doprowadził sprawę do samego końca – Martina Scorsese".

Scenografia

"Powróćmy, by zagłębić się w zaułki Five Points..." - Charles Dickens

Kiedy obsada została już skompletowana, filmowcy musieli stawić czoła nadzwyczajnie trudnemu wyzwaniu – zrekonstruowaniu nie istniejącego już Nowego Jorku, miasta, którego w ten sposób jeszcze nigdy nie pokazano na ekranie i którego nie można już znaleźć nigdzie indziej poza książkami i zamglonymi fotografiami. Scorsese, przywiązujący niezwykłą wagę do szczegółów, udowodnił po raz kolejny, że jak uczynić świat na ekranie bardziej realnym niż w rzeczywistości.

Już na początku ustalono, że zamiast polegać na efektach cyfrowych, filmowcy spróbują odtworzyć dawny Nowy Jork od podstaw, podejmując się wskrzeszenia wyglądu i klimatu dni, w których po brukowanych, brudnych ulicach przemieszczały się zaprzężone w konie wozy.

Jakiś czas przed rozpoczęciem zdjęć grupa archeologów prowadziła wykopaliska pod Dolnym Manhattanem, poszukując informacji na temat stylu życia mieszkańców dzielnicy Five Points. Scorsese i jego ekipa wykorzystali kolekcję ponad 850 tys. odnalezionych przedmiotów, poczynając od naczyń, poprzez grzebienie do włosów, a skończywszy na zabawkach dla dzieci. Był to dobry moment, bowiem prawie cała kolekcja została zniszczona i utracona na zawsze pod gruzami budynków World Trade Center, po katastrofie z 11 września 2001 roku.

W dzisiejszym amerykańskim mieście nie zachowało się jednak nic z tamtych czasów, dlatego kręcenie tam zdjęć było niemożliwe. Całą produkcję przeniesiono więc do Rzymu, do legendarnego włoskiego studia Cinecitta. Scorsese czuł się tam jak u siebie w domu ze względu na bliskie więzi łączące go z włoskim kinem i ogromny szacunek jaki żywi dla dokonań mistrzów tworzących pod egidą Cinecitta Studios.

Oprócz swojej długiej historii rzymska wytwórnia miała dużo innych zalet. Przede wszystkim były to ogromne, niezabudowane połacie gruntu zlokalizowane na tyłach studia, na których można było odtworzyć Nowy Jork lat 1846-1863. Znajdował się tam również masywny zbiornik wodny, który mógł posłużyć do nakręcenia kluczowych scen portowych. "Zawsze uważałem, że Cinecitta ma w sobie jakąś szczególną magię ze względu na wspaniałe filmy, które w niej powstały" – mówi Scorsese. "Przez długie lata, w ciągu których myślałem o zrobieniu "Gangów Nowego Jorku", zawsze wyobrażałem sobie, że film ten musi zawierać nutkę specyficznego artyzmu, do którego przywykłem jako chłopiec oglądając włoskie filmy".

Przy rekonstruowaniu zaginionego świata i dawno minionych czasów, pomagał reżyserowi Luc Sante, autor książki "Low Life", współczesnej kroniki ciemnych zaułków dawnego Nowego Jorku. Został on doradcą technicznym na planie. "Najbardziej interesują mnie skrajności w społeczeństwie, życie w biednych dzielnicach. Właśnie w tym środowisku rozgrywa się większość scen filmu" – mówi Sante. "Przez pięć lat prowadziłem badania na temat tego okresu i byłem bardzo podniecony faktem, że mogę ich wyniki wykorzystać w pracy z Martinem Scorsese".

Sante służył ekipie filmowej szczegółowymi opisami dotyczącymi codziennego życia w Five Points. Dzielnica, znana z biedy i rozwiązłego życia, wywodziła swą nazwę od przecięcia się pięciu śródmiejskich ulic, tuż przy skrawku zieleni zwanym Paradise Square. W dzisiejszym Nowym Jorku Five Points mieściłaby się na północny-wschód od Ratusza, w dużej mierze na terenie budynków Sądu Federalnego.

"Dzielnica Five Points bardziej przypomina Dziki Zachód, niż część dzisiejszego Nowego Jorku" – zauważa reżyser. To właśnie dziki miejski krajobraz Scorsese i jego ekipa starali się pokazać na ekranie.

Do wskrzeszenia Five Points, zatrudniono scenografa Dante Ferrettiego, dla którego była to już piąta współpraca ze Scorsese. Skonstruował on rzędy drewnianych chat oraz ceglanych i cementowych konstrukcji,do budowy których użyto włókna szklanego. Na piętnastu akrach gruntu Cinecitta, Ferretti zbudował brukowane i pokryte brudem ulice. Powstały tuziny przeróżnych struktur, takich jak: fasady browaru, lokalne sklepiki, lombard, zrujnowane hotele, zwęglone pozostałości spalonych budynków mieszkalnych i nadbrzeżny szynk.

Inne stworzone przez niego konstrukcje to m.in. nowojorska zatoka i stojące w doku dwie wielkie łodzie, przypominające te, które transportowały imigrantów z Irlandii do Ameryki i żołnierzy Unii na Wojnę Secesyjną. Ekipa zbudowała także obszar Dolnego Broadwayu, miejsca zamieszkałego przez przedstawicieli wyższej klasy. Znalazły się tam m.in.: Budynek Trybunału, muzeum P.T. Barnuma, restauracja Delmonico. Powstały także eleganckie sklepy i hotele, a także kilka prywatnych rezydencji. Nie zabrakło również katolickiego kościoła, wzorowanego na pierwotnym projekcie katedry Św. Patryka, znajdującej się dziś na ulicy Mulberry. Odtworzono także poruszane za pomocą siły ludzkich rąk pompy strażackie, na wzór tych, jakie znaleźć można w dzisiejszym Muzeum Pożarnictwa w Nowym Jorku.

Jeśli chodzi o wnętrza ważne dla klimatu Five Points, w Cinecitta Studios powstał m.in. upadający browar, który służył jako prowizoryczny hotel dla stale napływających imigrantów i zarazem kryjówka dla najgorszych kryminalistów w mieście. Zważając na fakt, że nie zachowały się żadne fotografie ani rysunki przedstawiające wnętrza budynków, Ferretti opierał swoje projekty browaru na obrazkach zamieszczonych w "Encyklopedii Diderota", pochodzących mniej więcej z tego samego okresu. "W browarze pokazujemy ludzi żyjących jak w podziemnym tunelu, ledwo wiążących koniec z końcem, egzystujących w tych zacisznych dziurach" – mówi Scorsese.

Innym ważnym dla fabuły wnętrzem jest Chińska Pagoda, która funkcjonowała jako nocny klub, restauracja, kasyno, dom publiczny, palarnia opium a nawet teatr. Pagoda jest wspólnym pomysłem Scorsese i Ferretiego i jednym z najbardziej drobiazgowych projektów stworzonych na potrzeby filmu. Wygląd Pagody inspirowany był filmem Josepha Von Sternberga Kasyno w Szanghaju" z 1941 roku.

"Marty nie chciał jednak, bym kopiował scenografię z filmu Sternberga" – mówi Ferretti. "Wymagał jedynie, bym zaczerpnął klimat z przedstawionych w nim miejsc i potraktował to jako punkt wyjścia". Centralnym miejscem Pagody jest scena, od której odchodzą rozkładające się wachlarzem rzędy krzeseł i stolików, ułożone w małe gromadki za ozdobnymi balustradami udekorowanymi w gorgony i smoki. Pod sufitem umieszczony jest olbrzymi drewniany żyrandol z zapalonymi świecami, z góry zwisają także bambusowe klatki, w których młode kobiety, sprzedają swoje ciała tym, którzy zaproponują najwyższą stawkę.

Następnie stworzono Cyrk Szatana – bar, klub socjalny i sklep rzeźnicki, który służył także jako kwatera główna nacjonalistów, czyli gangu Billa "Rzeźnika". Projektując te wnętrza Ferretti chciał uchwycić klimat klaustrofobii i pewnego rodzaju poczucie zagrożenia. "Główny pokój budynku, długi i wąski, sprawia, że czujesz się jakbyś był pod ziemią" – mówi scenograf. "Korzenie ogromnego drzewa rosnącego na zewnątrz Cyrku Szatana przedostały się do środka, zwisając nad barem. Przypominają rękę kościotrupa, symbolizując pogranicze życia i śmierci. Na tym odczuciu bardzo zależało Marty'emu".

Stworzenie tak ogromnej i zróżnicowanej scenografii wymagało intensywnych prac badawczych, a gdy i ich zabrakło, także wielkiej siły wyobraźni. Ferretii czerpał inspirację z litografii, druków, książek z drzeworytami i dagerotypowych zdjęć z tego okresu. Był także pod wpływem późniejszych sławnych fotografii Nowego Jorku autorstwa Jacoba Riisa, które przedstawiały biedne dzielnice miasta. Ferretti dał się ponieść wyobraźni, tworząc bogate wnętrza Tammany Hall i luksusowego biura Bossa Tweeda. Wyposażył je w dębowy parkiet, mahoniowe biurko, fotele obite skórą, a także w 50 klatek dla kanarków, z których każda zawierała przynajmniej jednego szczebioczącego ptaka.

W Rzymie Ferretii stworzył modele prawie każdej sceny, bardzo dokładnie omawiając je ze Scorsese. "Zawsze przygotowuję makiety" – tłumaczy scenograf. "Ich wielką zaletą jest trójwymiarowość. Kiedy reżyser na nie patrzy, pomaga mu to dokładnie obmyślić sposób, w jaki chciałby nakręcić dane ujęcie".

Kiedy już obaj panowie omówili poszczególne sceny, do pracy wzięli się stolarze, tynkarze, malarze, rzeźbiarze, blacharze, spawacze. Pracowali od świtu do nocy, by XIX-wieczny Nowy Jork, który w rzeczywistości budowano ponad wiek, mógł powstać w przeciągu zaledwie paru miesięcy.

Wkroczenie w żywy, barwny świat, XIX-wiecznego Nowego Jorku było magicznym doświadczeniem, pobudzającym wyobraźnię ekipy i obsady. "Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam scenografię, byłam totalnie oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę" - wspomina Cameron Diaz. "Nigdy sobie nie wyobrażałam nawet, że scenografia może wyglądać tak realistycznie". Luc Sante dodaje: "Przechadzanie się po planie stworzonym przez Ferrettiego było kompletnie dezorientujące, zupełnie jak doświadczenie podróży w czasie. Każdy budynek sprawiał wrażenie jakby stał tam nieprzerwanie od XVIII wieku. Marty'emu udało się dokładnie to, co zamierzał: z poetycką dokładnością oddać klimat tamtego okresu".

Kiedy już rozpoczęły się zdjęcia, wszyscy poczuli także masową skalę i rozmiar produkcji. W "Gangach Nowego Jorku" jest ponad 100 mówionych ról, a zanim zakończyły się zdjęcia, minęło ponad 22 tys. roboczogodzin z udziałem tłumu zatrudnionych statystów. Twórcy nie pominęli najmniejszego elementu. Na planie był ważny każdy z odtwórców epizodycznych ról czy statyści. Ze względu na umiejscowienie produkcji, statystami byli głównie Włosi, których selekcjonowano, wybierając posiadaczy jasnych włosów i jasnej cery, by mogli udawać Irlandczyków. Pojawiła się także duża grupa osób pochodzących z miejscowych baz armii amerykańskiej i marynarki wojennej.

Producent wykonawczy, Michael Hausman, wyjaśnia: "Są w filmie tylko 2 sceny, w których wykorzystujemy niebieski ekran (blue-box) i efekty specjalne. To, co przez większość czasu oglądamy na ekranie, jest rzeczywistym odzwierciedleniem tego, co się działo na planie. Pod tym względem można powiedzieć, że powróciliśmy do tradycyjnej, epickiej metody filmowania. Atmosfera, jaką stworzono na planie, daje widzom wrażenie niesłychanej realności."

Zdjęcia

"Wojna nie rozgrywa się gdzieś w Dixie. Ona trwa tutaj, na tych ulicach!" - Monk McGinn

Scorsese wiedział, że nie wystarczy dobra scenografia i praca nad językiem, by oddać charakter minionych czasów. Trzeba było jeszcze kogoś, kto umiałby ten klimat przekazać widzowi obrazem i oczarować go. Dlatego zatrudnił niezwykle utalentowanego operatora, Michaela Ballhausa. Tym sposobem pracowali razem już po raz szósty.

"Kręcenie filmu z Martym jest ogromną przyjemnością, bo on jest niesamowitym wzrokowcem" – mówi Ballhaus. "W głowie tworzy tyle obrazów, że sprostanie jego wizji, przeniesienie tego wszystkiego na ekran, stanowi niezwykle trudne, ale fantastyczne zajęcie. Uważam, że ten projekt jest najbardziej ekscytujący ze wszystkich, które robiliśmy wspólnie. To bardzo zróżnicowany film - jest tu i akcja i wspaniała historia miłosna, i konflikt pomiędzy ojcem i synem. Poza tym, nie bez znaczenia jest fakt, że to pierwszy film dotyczący akurat tego okresu w historii Ameryki. Sprostanie temu wyzwaniu było bardzo ekscytujące".

Ballhaus i Scorsese chcieli, by film oczarował widza. "Zanim zaczęliśmy kręcić, Marty dał mi książkę o Rembrandcie, która omawiała filozofię tego wielkiego malarza dotyczącą światła" – wspomina Ballhaus. "Musieliśmy pojąć te zasady, by użyć w filmie bardzo prostych źródeł oświetlenia– świeczek, pochodni, ognisk płonących na ulicach".

"W tamtych czasach wszędzie było pełno dymu i mgły. Nie istniała jeszcze elektryczność. Używano gazu, a ludzie dodatkowo palili nadzwyczajne ilości tytoniu. Wszędzie były też jakieś pożary lub ogniska. Kręcąc używałem niewielu filtrów, a w niektórych scenach bardzo mało światła. Większa część filmu rozgrywa się w zakątkach, w których mieszka biedota, więc jest tam ciemno i mało kolorowo".

Ballhaus współpracował blisko ze scenografem, Ferrettim. "Dante jest niesamowitym artystą. Jego scenografie wyglądają bardzo autentycznie, odnosi się wrażenie, jakby rzeczywiście było się w danym miejscu. Mieliśmy możliwość zrobienia kilku spektakularnych szerokich ujęć, np. wtedy, gdy kręciliśmy scenę w zatoce. Zaczęliśmy zbliżeniem pary kobiet pogrążonych w żałobie, idących wzdłuż portu. Widzimy trumny z ciałami ich bliskich, a później kamera podnosi się coraz wyżej i wyżej i dostrzegamy także rzędy innych trumien. Kamera ciągle wędruje w górę ponad statkiem w doku, a potem nagle rozwodzi się nad wodą" – opowiada operator. "Zrobiliśmy także bardzo skomplikowane ujęcie w Chińskiej Pagodzie. Zaczynało się filmowaniem postaci Billa "Rzeźnika", stojącego na scenie. Kamera ustawiona była za nim i skierowana w stronę widowni. Potem obracała się szybko dookoła niego, by następnie powrócić do pierwotnej pozycji. Dzięki temu w jednym ujęciu widzimy całe wnętrze Pagody i wszystkich osób w niej zgromadzonych".

Więcej informacji

Proszę czekać…