II Wojna Światowa. Bruce Willis wciela się w rolę pułkownika Williama McNamary - amerykańskiego oficera, który zostaje uwięziony w niemieckim obozie. Jako najwyższy rangą "obejmuje dowództwo" nad swoimi rodakami pod czujnym okiem komendanta obozu, bezwzględnego pułkownika Wernera Vissera (Marcel Iures). McNamara nie ma zamiaru biernie czekać na zakończenie wojny. Pozyskuje do współpracy młodego porucznika Tommy'ego Harta (Colin Farrell) i gdy w obozie zostaje popełnione morderstwo, z pomocą Harta organizuje pokazowy proces wojskowy. W rzeczywistości jednak McNamara ryzykuje wszystko, podejmując się najniebezpieczniejszej i najbardziej błyskotliwej misji w swojej karierze, by uwolnić swoich ludzi i... zmienić losy wojny.

Na planie

Urodzony w Montrealu Kivilo współpracował z Hoblitem przy Częstotliwości i z radością ponownie spotkał się z nim na planie. Jak mówi: Już na wstępie uzgodniliśmy, że film utrzymany będzie w prostym, niewymuszonym stylu. Mimo iż Greg słynie z aktywnej pracy kamery, chciał, by "Wojna Harta" zrealizowana była w nieskomplikowanej konwencji, tak aby nic nie odwracało uwagi widza od toczącej się akcji. W naszym filmie dominują więc klasycznie kadrowane ujęcia, tzw. masterszoty.

We wrześniu 2000 Hoblit i Kivilo odwiedzili plenery, w których powstać miał przyszły obóz. Przedyskutowali punkty widzenia kamery oraz zagadnienia związane z perspektywą i zmieniającymi się warunkami oświetlenia. Nie korzystali z długich i szerokokątnych obiektywów ani steadicamu. W filmowym obozie zainstalowano za to setki jasnych, praktycznych lamp wolframowych, które były na porządku dziennym w czasach, w których toczy się akcja. Podłączono je następnie do wspólnego wyłącznika uzyskując w ten sposób jednolity system oświetlenia.

Projektanci scenografii i kostiumów wypracowali bardzo oszczędną paletę barw i chciałem, by zdjęcia utrzymane były w tym samym stylu - mówi Kivilo. - Postanowiłem, że w naszym filmie nie będzie słońca, a dominować w nim będą odcienie zimne: szarości w niebieskich odcieniach. Chciałem w ten sposób podkreślić ponury charakter miejsca, w którym toczy się akcja.

Ekipa skorzystała z atelier pobliskiego studia Barrandov. Dzięki zainstalowanym tam nowoczesnym studiom montażu cyfrowego David Rosenbloom mógł przygotować wstępną wersję montażową dopiero co nakręconych scen. Ekipa mogła także korzystać z hal zdjęciowych, wsparcia doświadczonych techników i magazynów, w których zgromadzono broń z okresu II wojny światowej - dlatego też postanowiono, że "Wojna Harta" zrealizowana zostanie w Pradze. Stolica Czech ma tradycje filmowe sięgające lat 20-tych. Jak na ironię, to właśnie w studiu Barrandov w czasie wojny Hitler realizował swoje filmy propagandowe...

Producent David Ladd mówi: Gdy jesienią 1997 przyjechałem do Pragi, zakochałem się w tym pięknym mieście i jego zabytkach. Zwiedzając studio Barrandov byłem pod wielkim wrażeniem zgromadzonych tam rekwizytów i kostiumów. Gdy trzy tygodnie później dostałem maszynopis powieści "Wojna Harta", wiedziałem, że Praga jest idealnym miastem, by nakręcić w nim oparty na niej film.

W olbrzymim atelier 6 studia Barrandov (drugim co do wielkości studiu w Europie) stanęła dekoracja przedstawiająca koszary C. Pierwszego dnia zdjęć nakręcono w niej scenę, w której por. Hart poznaje swych cynicznych towarzyszy niedoli. Wzięło w niej udział siedemnastu aktorów i 60 statystów, co niosło za sobą poważne problemy natury inscenizacyjnej. Hoblit często przerywał zdjęcia i patrząc w monitor zmieniał układ sceny.

Greg inscenizuje nawet we śnie: jest bez reszty oddany reżyserii - mówi David Ladd. - Wyrobił sobie nazwisko inscenizując skomplikowane sceny na planie Posterunku przy Hill Street i Nowojorskich gliniarzy, wie więc dokładnie, czego chce.

Colin Farrell, Cole Hauser i inni członkowie obsady aktorskiej przeszli szkolenie wojskowe pod okiem konsultanta technicznego Michaela Stokeya, z którym Farrell i Hauser spotkali się uprzednio na planie swego wcześniejszego wspólnego filmu - Krainy tygrysów.

Chciałem, by zrozumieli, na czym polega reżim panujący w armii i co czuli więźniowie obozu jenieckiego - mówi Stokey, odznaczony weteran wojny w Wietnamie, trzykrotnie ranny w czasie swej trzyletniej służby. - Nie urządzałem im musztry, ale wpajałem prawidłowe zachowania i zasady postępowania. W obozach jenieckich obowiązywała ścisła hierarchia. To, że wzięto cię do niewoli, nie oznaczało, że przestałeś być żołnierzem...

W rzeczywistości Niemcy przekazywali część władzy w ręce aliantów, co pozwalało im utrzymać porządek i dyscyplinę. Jednym z najbardziej skutecznych narzędzi utrzymania dyscypliny był karcer zwany "ochłaniaczem". Do takiego właśnie "ochłaniacza" trafia por. Scott na czas swego trwającego tydzień procesu. Karcer zbudowano w przylegającym do dekoracji przedstawiającej koszary C atelier 7 studia Barrandov. Zgodnie z nazwą utrzymywano w nim niską temperaturę, co zmuszało członków ekipy do noszenia ciepłych ubrań, podobnie jak to miało miejsce podczas zdjęć w filmowym obozie.

W atelier 7 zbudowano także kwaterę komandora Vissera, urządzoną w bliskim jego sercu stylu art deco. Aby podkreślić kontrast między kwaterą a resztą obozu, wnętrza udekorowano porcelaną malowaną w nazistowskie symbole, zdjęciami wojskowymi - z których jedno przedstawia zmarłego syna komandora - oraz globusem z wizerunkiem Hitlera na podstawce. Stojący w pokoju gramofon odtwarza płyty z amerykańską muzyką jazzową.

Gdy widzimy pokój Vissera, zdajemy sobie sprawę, że chętnie nadal mieszkałby w Ameryce, gdzie prowadził kulturalne życie, gdyby nie wybuch wojny i wierność ojczyźnie, które kazały ku wrócić do domu - mówi dekorator wnętrz Patrick Cassidy.

W atelier 7 powstała także efektowna replika teatrzyku, w którym jeńcy wystawiają swój spektakl. Przedstawienia takie gromadziły na widowni także Niemców, a występujący w nich aktorzy nosili niekiedy bardzo wystawne kostiumy.

W ośmieszającym Hitlera numerze tanecznym biorą udział czterej żołnierze grani przez Sebastiana Tillingera, Scotta Michaela Campbella, Tony'ego Devlina i Cole'a Hausera. Przed rozpoczęciem zdjęć aktorzy wyjechali do Londynu, gdzie ćwiczyli właściwe kroki pod okiem choreografa Jacka Murphy.

Stroje noszone przez bohaterów na scenie były wśród 4.000 kostiumów, które przygotowała Elisabetta Beraldo i jej dwudziestoosobowy zespół. Oprócz 3.000 mundurów noszonych przez żołnierzy z siedmiu krajów Beraldo sprowadziła "całe góry" butów z Meksyku, swetry z Belgii (gdzie wciąż produkuje się je tak, jak w czasach II wojny światowej) i niezliczone skórzane kurtki lotnicze z japońskiego sklepu "The Real McCoy". Kilku odtwórców głównych ról, w tym Bruce Willis i Colin Farrell, nosi w filmie autentyczne mundury armii amerykańskiej, dostarczone przez Western Costume z Los Angeles.

We współpracy z konsultantem od umundurowania Joe Hobbsem Beraldo osobiście ubrała każdego z żołnierzy, przydając im cech indywidualnych. Sprowadzone ze Sternu w Niemczech mundury poddano procesowi starzenia, wybielono, wyszczotkowano, wyprasowano i wyszorowano papierem ściernym. Wiele wysiłku kosztowało nas przygotowanie mundurów dla Rosjan, u schyłku wojny chodzili oni bowiem niemal w łachmanach - mówi. - Musieliśmy zniszczyć dla nich 500 kostiumów...

Niemcy nienawidzili Rosjan uwięzionych w obozach, a ich sytuację dodatkowo pogarszał fakt, że Związek Radziecki nie podpisał konwencji genewskiej. W jednej ze szczególnie wymownych scen Visser udziela ostrzeżenia przybywającym jeńcom wieszając na ich oczach trzech Rosjan, którzy próbowali uciec. Źródła szacują, że z sześciu milionów Rosjan wziętych do niewoli przez Niemców, 983.000 zmarło w obozach.

Niemcy traktowali amerykańskich oficerów i pilotów z pewnym szacunkiem - mówi Hoblit. - Z Rosjanami sprawa miała się jednak inaczej. Zmuszano ich do niewolniczej pracy, którą przeżyło niewielu z nich.

W stalagu obowiązywała jedna zasada: przetrwają najsilniejsi. Bohaterowie "Wojny Harta" przetrwają, jeżeli w porę zdemaskują wroga - choć niewykluczone, że nosi on ten sam mundur...

Obóz jeniecki

Zimny, ciasny, surowy obóz jeniecki w "Wojnie Harta" to zakazane miejsce, w którym rządzi jeden człowiek: pułkownik Visser, który ma władzę absolutną. W jednej ze scen McNamara zarzuca Visserowi, że nie przestrzega reguł konwencji genewskiej, Niemiec ucina dyskusję mówiąc: "Rozejrzyj się dookoła, pułkowniku. To nie Genewa".

Obóz jeniecki jest w "Wojnie Harta" nie dekoracją, a pełnoprawnym bohaterem filmu. Stworzony przez scenograf Lilly Kilvert Stalag VI łączy cechy 130 niemieckich obozów z okresu II wojny światowej, w których panowały różne warunki życia.

Filmowy obóz zajął obszar 400 akrów, a tworzyły do dziesiątki baraków i wież strażniczych. Zbudowano go w czeskich Milowicach, położonych o godzinę jazdy samochodem od Pragi, na bagnistym terenie, na którym znajdowały się niegdyś ostatnie rosyjskie koszary. Zdjęcia kręcono głównie nocą, w skrajnie trudnych warunkach.

Bruce Willis mówi: Nieważne w jak dobrym nastroju byłem, na dziesięć minut przed przybyciem do Milowic zaczynałem wpadać w depresję. Początkowo nie miałem pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale potem zdałem sobie sprawę, że winę za ten stan rzeczy ponosi sam obóz, który był miejscem mrocznym i ponurym. Była to jedna z najbardziej wymagających ról w całej mojej dotychczasowej karierze.

Noc poprzedzającą rozpoczęcie zdjęć Willis spędził wraz z kilkoma innymi aktorami w jednym z drewnianych baraków. Temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. Gregory Hoblit mówi: Następnego dnia zjawiliśmy się na planie i zobaczyliśmy, jak z pryczy zwleka się Bruce Willis...

Filmowe prycze były identyczne z tymi, na których spali autentyczni jeńcy z niemieckich obozów - surowa drewniana rama uszczelniona słomą. Jeńcom przydzielano po jednym kocu, musieli więc spać w płaszczach i butach.

Oględnie mówiąc było to silne przeżycie - mówi Colin Farrell. - Każdy z nas zrozumiał, czym było życie w obozie. Więźniowie żyli w skrajnie ciężkich warunkach i zmagali się z ogromnym stresem psychicznym. Podlegali ciągłej inwigilacji ze strony strażników, a o prywatności czy chwili dla siebie nie mogli nawet marzyć. Nie myśleli o przyszłości, bo nie wiedzieli, co przyniesie jutro.

Lilly Kilvert długo zbierała dokumentację życia w stalagu, studiując filmy, fotografie i zachowane dokumenty. Chciała dowiedzieć się, kim byli jeńcy i jak budowano obozy, jakich materiałów i narzędzi używano.

Jak mówi: Musiałam wiedzieć wszystko - gdzie spali jeńcy, co jedli, jak prali ubrania, jak często się golili i jak chronili się przed zimnem. Zależało mi bowiem na uzyskaniu wrażenia maksymalnego realizmu. Chciałam także podkreślić kontrast między ciasną przestrzenią za drutami, a otaczającą obóz bezkresną pustką - ci mężczyźni naprawdę trafili donikąd... Chciałam także, by widzowie na własnej skórze doświadczyli przejmującego zimna, przed którym jeńcy nie mogli uciec.

Kilvert korzystała z ograniczonej palety barw, opartej na dominacji brązów i szarości. Dzięki temu padający śnieg nie tylko podkreśla, że akcja toczy się w środku mroźnej zimy, lecz także stanowi piękne tło dla utrzymanych w tonacji oliwkowej, ponurych mundurów więźniów.

Pierwszej nocy tłem dla sceny, w której 1.500 żołnierzy maszeruje przy blasku księżyca przez las do spowitego upiorną łuną obozu, była gwałtowna zadymka śnieżna. W scenie wejścia do obozu udział wzięły 3.000 statystów, których trzeba było przewieźć na plan, ubrać i wyżywić. Na planie panował ostry reżim podyktowany względami realizmu. Wszystko - począwszy od ubrań noszonych przez statystów, a na blaszanych kubkach i otaczających obóz drutach kolczastych skończywszy - musiało wyglądać dokładnie tak jak w roku 1944, w którym toczy się akcja filmu.

Obowiązywała nas surowa reguła: jeśli coś nie wygląda autentycznie, lepiej miej dobry powód, dlaczego tak nie jest. Bardzo dobry powód - mówi dekorator wnętrz Patrick Cassidy.

Twórcy pozwolili sobie na jedno odstępstwo od tej reguły: w filmie alianccy oficerowie i szeregowi żołnierze mieszkają w tych samych barakach, podczas gdy w rzeczywistości rozdzielano ich. Wysyłano ich do innych obozów, a zmieniło się to dopiero po bitwie o Ardeny, gdy Niemcy nie mogli sobie poradzić z napływem jeńców.

Wysiłek twórców docenili John Katzenbach i jego ojciec Nicholas, którzy przyjęli zaproszenie producentów i złożyli wizytę na planie. Towarzyszył im syn Johna.

Nicholas Katzenbach, który spędził 27 miesięcy w Stalagu Luft III, mówi: Filmowy obóz emanował takim autentyzmem, że dostałem gęsiej skórki. Sądzę, że każdy, kto porywa się na realizację filmu o II wojnie światowej, musi liczyć się z wymogami realizmu, a twórcy "Wojny Harta" mają powody do dumy.

Produkcja

W powieści "Wojna Harta" autor John Katzenbach wykorzystał wspomnienia swego ojca, Nicholasa Katzenbacha, który w czasie II wojny światowej był jeńcem stalagu Luft III. Po wyzwoleniu Katzenbach objął funkcję prokuratora generalnego pod rządami prezydenta Lyndona Johnsona.

Wraz z upływem lat zdałem sobie sprawę, że mój ojciec nigdy tak naprawdę nie opowiadał o swych przeżyciach z obozu - mówi John Katzenbach. - Zacząłem mu więc zadawać pytania i jako pisarz szybko uświadomiłem sobie, że jego wspomnienia kryją w sobie wymarzony materiał na pełną napięcia opowieść sensacyjną. Nie minęło wiele czasu, a zasiadłem do pisania "Wojny Harta".

Gdy do produkcji skierowano ekranizację "Wojny Harta", szybko okazało się, że rodzice lub dziadkowie wielu członków ekipy mieli podobne doświadczenia, co bohaterowie filmu: dziadek autorki kostiumów Elisabetty Beraldo był włoskim jeńcem; ojciec kierownika produkcji Wolfganga Glattesa był pierwszym dowódcą niemieckiego U-bota, który wpadł w ręce aliantów; ojciec szefa studia MGM Chrisa McGurka był jeńcem wojennym, a jeden z konsultantów ekipy, pułkownik Hal Cook, trafił do tego samego obozu co Nicholas Katzenbach.

Przeniesienia na ekran "Wojny Harta" podjęli się dwaj producenci, David Ladd i David Foster, którzy niezależnie od siebie otrzymali pocztą pierwsze rozdziały książki Katzenbacha. Gdy postanowili połączyć siły, finansowania filmu podjął się prezes MGM Michael Nathanson.

David Ladd mówi: Zdawaliśmy sobie sprawę z wyzwania, przed którym stajemy. Musieliśmy przenieść na ekran powieść o skomplikowanej strukturze narracyjnej nie gubiąc przy tym jej ducha.

Pierwsze szkice scenariusza wyszły spod pióra Jeba Stuarta i Terry'ego George'a, wersję ostateczną napisał Billy Ray, który zgromadził wyczerpującą dokumentację tematu obejmującą m.in. liczne książki na temat II wojny światowej i życia w obozie jenieckim.

Producent David Foster, weteran wojny w Korei, mówi: Gdy służyłem w wojsku, pisałem przemówienia dla generała Mike'a Danielsa, dowódcy amerykańskich sił zbrojnych na Pacyfiku, który raczył nas przerażającymi, zabawnymi i pełnymi napięcia opowieściami o walkach w Europie. Opowiadał nam m.in. o tym, jak amerykańscy żołnierze wyzwolili jeden z obozów jenieckich. Był to niezwykle emocjonujący moment, który na zawsze pozostał w mojej pamięci. Stanął mi przed oczami, gdy tylko przeczytałem książkę Katzenbacha...

Reżyserię ekranowej wersji "Wojny Harta" powierzono Gregory'emu Hoblitowi, który zyskał sławę kinowym filmem Lęk pierwotny i serialami TV Nowojorscy gliniarze i Posterunek przy Hill Street.

David Ladd mówi: Greg doskonale rozumie siłę męskich więzów, a trudno sobie wyobrazić bardziej "męski" film niż "Wojna Harta". Szukaliśmy także reżysera, któremu nie obca byłaby konwencja filmu sądowego, a on ma na swym koncie "Lęk pierwotny".

Gregory Hoblit (Częstotliwość, W sieci zła), przyznaje, że ujął go scenariusz, w którym dostrzegł materiał na opowieść pełną napięcia i nie pozbawioną głębszych ambicji.

Zawsze chciałem zrealizować film, którego akcja toczyć się będzie w latach II wojny światowej, a "Wojna Harta" porusza problemy natury społecznej i politycznej, które do dziś nie straciły na aktualności - mówi. - Opowiada przy tym o fascynujących aspektach historii, o których wielu z nas dotąd nie słyszało. W naszym filmie podziwiać można spektakularne eksplozje i popisy kaskaderskie, liczą się w nim jednak przede wszystkim wspaniale zarysowane postacie - w gruncie rzeczy "Wojna Harta" to kameralna opowieść o bohaterach, którym przyszło działać pod presją. Jako reżyser miałem więc okazję pracować ze znakomitymi aktorami i świetnie napisanym dialogiem.

Rolę pułkownika Williama McNamary powierzono Bruce'owi Willisowi, który podjął się także współprodukcji filmu w ramach prowadzonej wraz z Arnoldem Rifkinem wytwórni Cheyenne Enterprises.

Arnold Rifkin mówi: Pułkownik McNamara to wymarzona rola dla Bruce'a. Trudno dziś o dobry materiał, a "Wojna Harta" to świetnie napisany scenariusz.

Bruce Willis mówi: Od dawna fascynuje mnie historia II wojny światowej, a scenariusz "Wojny Harta" przykuł moją uwagę od pierwszej do ostatniej strony.

Gregory Hoblit mówi: Bruce wydał mi się wprost stworzony do tej roli. Jest bardzo dobrym aktorem i urodzonym przywódcą - to cecha, którą się ma albo nie: nie można jej bowiem "zagrać". Bruce dojrzał, potrafi wzbudzić szacunek i wie, jak nosić mundur. Nie potrafię sobie wyobrazić w tej roli innego aktora.

W roli porucznika Tommy'ego Harta oglądamy młodego irlandzkiego aktora Colina Farrella, który zyskał sławę rolą bezczelnego rekruta w Krainie tygrysów Joela Schumachera. Gregory Hoblit zabrał kopię filmu do Idaho, gdzie pokazał ją Rifkinowi i Willisowi, którzy wpadli w niekłamany zachwyt.

David Foster mówi: Colin dosłownie rozsadza ekran. Nasz film to w pewnym sensie opowieść o dojrzewaniu, główny bohater przechodzi więc znamienną przemianę. Colin ukazał ją niezwykle przekonywająco, mimo młodego wieku jest bowiem aktorem dojrzałym.

Przed rozpoczęciem zdjęć Farrell spędził trochę czasu w Yale poznając kulisy życia w miasteczku uniwersyteckim, grany przez niego bohater jest bowiem prawnikiem. Gregory Hoblit słynie z odkrywania nowych talentów. Reżyser przesłuchał ponad 2.000 młodych aktorów zanim wybrał nieznanego Edwarda Nortona do roli w "Lęku pierwotnym" i Jima Caviezela do "Częstotliwości".

Dla wielu widzów Colin to nowa twarz - mówi. - Zagrał co prawda w kilku filmach, ale liczni kinomani zauważą go dopiero teraz. Widzowie lubią odkrywać nowe talenty, łatwiej więc się z nim utożsamią.

W rolach drugoplanowych oglądamy znakomitych aktorów: Terrence'a Howarda, Cole'a Hausera, Marcela Iuresa i Linusa Roache. Gregory Hoblit mówi: Nasz film ma bohatera zbiorowego, zależało nam więc na pozyskaniu wspaniałych aktorów do najmniejszych nawet ról. Przydają oni głębi postaciom, które łatwo byłoby sprowadzić do płytkich stereotypów.

Sekwencja transportu jeńców

Na początku filmu, gdy Tommy Hart zostaje wzięty do niewoli, oglądamy sekwencję transportu jeńców, którzy zmuszeni są podróżować w nieludzkich warunkach. Stłoczeni w bydlęcych wagonach amerykańscy jeńcy byli poważnie ranni, zbyt lekko ubrani i chorzy. Wewnątrz było tak ciasno, że więźniowie musieli stać lub siedzieć na zmianę. Za sanitariat starczyć musiało pojedyncze wiadro.

Gdy transport wjeżdża na stację, amerykańskie myśliwce zaczynają go ostrzeliwać, piloci nie wiedzą bowiem, że pociąg przewozi ich rodaków (znaki informujące o transporcie jeńców przykrył padający śnieg). Hart i jego towarzysze desperacko walczą o życie...

Sekwencja transportu jeńców była jedną z najtrudniejszych w całym filmie. Nakręcono ją w ciągu pięciu dni, a przy jej realizacji wykorzystano tysiące petard i całą masę materiałów pirotechnicznych. Kaskaderów zabezpieczały specjalne "uprzęże". Sekwencję tę sfilmowano na położonych na wzgórzu torach kolejowych w małym czeskim miasteczku Zwolonewes. Ze wzgórza rozciągał się malowniczy widok na most kolejowy.

W scenie tej wykorzystano dwa zachowane modele samolotów P-51, wypożyczone przez specjalizującą się w zdjęciach lotniczych angielską firmę Flying Pictures. Sekwencję filmowało dwanaście kamer, których pracę śledzili na monitorach video reżyser Gregory Hoblit i autor zdjęć Alar Kivilo.

Życie w obozie jenieckim

Po bitwie o Ardeny do niemieckiej niewoli dostały się tysiące aliantów. Obozy jenieckie były przepełnione, wbrew wcześniej obowiązującym zwyczajom Niemcy zmuszeni więc byli trzymać razem oficerów i szeregowych żołnierzy oraz jeńców z różnych rodzajów wojsk.

Więźniowie byli w złym stanie fizycznym i psychicznym - mówi Gregory Hoblit. - Wojna przeciągała się i Amerykanie żyli w poczuciu klęski. Niektórzy chcieli kontynuować walkę nękając strażników, inni byli wyczerpani i cieszyli się, że nie muszą dalej walczyć. Chcieli przetrwać...

Przepełnienie w obozach i ogólna sytuacja na froncie sprawiły, że jeńcy przestali otrzymywać paczki od Czerwonego Krzyża, których tak bardzo potrzebowali. Zawierające konserwy mięsne, słodycze, kawę i przybory toaletowe pierwszej potrzeby (mydło, żyletki) paczki były ważnym uzupełnieniem obozowej diety, na którą składała się głównie zupa i chleb.

Dekorator wnętrz Patrick Cassidy, którego ojciec był generałem lotnictwa, zdobył jedną z takich paczek w muzeum Czerwonego Krzyża w Szwajcarii, gdzie gromadził dokumentację przyszłego filmu. Paczki Czerwonego Krzyża pozwalały jeńcom zachować dobrą kondycję fizyczną i psychiczną - mówi. - Pod koniec wojny przychodziły nieregularnie lub były przechwytywane przez strażników, co pogarszało i tak trudną sytuację jeńców.

Zdaniem Andy'ego Andersona, byłego jeńca i chorążego królewskich sił zbrojnych Wielkiej Brytanii, Rosjanie nigdy nie otrzymywali paczek Czerwonego Krzyża: Dzieliliśmy się z nimi racjami żywnościowymi przyznanymi nam przez Niemców, ale Rosjanie głodowali tak strasznie, że wyjmowali puszki, które wyrzucaliśmy i wylizywali je do czysta. Czy można sobie wyobrazić podobny głód?

Po przybyciu do Stalagu 4B Anderson musiał zmienić buty na parę drewniaków. Otrzymał przy tym "wyprawkę" od Czerwonego Krzyża zawierający kostkę mydła, maszynkę do golenia, pastę do zębów, szczotkę do włosów i skarpety. Przez dłuższy czas co tydzień dostawał paczkę 50 papierosów, które w obozie funkcjonowały jako waluta wymienialna. Ubranie można było oddawać do pralni raz w tygodniu.

Niemieccy strażnicy nie nadawali się do ciężkiej pracy. Wszystkich zdrowych Niemców w sile wieku powołano do wojska, w obozie pracowali więc ludzie młodzi, starcy i niezdolni do walki - trzynastoletnie dzieci i mężczyźni po sześćdziesiątce.

Zarówno jeńcy jak i strażnicy dzień w dzień walczyli o przetrwanie zmagając się z nędzą i nudą. Przynajmniej raz dziennie odbywały się apele, podczas których liczono więźniów, by upewnić się, że żaden z nich nie uciekł.

Anderson, który pełnił funkcję konsultanta ekipy zanim rozpoczęły się zdjęcia, twierdzi, że apele były wspaniałą okazją, by nękać niemieckich strażników.

Celowo utrudnialiśmy im pracę wyłamując się z szeregu - mówi. - Zdarzało się, że policzenie 200 jeńców zajmowało godzinę. Nas mało to obchodziło - i tak nie mieliśmy nic lepszego do roboty...

Anderson jest przekonany, że obóz, do którego trafił, był lepszy niż inne. Na pięciu więźniów przypadał dziennie jeden bochen chleba, a w barakach było dość miejsca, by wydzielić w nich sale wykładowe i wystawiać spektakle teatralne. Jeden z więźniów pojechał nawet do Berlina pod eskortą uzbrojonego strażnika, by negocjować wymianę papierosów na kostiumy - mówi.

Dekorator wnętrz Patrick Cassidy przyznaje, że zafascynowały go różnice między poszczególnymi obozami. W niektórych z nich znaleźć można było stoły do ping-ponga, gramofony, a nawet pocztę obozową, inne nie miały żadnych wygód. - mówi. - Z reguły najlepsze były obozy dla jeńców z sił powietrznych.

Współczynnik przetrwania jeńców amerykańskich w Europie - zdaniem Charlesa Stengera, autora "American Ex-Prisoners of War", z 93.941 wziętych do niewoli zmarło 1.121 - był wyższy niż w przypadku wojny na Pacyfiku. Nie oznacza to jednak, że życie w stalagu było sielanką. Pod koniec wojny Niemcy wpadli w panikę i nadzór nad obozami przejęło SS...

Więźniowie przybywali do obozu ważąc po 80 kilogramów, a opuszczali go ważąc niespełna 50 - mówi scenograf Lilly Kilvert. - Spali po dwanaście godzin na dobę, by nie tracić zbędnych kalorii.

Mimo utraty energii alianci wykazywali się nie lada pomysłowością

Wśród jeńców byli inżynierowie, architekci, naukowcy i handlowcy - mówi Lilly Kilvert. - Budowali niesamowite rzeczy bez żadnych narzędzi i materiałów. Ich wyczyny budzą mój niekłamany szacunek.

Pułkownik Hal Cook, amerykański więzień stalagu Luft III, służył ekipie swą nieocenioną wiedzą i doświadczeniem. Jak mówi: Kilku z moich towarzyszy niedoli zbudowało radio dosłownie z niczego. Nigdy nie widziałem go w całości, bo za każdym razem rozbierali go na części, ale dzięki niemu wiedzieliśmy, co się dzieje na świecie.

Więcej informacji

Proszę czekać…